Zakopane - jedno z najpopularniejszych miast turystycznych w Polsce - zmaga się z poważnym kryzysem transportowym. Próba uporządkowania rynku przewozów zakończyła się fiaskiem. Zamiast oczekiwanej reformy, pojawił się otwarty konflikt, który podzielił lokalnych samorządowców i środowisko taksówkarzy.
- Projekt uchwały zakładający maksymalne stawki za kursy został wycofany po fali sprzeciwu ze strony lokalnych przewoźników.
- Taksówkarze krytykują konsultacje i konkurencję z aplikacjami - zarzucają władzom brak realnego dialogu oraz nierówne warunki rywalizacji z kierowcami na aplikację.
- Samorząd wycofuje się z regulacji cenowych, stawia na oznakowanie i identyfikację - w miejsce sztywnych stawek wprowadzone mają zostać nowe środki porządkowe.
Celem planowanych zmian było wprowadzenie większej przejrzystości na rynku usług przewozowych, ograniczenie nadużyć i zapewnienie uczciwych warunków dla wszystkich przewoźników. Projekt uchwały, nad którym pracowali zakopiańscy radni, przewidywał m.in. wprowadzenie maksymalnych opłat: 11 zł za rozpoczęcie kursu, 8 zł za kilometr w taryfie dziennej, 9 zł w nocnej oraz 50 zł za godzinę postoju.
Dla lokalnych przewoźników propozycje były jednak nie do przyjęcia. Ktoś w urzędzie wyliczył stawkę zza biurka, bez znajomości realiów - mówił jeden z taksówkarzy podczas emocjonalnej debaty. Podkreślano, że Zakopane nie jest miastem całorocznym, a przychody z przewozów koncentrują się w zaledwie kilku miesiącach sezonu turystycznego.
Taksówkarze kontra aplikacje i urzędnicy
Wśród zarzutów najczęściej pojawiał się brak realnych konsultacji. Choć samorząd tłumaczył, że projekt był konsultowany ze stowarzyszeniami branżowymi, sami kierowcy uważają, że ich głos został zignorowany. To była fikcja, nie konsultacje. Nie da się porównać Zakopanego do dużych miast, które pracują cały rok. My żyjemy z pięciu, może sześciu miesięcy sezonu. W pozostałym czasie nie ma praktycznie ruchu - komentowali.
Krytykowano również fakt, że regulacje miały obowiązywać wyłącznie na terenie miasta. A co z kursami do Morskiego Oka czy Murzasichla? - pytali przewoźnicy. To wciąż będą "paragony grozy", bo regulacje ich nie obejmują.
Duże emocje wzbudził także wątek konkurencji ze strony firm aplikacyjnych. Płacimy podatki, utrzymujemy samochody, a musimy rywalizować z kierowcami, którzy jeżdżą za stawki z aplikacji, często bez pełnych etatów i bez lokalnych licencji - mówił jeden z taksówkarzy. Gdy przychodzi kontrola ITD, zdejmują koguty i udają, że nie są taksówką. To jest uczciwa konkurencja? - pytali.
Zawieszenie stawek, zmiana kierunku
W obliczu narastającego sprzeciwu radni z Komisji Ekonomiki zdecydowali o wycofaniu z projektu zapisów dotyczących maksymalnych stawek. Zamiast tego zapowiedziano dalsze prace nad innymi rozwiązaniami, które mają uporządkować rynek, m.in. obowiązkowym oznakowaniem pojazdów i wprowadzeniem identyfikatorów kierowców.
Radny Wojciech Tatar apelował o większe zaangażowanie miasta w ochronę lokalnych przewoźników. Na sesji można było usłyszeć, że w weekendy do Zakopanego przyjeżdżają taksówki z Krakowa czy Nowego Targu i odbierają klientów. Samorząd powinien więc działać w interesie mieszkańców.
Burmistrz Łukasz Filipowicz przyznał jednak, że miasto ma ograniczone możliwości. Nie możemy odmówić wydania licencji, bo nie mamy ku temu podstaw prawnych. Ten problem dotyczy nie tylko nas, ale także innych samorządów w całym kraju - tłumaczył.
W Zakopanem zarejestrowanych jest obecnie 456 licencjonowanych przewoźników - to wyjątkowo dużo jak na miasto tej wielkości. Reforma miała przynieść przejrzystość i porządek. Tymczasem zamiast systemowych zmian, mamy wycofywanie się z zapowiadanych decyzji i pogłębiający się chaos.
Mówiliście, że ustalając stawki, coś się zmieni. A teraz się z tego wycofujecie, bo ktoś krzyknął głośniej. Gdzie tu konsekwencja? - pytali rozgoryczeni taksówkarze na zakończenie posiedzenia.