Nie żyje 40-letni ojciec dwójki dzieci, ofiar tragicznego karambolu na S7 w Borkowie koło Gdańska w Pomorskiem, do którego doszło w październiku 2024 roku. Informację o odejściu mężczyzny przekazała Fundacja Siepomaga. W zeszłorocznym karambolu łącznie zginęły 4 osoby, a 15 zostało rannych. Wśród zabitych była 9-letnia Eliza i 12-letni Tomek, dzieci 40-latka. Rodzina wracała z meczu Lechii Gdańsk z Legią Warszawa.
Odszedł ojciec dzieci, które zginęły w październikowym karambolu koło Gdańska
"Niestety, dziś z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o odejściu Kamila - ukochanego brata, syna, taty, przyjaciela. Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia (...). Rodzinie i bliskim składamy szczere kondolencje" - taki komunikat zamieściła Fundacja Siepomaga, za pośrednictwem której zbierano pieniądze na leczenie 40-letniego mężczyzny poszkodowanego w karambolu na S7 w październiku zeszłego roku.
Niewydolność oddechowa i krążeniowa, liczne złamania, krwawienia wewnątrzczaszkowe, oparzenia stopnia 2. i 3. stopnia - taki był stan mężczyzny po wypadku.
40-latek jest więc piątą ofiarą śmiertelną zdarzenia. Wcześniej, na miejscu, zginęły cztery osoby.
Tragedia w Pomorskiem
Do karambolu doszło 19 października po godz. 23 na S7 w Gdańsku, między wjazdem Lipce a Gdańsk Południe, na remontowanym odcinku trasy. Brało w nim udział 21 pojazdów - 18 osobowych i trzy ciężarowe, którymi łącznie podróżowało 56 osób.
Jednym z pierwszych dziennikarzy, który dotarł na miejsce tragedii, był reporter RMF FM Stanisław Pawłowski.
Samochody staranował 37-letni Mateusz M., kierowca tira. Usłyszał zarzuty spowodowania katastrofy drogowej, za co grozi do 15 lat więzienia.
Badania toksykologiczne nie wykazały obecności substancji psychoaktywnych. Oznacza to, że kierowca w chwili zdarzenia był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych - mówił w zeszłym roku prokurator Mariusz Duszyński.
Badania telefonu podejrzanego wykazały, że nie był używany w trakcie zdarzenia.