"Mam duży szacunek dla Jarosława Gowina. Rozstaliśmy się, ale to nie znaczy, że nie widzę możliwość dalszej współpracy. Wręcz przeciwnie" - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Wojciech Maksymowicz, poseł koła parlamentarnego Polska 2050. Czy gość Marcina Zaborskiego – do niedawna członek koalicji Zjednoczonej Prawicy - próbował przekonać Jarosława Gowina, by spróbował współpracować z Hołownią? "Po moich rozmowach z Hołownią przekazałem też informacje swoje, że jest to człowiek, który jest godnym szacunku wizjonerem i warto połączyć siły" - odpowiada Maksymowicz. Co na to premier Gowin? "Jest człowiekiem kulturalnym, więc nie podsumowuje tego typu rozmów" - mówi polityk.

Czy Maksymowicz namawia innych polityków z Porozumienia, by poszli w jego ślady, zmienili barwy i dołączyli do ugrupowania Hołowni? Nie prowadzę takiej rozmowy, to są wybory własne. (...) To do czego bym namawiał, to do gotowości na możliwą współpracę. I Porozumienie i Polska 2050 są ugrupowaniami mającymi zdolność do konsolidacji działań - uważa gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Pytany o to, czy Szymon Hołownia powiedział mu, iż musi być gotowy na przyspieszone wybory 10 października 2021, Maksymowicz odpowiada: Szymon Hołownia jest bardzo łebskim, młodym człowiekiem, wygląda na to, że na taką ewentualność trzeba być przygotowanym. Jest ona realna - stwierdza Maksymowicz. 

Maksymowicz o 2 mld zł dla mediów publicznych: Poparcie tej ustawy to nie była dobra decyzja

Widziałem to, nie zgadzałem się z tym - przyznaje w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Wojciech Maksymowicz, poseł koła parlamentarnego Polska 2050 pytany o to, czy nie przeszkadzało mu to, co działo się w Trybunale Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa, sądach czy mediach publicznych w 2019 roku, gdy zgodził się być w liderem listy PiS w Olsztynie w wyborach do Sejmu. Przyjąłem tę propozycję, bo uważałem, że jest szansa bycia wewnątrz tego organizmu i mówienia wprost o niektórych sprawach. Dałem temu dowód, stawiałem jednoznacznie sprawę, powiedziałem, że ta granica nie może dalej iść - tłumaczy. Ustąpiłem bez presji medialnej ze stanowiska sekretarza stanu, wróciłem do aktywności lekarskiej, oczekiwałem na moment refleksji, że musimy budować dobrą służbę zdrowia - dodaje gość Marcina Zaborskiego.

To nie była dobra decyzja, liczyłem na to, że to jednorazowa decyzja - odpowiada Maksymowicz na pytanie, czy żałuje, że poparł ustawę przekazującą 2 mld zł dla mediów publicznych.

Czy był za tym, by do TK trafili posłowie PiS - Stanisław Piotrowicz i Krystyna Pawłowicz? Nie zagłosowałbym za tym. (...) To było 2 miesiące po wyborach, podpisaniu umowy koalicyjnej i to było zobowiązanie - mówi gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM dodając, że "zapłacił cenę, jaką płaci koalicjant".

Maksymowicz: Jeżeli Hołownia mówi, że niektórzy sędziowie TK są wadliwie wybrani, to pewnie tak jest

Jeżeli to mówi, a ma zaplecze eksperckie, to pewnie tak jest - powiedział Wojciech Maksymowicz zapytany, czy zgadza się z Szymonem Hołownią, że w Trybunale Konstytucyjnym są sędziowie wybrani wadliwie, którzy nie powinni orzekać. Maksymowicz, zapytany, czy tak samo myślał, będąc posłem Porozumienia, odparł: Nie. Ufałem innym określeniom. Jak się wchodzi w układ polityczny, koalicyjny, to musiałem zaufać. Zajmowałem się zupełnie innymi sprawami.

Poseł koła "Polska 2050" mówił też, że Jarosław Gowin nie obiecywał Lidii Staroń poparcia w głosowaniu na RPO. Na pewno nie mówił o tym, że może gwarantować jakiekolwiek poparcie ze strony opozycji. Ja byłem blisko wtedy przecież tych rozmów, które mogły być prowadzone politycznie i tego typu żadnej rozmowy nie było na pewno - zapewniał Maksymowicz.

Poseł przyznał też, że obiecywane przez Jarosława Gowina wsparcie dla Warmii i Mazur, podobne do tego, jakie otrzymały gminy górskie z powodu strat w branży turystycznej, spowodowanych pandemią, nigdy nie dotarło. Nie dotarło to zapowiadane 200 mln zł. Wyjściowo mówiono o 300, potem była deklaracja o 200 i takie wystąpienie do rządu ze strony pana premiera Gowina - mówił Maksymowicz.

Marcin Zaborski, RMF FM: Umiałby pan przekonać Jarosława Gowina, żeby Porozumienie poszło do wyborów razem z partią Szymona Hołowni?

Wojciech Maskymowicz: Wie pan, ja mam duży szacunek do pana premiera Gowina. Rozstaliśmy się, jak to się zdarza czasami, że trzeba szukać czegoś nowego. Ale to nie znaczy, że nie widziałbym możliwości dalszej współpracy. Wręcz przeciwnie.

Ale próbował pan przekonać premiera Gowina, żeby on spróbował współpracować z Hołownią?

Wie pan, po moich rozmowach z Hołownią przekazałem też informacje swoje, że jest to człowiek, który jest takim godnym szacunku wizjonerem i że warto połączyć siły na pewno, ku dobremu.

I co na to premier Gowin?

Premier Gowin jest człowiekiem kulturalnym, więc nie podsumowuje rozmów tego typu. Tak że wysłuchał i dobrze.

A namawia pan innych kolegów z Porozumienia, żeby poszli w pana ślady i zmienili partyjne barwy i dołączyli do Szymona Hołowni?

Nie, nie prowadzę takiej rozmowy. Nie, absolutnie. Natomiast myślę, że jest to kwestia wyborów własnych. A poza tym Porozumienie jest potrzebnym ugrupowaniem. Jeżeli ktoś tam się dobrze czuje, to powinien się realizować. Natomiast to, do czego bym namawiał, to do pełnej gotowości na możliwą współpracę. Bo to jest duży potencjał, na pewno. I Porozumienie, jak i Polska 2050 są ugrupowaniami, które mają zdolność konsolidacji działań, różniąc się w niektórych aspektach, kierunkach, dynamice. Ale jednak są zdolne do tego.

A Szymon Hołownia powiedział panu, że musi być pan gotowy na wybory? Przyspieszone wybory 10 października tego roku.

Żyjemy tutaj. Ja mam swoje doświadczenie. Szymon Hołownia jest bardzo "łebskim", młodym człowiekiem. Wygląda, że na taką ewentualność trzeba być przygotowanym.

Bo to Hołownia mówi w TVN 24, że Kaczyński poważnie rozważa wariant 10 października. Pan wierzy w taki scenariusz?

Ja myślę, że właśnie jest to element szacunku dla zdolności pana premiera Kaczyńskiego, że niewątpliwie musi rozważać taki wariant. Jak mógłby nie rozważać? To jest absolutnie pewne. 

Od niedawna stoi pan obok Szymona Hołowni. A wcześniej był pan przy wicepremierze Gowinie. Opuścił pan klub koalicji rządowej. Powie pan dzisiaj: "Popełniłem błąd. Myliłem się. Pomogłem PiS-owi zrobić niedobre rzeczy"?

No, wie pan. To jest właśnie problem też koalicji. Przed chwilą mówiliśmy o potrzebie tworzenia koalicji. Ale koalicje to jest zawsze wybranie jakiejś wspólnej drogi, która łączy ugrupowania czy ludzi, którzy nie mają dokładnie takich samych poglądów. I jeżeli się potem umawiają - "jednak pójdziemy razem", no to są pewne oczywiście granice, które można przekraczać i są takie, których się nie powinno. Natomiast niestety jest ta sprawa umowy. Umowa musi być realizowana i dopóki ona jest realizowana, to funkcjonuje koalicja.

Gdy żegnał się pan z Porozumieniem i z klubem Prawa i Sprawiedliwości, w Newsweeku np. mówił pan tak "Zjednoczona Prawica bardzo mnie rozczarowała. Etatyzm, centralizacja za wszelką cenę, polityka kreacji haków. To wszystko znalazło swoje miejsce w 'Nowym ładzie'." Naprawdę dopiero "Nowy ład" panu to wszystko pokazał?

To na pewno narastało. Ale patrząc w krótkiej perspektywie mojej aktywności ostatniej, politycznej, czyli od 2019 r., to przed wyborami w 2019 r., w czasie bezpośrednich rozmów z panem prezesem Kaczyńskim, on był bardzo dobrym słuchaczem, zadawał ciekawe pytania. Świadczyło to o jego wiedzy np. na tematy zdrowia, nauki. Takie pytanie zadał mi, bardzo prowokujące: dlaczego u nas jest dużo mniejsza satysfakcja ze służby zdrowia niż w Czechach? Ja powiedziałem, dlaczego. I, że właśnie w tym kierunku powinno się iść, żeby nie było takiej różnicy. A dlaczego? Dlatego, że tam przed nami jeszcze stworzono system ubezpieczeniowy, nie zepsuto go przez wiele lat, a składka była na 13 proc., a nie tak jak w Polsce na 7,5.

Panie profesorze, ale w 2019 roku zgodził się pan być liderem listy Prawa i Sprawiedliwości w wyborach do Sejmu, u pana w Olsztynie. Nie widział pan wtedy np. tego, co się działo przez wcześniejsze 4 lata, w sądach, w Trybunale Konstytucyjnym, w Krajowej Radzie Sądownictwa albo w mediach publicznych? 

Tak, widziałem i nie zgadzałem się z tym.

I nie przeszkadzało to panu przyjąć propozycji - będę liderem listy Prawa i Sprawiedliwości w wyborach.

Przeszkadzało, to prawda.

Ale pan przyjął tę propozycję.

Tak, przyjąłem, dlatego że uważałem, iż jest szansa bycia wewnątrz tego organizmu i stwarzania sytuacji mówienia wprost o niektórych sprawach. Dałem temu dowód. W pewnym momencie stawiałem jednoznacznie sprawy i powiedziałem, że ta granica dalej nie może iść.

Tak, tylko to wygląda tak, że zobaczył pan to wszystko dopiero wtedy, kiedy to panu zaczęto się przyglądać, to panu zaczęto stawiać zarzuty, to pana wzięto pod lupę, jeśli chodzi o pańskie działania.

No, może niektórzy mogą tak to widzieć. Ale prawda jest taka, że ja, chyba jako jedyny, no nie, nie jedyny, ale ustąpiłem bez presji właśnie medialnej ze stanowiska sekretarza stanu, czyli wiceministra w tym rządzie. Wróciłem do aktywności lekarskiej, w sytuacji zagrożenia. Widziałem, co się dzieje wkoło i oczekiwałem, że będzie moment refleksji, że po pandemii musimy zbudować dobrą służbę zdrowia.

No tak, ale gdy Sejm decydował o przekazaniu 2 mld zł dla Telewizji Polskiej, pan był "za" w głosowaniu w Sejmie. To była dobra decyzja?

Nie, to nie była dobra decyzja, chociaż liczyłem na to, że rzeczywiście jest to jednorazowa decyzja, która daje szansę. Potem sam się rozczarowałem, że to zostało tak zapisane, że potem po roku nie miałem jak głosować przeciwko takiemu rozwiązaniu.

A był pan za tym także, żeby do Trybunału Konstytucyjnego trafili posłowie Prawa i Sprawiedliwości - Stanisław Piotrowicz i Krystyna Pawłowicz. Dzisiaj zagłosowałby pan tak samo?

No nie. Nie zagłosowałbym właśnie, dlatego nie jestem (w Porozumieniu - przy. red.). Nie dlatego, że ostatnio zderzyłem się z jakimiś tam działaniami przeciwko mnie. Tylko te działania były dlatego, że się właśnie nie zgadzałem. Wtedy było to 2 miesiące po wyborach, po podpisaniu świeżo umowy koalicyjnej. I to było takie zobowiązanie. To jest ten koszt koalicji.

No nie, tylko że wtedy, kiedy pan startował z list PiS-u, to wszyscy wokół, także pana dzisiejsi sojusznicy polityczni z opozycji mówili, że PiS traktuje poszczególne instytucje jak łup polityczny. A pan jakoś na to nie zwrócił wtedy uwagi. Szedł pan z PiS-em.

Tak, jak powiedziałem, zapłaciłem cenę taką, jaką płaci właśnie koalicjant. Tak jak Porozumienie do tej pory płaci taką cenę i musi firmować niektóre działania, których na pewno by nie chciało. Ja już nie muszę, bo odszedłem.

A będzie pan teraz aktywniejszym posłem w polskim Sejmie?

Jak się jest w opozycji, to aktywność jest zdecydowanie większa.

Do tej pory jedną interpelację pan złożył i to w ostatnich dniach, przez cały ten czas od wyborów. A wypowiedzi w Sejmie miał pan cztery, w tym dwie jako wiceminister. Niewiele.

To prawda. Ale to nie jest główną miarą aktywności politycznej, tylko raczej to, jak się wpływa na politykę. Ja byłem członkiem ekipy rządzącej. Ministrowie nie składają interpelacji do swojego rządu.

A są tacy, którzy składają, w pana klubie poprzednim.