Jest wyrok ws. „króla dopalaczy”. Warszawski sąd okręgowy skazał Jana S. na 12 lat więzienia i 225 tys. zł grzywny. Mężczyzna był oskarżony o kierowanie grupą handlującą dopalaczami oraz narażanie życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób. Pięć z nich zmarło.

REKLAMA
Oskarżony Jan S. w siedzibie Sądu Okręgowego Warszawa-Praga

Proces przeciwko Janowi S., jego ojcu Jackowi S., partnerce "króla dopalaczy" Paulinie C. i mężczyźnie, który miał zakładać konta służące do prania pieniędzy z dopalaczy, rozpoczął się w marcu 2021 roku.

Jan S. był oskarżony o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą zajmującą się wprowadzeniem do obrotu szczególnie niebezpiecznych dla zdrowia lub życia środków zawierających substancje o działaniu psychoaktywnym.

Miał też zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób, wprowadzenia do obrotu ponad 350 kilogramów dopalaczy, nabycia znacznej ilości substancji psychotropowych, prania brudnych pieniędzy, nakłaniania do pośrednictwa w obrocie dopalaczami, a także zmuszanie lub pomocnictwo do posługiwania się fałszywymi dokumentami tożsamości.

Na ławie oskarżonych zasiadła także partnerka Jana S. - Paulina C., której prokuratura zarzuca blisko czteroletni udział we wprowadzaniu do obrotu niebezpiecznych substancji. Oskarżony był także ojciec Jana S. - Jacek S., z zawodu adwokat. Jemu przedstawiono zarzuty prania brudnych pieniędzy. Czwartą oskarżoną osobą był mężczyzna udostępniający grupie Jana S. swoje rachunki bankowe. Utworzył on także na terenie Słowacji spółkę handlową, której operacje finansowe miały ukryć stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków pieniężnych.

12 lat więzienia i grzywna

We wtorek zapadł wyrok w tej sprawie. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga uznał, że Jan S. jest winny i wymierzył mu karę 12 lat pozbawienia wolności oraz karę 225 tys. grzywny. Sąd zasądził również obligatoryjny przepadek równowartości korzyści majątkowej uzyskanej w wyniku przestępstwa w kwocie 28,7 mln zł.

Sąd uznał także winę partnerki życiowej "króla dopalaczy" - Pauliny C., której prokuratura zarzuciła blisko czteroletni udział w procederze wprowadzania do obrotu niebezpiecznych substancji, a także przestępstwo prania brudnych pieniędzy. Sąd skazał ją na karę 2 lat oraz 3 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę w wysokości 20 tys. W ocenie sądu Paulina C. miała aktywny udział w procederze i nie było to pomocnictwo, ale współsprawstwo.

Trzeciemu oskarżonemu Tobiaszowi N. oskarżonemu o to, że na potrzeby przestępczego procederu udostępniał grupie Jana S. swoje rachunki bankowe oraz utworzył na terenie Słowacji spółkę handlową, której operacje finansowe miały ukryć stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków pieniężnych, sąd wymierzył karę 1 roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności oraz grzywnę w wysokości 2 tys. zł.

Z kolei ojca Jana S. - Jacka S. z zawodu adwokata, któremu w toku śledztwa przedstawiono zarzuty prania brudnych pieniędzy sąd uniewinnił. Sąd podkreślił, że w całości podzielił argumenty jego obrony. Jeżeli prześledzi się całość zgromadzonego materiału dowodowego, sąd musiał się zgodzić ze stanowiskiem obrońcy. Nie sposób przypisać Jackowi S. sprawstwa w zakresie prania brudnych pieniędzy - mówiła na sali rozpraw sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz.

Wyrok jest nieprawomocny.

Jak sędzia uzasadniła wyrok?

W uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Brygidyr-Dorosz podkreśliła, że "ta sprawa nie ma żadnego charakteru politycznego pomimo usilnego lansowania tego przez oskarżonego i obrońców".

Wskazała m.in. na szereg dowodów oraz zeznań świadków i podkreśliła, że powyższe ustalenia przełożyły się na przypisanie oskarżonym czynów wskazanych w akcie oskarżenia z pewnymi modyfikacjami.

Sędzia zaznaczyła również, że zorganizowana grupa przestępcza to oparta na porozumieniu grupa co najmniej trzech osób, która posiada cel polegający na popełnianiu przestępstw. Nie jest wymagany stały skład grupy, a jej członkowie mogą popełniać przestępstwa w różnych składach. Sąd nie miał żadnych wątpliwości, co do kwalifikacji czynu dotyczącego Jana S. - mówiła sędzia.

Zaznaczyła też, że jeśli chodzi o wysokość wyroku kierowała się dyrektywami wymiaru kary tak, aby nie przekraczała ona stopnia winy i miała na celu kwestie zapobiegawcze i wychowawcze. Niewątpliwie przestępstwa, których dopuścił się oskarżony były przestępstwami o bardzo wysokim stopniu szkodliwości - zaznaczyła sędzia. Dodała, że wprowadzanie dopalaczy i innych środków było przestępstwami, których oskarżony tak naprawdę dopuścił się dla zysku.

Po przeprowadzeniu postępowania dowodowego sąd miał nieodparte wrażenie, że oskarżony bawił się życiem potencjalnych nabywców i czerpał z tego ogromne korzyści. To, że te osoby nabywały i przyjmowały te środki nie zwalnia z odpowiedzialności karalnej oskarżonego Jana S. (...) Proceder ten miał szeroki krąg. Co istotne, tak naprawdę osobami kupującymi były osoby głównie małoletnie nie potrafiące ocenić niebezpieczeństwa, które płynęło z zażywania tych środków, a oskarżony oferując atrakcyjną cenę korzystał z takiego braku dorosłości po stronie kupujących - powiedziała sędzia Brygidyr-Dorosz.

Zwróciła uwagę, że oskarżony mówił, że prokurator "chce mu odebrać 13 lat życia", a sam swoim zachowaniem "niektórym osobom zabrał całe życie, bo nie miały one szans wejść w dorosłe życie, rozwinąć skrzydła". Nie ma zgody na żerowanie na pewnych dysfunkcjach tych osób. Na tworzenie fortuny poprzez wykorzystanie osób, które w jakiś sposób nie do końca są świadome, co kupują - stwierdziła sędzia.

Dodała, że jedyną przesłanką działającą na korzyść Jana S. była jego uprzednia niekaralność.

Jan S. oskarżony o pośrednie przyczynienie się do śmierci m.in. 15-letniego Damiana

Z aktu oskarżenia wynika, że "król dopalaczy" pośrednio przyczynił się do śmierci 16-letniego Filipa z Warszawy, 15-letniego Damiana z Biłgoraju, 23-letniego Artura z Radomia i dwóch młodych Polaków: Mateusza i Krystiana, których ciała 12 lutego 2018 roku znaleziono w Rugby w Wielkiej Brytanii. 18-letni Bartek ze Świdnika i Ania ze Strzelec Opolskich zostali odratowani w szpitalu. Wszyscy zatruli się fentanylem zawartym w jednym ze sprzedawanych specyfików.

"Król dopalaczy" był poszukiwany dwoma listami gończymi, w tym Europejskim Nakazem Aresztowania. Ukrywał się głównie w Holandii. Był tam nawet zatrzymany w maju 2018 r., ale tamtejszy sąd nie zgodził się na jego aresztowanie i wyznaczył kolejny termin posiedzenia. W międzyczasie "król" zniknął. Został zatrzymany 3 stycznia 2020 r. w Milanówku, w okolicach domu swoich rodziców i od tamtej pory przebywa w areszcie śledczym.

Jan S. oskarżony o podżeganie do zabójstwa min. Zbigniewa Ziobry

Jan S. jest oskarżony także w innym procesie, który toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Odpowiada w nim m.in. za podżeganie do zabójstwa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz prokuratora i policjantów, którzy rozbili grupę handlującą używkami.

Prokurator: Są liczne dowody, wyjaśnienia i zeznania

Prokurator Wojciech Misiewicz w swojej mowie końcowej wskazał na liczne dowody, wyjaśnienia i zeznania świadków dotyczące oskarżonego.

Na tych wszystkich świadków składają się zarówno współpracownicy oskarżonego w tym nielegalnym biznesie(...). Są świadkowie, którzy nabywali środki. Są świadkowie, którzy uczestniczyli w dostarczaniu oskarżonemu Janowi S. komponentów chemicznych i innych przedmiotów. Są wreszcie świadkowie, którzy otarli się o interesy majątkowe rodziny. Brakuje niestety świadków, którzy nie zabiorą głosu z przyczyn oczywistych. Mam na myśli pięć osób, które nie dożyły tego postępowania - mówił prok. Misiewicz.

Wskazał, że wszystkie te osoby padły w jakiś sposób ofiarą Jana S. Nawet jeżeli Jana S. nigdy nie poznały, a kojarzyły tę osobę, jako właściciela sklepu i nabywały od niego środki, więc de facto współpracowały i finansowały tę przestępczą działalność - podkreślił prok. Misiewicz.

Zaznaczył, że oskarżony został określony przez media "królem dopalaczy". Jest to pewne uproszczenie, bo monarcha nie ma konkurencji na danym terenie. Tutaj konkurencja była (...) Oskarżony robił wiele, aby prześcignąć konkurencje, przejąć ich rynek oraz wygrać i to nie tylko w skali ogólnopolskiej, ale i globalnej (...) Oskarżony stworzył koncern, który z powodzeniem konkurował z innymi. Koncern, który masowo dystrybuował na potrzeby konsumenckie i potrzeby hurtowe, a więc z przeznaczeniem do dalszej dystrybucji środki zastępcze oraz środki o charakterze narkotycznym - wyliczał prokurator.

Prokurator w swojej mowie końcowej odniósł się też do zarzutów ze strony obrońców oskarżonych o polityczne podłoże procesu w związku z procesem, w którym Jan S. oskarżony jest on m.in. o podżeganie do zabójstwa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz właśnie prokuratora Wojciecha Misiewicz i policjantów, którzy rozbili grupę handlującą używkami. Konia z rzędem temu, kto wykaże jakikolwiek związek pomiędzy mną a panem ministrem (...) i uzasadni tło polityczne w zakresie gromadzenia materiału dowodowego - mówił Misiewicz.

Jan S. zaprzeczył, że jest "królem dopalaczy"

W mowie końcowej Jan S. podkreślał natomiast, że to osobista i polityczna rozgrywka, a działania prokuratury są od początku stronnicze. Zaznaczył, że osoba, która domaga się jego ścigania i czuje się zagrożona w innym postępowaniu, tutaj go oskarża. Nie jestem przestępcą. Nie jestem żadnym "królem dopalaczy", mimo że niektórzy chcą bym nim był - powiedział w sądzie.

Byłem młody. Jak każdy z nas myślałem o lepszym życiu, ale wszystkie biznesy, których się podejmowałem były legalne, zarówno moja firma w Holandii, jak i oferowane przez nią produkty. Tak samo w Polsce. To, że komuś się zmieniło postrzeganie prawa i chce na tym budować swoją karierę, czy politykę, to jeszcze nie jest powód, czy dowód, by usadzić mnie na czele jakieś grupy, postawić zarzuty, ale tak naprawdę próbować mnie ugrillować - mówił przed sądem Jan S.

Dla mnie to jest oczywiste, że w sprawie, w której tak naprawdę mówimy o legalnych produktach, w sprawie, w której sądy na początku nawet nie chciały aresztować oskarżonych, trzeba sobie odseparować jednego oskarżonego, wybrać go i zbudować odpowiednią narrację - zaznaczył Jan S.

Dodał, że to "czysta manipulacja i zakłamanie". Nigdy w swoim życiu nie kierowałem się złem drugiej osoby. Ja akurat jestem wychowany w rodzinie, gdzie jest czworo rodzeństwa i zawsze byłem uczony, żeby wspierać, żeby być uczciwym, żeby kierować się dobrem drugiego człowieka - zapewniał Jan S. na sali rozpraw.

Jeden z pełnomocników Jana S. mecenas Antoni Kania-Sieniawski podkreślał, że każdy zasługuje na sprawiedliwy proces tak, by każda biorąca w nim udział osoba nie miała zastrzeżeń do pracy prokuratora czy policji. Wniósł o jego uniewinnienie.

Pełnomocnicy pozostałych oskarżonych również wnieśli o ich uniewinnienie.