Niespodziewany zwrot w sprawie pirata drogowego, który usłyszał zarzuty spowodowania zagrożenia katastrofą lądową za jazdę w Warszawie samochodem z prędkością przekraczającą 350 kilometrów na godzinę. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące tej brawurowej jazdy.
Śledczy z warszawskiej Ochoty uznali, że nie doszło do przestępstwa, o którym mowa w przepisach kodeksu karnego.
33-latek miał odpowiadać za sprowadzenie bezpośredniego zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym. Natomiast według prokuratury zagrożenie, jakie stwarzał, nie było bezpośrednie, a jedynie potencjalne.
To nie wystarcza, by ktoś odpowiadał za przestępstwa, więc sprawę przekazano policji. Teraz kierowca będzie odpowiadał za wykroczenie polegające na przekroczeniu dozwolonej prędkości.
Policjanci zatrzymali dwch mczyzn - kierowc i pasaera - po tym, jak w sieci pojawio si nagranie z brawurowej jazdy BMW ulicami Warszawy. Kierowca pdzi tras S79, a prdkociomierz jego auta wskazywa 390 km/h.Policja zabezpieczya pojazd oraz sprzt do nagrywania.... pic.twitter.com/ELA4yYVBJ6
thepolandnews_June 25, 2025
Pod koniec czerwca w sieci pojawiło się nagranie, na którym widać wnętrze samochodu mknącego trasą S-79 w Warszawie. Kierowca trzyma w ręku telefon, a pasażer rejestruje prędkościomierz wskazujący blisko 400 kilometrów na godzinę.
Jak się okazało, mężczyzna jechał na pewno kilkadziesiąt kilometrów na godzinę wolniej.
Śledczy ustalili, że kierowca na potrzeby nagrania zamontował nakładkę, która wskazywała prędkość maksymalną samochodu 400 km/h, gdy w rzeczywistości na zegarze krańcowa wielkość to 330 kilometrów.
Chodziło o efekciarstwo, o szpan - usłyszał od prokuratorów nasz reporter.