Hala targowa przy ul. Modlińskiej 6D w Warszawie została zamknięta decyzją nadzoru budowlanego. Kupcy, którzy nie podporządkowali się nakazowi opuszczenia obiektu, próbują siłowo wrócić do środka. Na miejscu interweniuje policja. Co doprowadziło do eskalacji konfliktu? W tle są pożar, butle gazowe, brak umów i poważne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.
- Hala przy Modlińskiej 6D została zamknięta decyzją inspektora nadzoru budowlanego z powodu poważnych zagrożeń dla bezpieczeństwa - m.in. zablokowanych wyjść ewakuacyjnych i niesprawnych instalacji przeciwpożarowych.
- Kupcy nie podporządkowali się nakazowi opuszczenia obiektu, okupowali halę, dokonywali nielegalnych przeróbek i używali butli gazowych - sprawą zajęły się straż pożarna i policja.
- Zdesperowani handlarze grożą siłowym wejściem do środka. Czy napięta sytuacja doprowadzi do eskalacji konfliktu?
Decyzja z rygorem natychmiastowej wykonalności
"Centrum Handlowe Modlińska 6D zostało zamknięte decyzją wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego. Powodem jest poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa" - przekazał zarządca hali, spółka Mirtan.
Zarządca Centrum Handlowego Modlińska 6D - spółka Mirtan - poinformowała o natychmiastowym zamknięciu hali targowej. Podstawą jest decyzja wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego z 16 kwietnia 2025 r., utrzymująca w mocy wcześniejszą, zaskarżoną decyzję powiatowego inspektora nadzoru budowlanego (PINB), która tym samym stała się ostateczna i podlegająca natychmiastowej wykonalności.
Pożar, butle gazowe i brak dostępu do hydrantów
Hala przy Modlińskiej była kilkukrotnie kontrolowana przez PINB i straż pożarną. W decyzji pokontrolnej ze stycznia PINB nakazał: "przywrócenie poprzedniego sposobu użytkowania, tj. na cele biurowo-usługowe wraz z centrum wystawienniczym (z wyłączeniem usług gastronomicznych), zespołu zabudowy znajdującej się na terenie nieruchomości przy ul. Modlińskiej 6D w Warszawie, wykorzystywanej obecnie jako centrum handlowe z usługami gastronomicznymi".
Po kontroli przeprowadzonej w lutym strażacy nakazali zapewnić możliwość otwarcia drzwi ewakuacyjnych oraz dostęp do hydrantów, które - jak przekazał zarządca - były częściowo zastawione zabudowami boksów handlowych.
Nakazano też przywrócenie sprawności instalacji i systemów ochrony przeciwpożarowej, w tym m.in. sygnalizacji pożaru, oświetlenia awaryjnego i oddymiającego. Były one uszkodzone podczas prac budowlanych ekip kupców adoptujących halę pod stoiska handlowe - zaznaczył zarządca hali.
Zabroniono również używania butli gazowych wewnątrz hali. Według zarządcy były one wykorzystywane przez kupców do gotowania. Uwzględniając naruszenie wymagań należało uznać, że występujący stan może stworzyć zagrożenie życia ludzi na wypadek wybuchu pożaru w obrębie kontrolowanego budynku. Tym samym decyzji, ze względu na ochronę zdrowia i życia ludzkiego, nadaję rygor natychmiastowej wykonalności - stwierdził komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej.
Kupcy ignorują nakaz opuszczenia. Sytuację monitoruje policja
Zarządca - spółka Mirtan - przekazała, że wielokrotnie była wzywana do wprowadzenia zaleceń pokontrolnych, ale przedstawiciele kupców, odmawiając zawarcia umowy najmu i opłaty czynszu, okupowali halę. Zamykali i zastawiali wejścia i wyjścia (w tym ewakuacyjne), a w środku dokonywali przeróbek.
Według zarządcy kupcy nie stosowali się do zaleceń inspekcji PSP, która wykryła liczne nieprawidłowości i zagrożenia pożarowe, a sam zarządca hali nie był w stanie ich wdrożyć. "Zarządca hali wielokrotnie próbował polubownie rozwiązać sytuację. Odwoływał się od pierwszych decyzji PINB, chcąc dać kupcom czas na usunięcie zagrożeń i dostosowanie działalności do norm. Jednak działania te nie przyniosły efektu" - napisała spółka.
Zgodnie z decyzją PINB kupcy zostali wezwani do opuszczenia hali. "Również i na ten obowiązek nie odpowiedzieli. Wobec tego w najbliższych dniach będą mogli odbierać swój towar z zabezpieczonych komisyjnie stoisk" - dodała spółka Mirtan.
W poniedziałek przed wejściem na halę zebrali się kupcy, którzy chcą siłowo wejść na teren obiektu. Policjanci są na miejscu i pilnują, by nie doszło do naruszania prawa oraz zagrożenia zdrowia i życia. Rozmawiamy z obiema stronami, by nie dopuścić do eskalacji emocji. Jeżeli jakaś osoba została pokrzywdzona, informujemy o możliwości złożenia zawiadomienia - powiedziała nadkom. Paulina Onyszko z policji na Białołęce.