"Na ten moment nie ma dowodów wskazujących na udział osób trzecich" - powiedział Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów, która wszczęła dochodzenie w sprawie pożaru na stacji Racławicka. Ogień pojawił się we wtorkową noc i spowodował poważne zakłócenia. Obecnie śledczy prowadzą działania mające na celu ustalenie przyczyn zdarzenia.

REKLAMA
Metro Racławicka

Pożar wybuchł 1 lipca w tunelu kablowym, zlokalizowanym w tzw. podłodze technicznej, znajdującej się pod pomieszczeniami stacji. Ogień objął przewody oraz elementy infrastruktury energetycznej. W kulminacyjnym momencie na miejscu działało 11 zastępów straży pożarnej. Akcja strażaków zakończyła się po godz. 9.

Zniszczeniu uległy kluczowe urządzenia odpowiedzialne za zasilanie i sterowanie ruchem pociągów, w tym światłowody. W efekcie awarii wstrzymano ruch nie tylko na linii M1, ale także - czasowo - na linii M2.

Na miejsce skierowano specjalistów, w tym biegłych z zakresu pożarnictwa. Władze miasta zareagowały natychmiast, zwołując sztab kryzysowy.

Obecnie trwa szczegółowe ustalanie przyczyn pożaru, a śledczy nie wykluczają dodatkowych działań, choć na razie brak wskazań na celowe działanie.

Metro w Warszawie. Prokuratura wszczęła dochodzenie

Zgodnie z informacjami przekazanymi przez prokuratora Piotra Antoniego Skibę, śledczy prowadzą obecnie działania mające na celu ustalenie przyczyn zdarzenia. Na ten moment nie ma dowodów wskazujących na udział osób trzecich - zaznaczył przedstawiciel prokuratury.

Warszawiacy odczuli skutki awarii w porannych i popołudniowych godzinach szczytu. Zastępcza komunikacja naziemna pomogła częściowo odciążyć ruch, jednak dla wielu pasażerów poranek okazał się wyjątkowo trudny.

Po dwudniowej przerwie w czwartek rano linia warszawskiego metra M1 ruszyła na całej trasie, ale pociągi nie zatrzymują się na stacji Racławicka.