Plany budowy elektrowni jądrowej budzą wśród mieszkańców pomorskiej gminy Choczewo mieszanie uczucia. Reporter RMF FM Kuba Kaługa rozmawiał z członkami lokalnych społeczności i jak twierdzi, zdecydowanie łatwiej spotkać przeciwników inwestycji. Główne obawy mieszkańców dotyczą zahamowania turystyki, degradacji środowiska i odcięcia im dostępu do plaży.
Decyzję w sprawie budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce ogłosił pod koniec października premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu poinformował o tym we wpisie w mediach społecznościowych.
Z kolei w środę amerykański inwestor, przedsiębiorstwo Westinghouse, jako preferowaną lokalizację budowy elektrowni wskazał Lubiatowo-Kopalino w gminie Choczewo na Pomorzu.
Na stronach wykazu prac legislacyjnych rządu opublikowano informację na temat projektu uchwały Rady Ministrów w sprawie budowy wielkoskalowych elektrowni jądrowych w RP. W projekcie znajdują się informacje na temat m.in. technologii i preferowanej lokalizacji.
"Najbardziej boimy się o turystykę"
Plany budowy elektrowni jądrowej budzą wśród mieszkańców gminy Choczewo mieszane uczucia. Zdecydowanie łatwiej jest spotkać przeciwników inwestycji.
Główne obawy mieszkańców dotyczą zahamowania turystyki, degradacji środowiska i odcięcia im dostępu do plaży. Mieszkańcy martwią się, czy gdy jak ruszy budowa, goście nadal będą chcieli przyjeżdżać nad morze.
Najbardziej boimy się o turystykę. Wszystko będzie poniszczone - tego też się obawiamy - mówiła jedna z rozmówczyń reporterowi RMF FM Kubie Kałudze.
Turystyka siądzie. Wszystko będzie zniszczone. Nie wiem, co z tego będzie, może gmina Choczewo na tym skorzysta, ale my tu blisko mieszkający będziemy mieli wszystko zniszczone - mówiła mieszkanka Biebrowa, miejscowości znajdującej się obok Słajszewa.
"Sprawa jest już chyba przesądzona"
Jak donosi reporter RMF FM, tablice wjazdowe do kolejnych miejscowości, przystanki i znaki drogowe są pełne naklejek z napisem "atom stop". Choć mogą to być pozostałości po dawnych protestach, to w Słajszewie, miejscowości, która leży najbliżej prawdopodobnej lokalizacji elektrowni, na większości domów wiszą antyatomowe banery. To wskazuje, że nastroje są raczej aktualne.
Mam nadzieję, że elektrownie powstanie jak najdalej od mojego cudownego miejsca. Widzę jednak, że sprawa jest już chyba przesądzona - mówiła jedna z mieszkanek Słajszewa.
Mieszkam w Warszawie. Pędzę z tego zatłoczonego miasta, żeby tutaj odetchnąć od tego wszystkiego. Kocham Słajszewo, po prostu kocham. Zdaję sobie sprawę, że jest potrzebna elektrownia, ale może gdzie indziej - wyraziła nadzieję kobieta spędzająca wolny czas w tej miejscowości gminy Choczewo.
Ja jestem przeciw budowie i co? Co ja jedna mogę zrobić? Nic - zauważyła kolejna mieszkanka. Niemal wszyscy przyznają, że są zmęczeni ciągnącymi się już latami zapowiedziami tej inwestycji.
"Wszyscy mają atom, dlaczego my mamy nie mieć?"
Są jednak i mieszkańcy, którzy widzą pozytywy w inwestycji. Wynikają one chociażby z szans rozwoju całego regionu.
Gdziekolwiek ona nie powstanie, myślę, że wielkiej różnicy nie ma. Jest to jednak szansa rozwój dla całego regionu - mówił mieszkaniec gminy Choczewo. Na uwagę naszego reportera, że jest pierwszą z kilkunastu osób, które wyrażają się pozytywnie o inwestycji, mężczyzna zażartował, że "nie, nie mieszka w Słajszewie".
Mieszkam w gminie Choczewo, ale nie w tej miejscowości. Gdybym jednak tam mieszkał, i tak nastawiałbym się na jakiekolwiek plusy tej inwestycji - dodał mężczyzna.
Myślę, że lepiej spojrzeć na pozytywy tej sytuacji - idźmy za ciosem, wszyscy dookoła mają atom, dlaczego my mamy nie mieć? - podsumował rozmówca reportera RMF FM.
Jednym z podnoszonych argumentów za budową elektrowni jądrowej w gminie Choczewo jest stworzenie kolejnych miejsc pracy.
Może nie chodzi o główne miejsce pracy, ale jakieś poboczne. Samo skoszenie trawy dookoła tej elektrowni napędzi lokalny rynek - mówił mieszkaniec gminy Choczewo.
"Dziś nie ma ludzi do pracy"
Mężczyzna prowadzący dużą agroturystykę w Słajszewie powiedział naszemu reporterowi, że nie wierzy w korzyści dla regionu i rozruszanie gospodarki. Ma też wątpliwości, czy inwestycja w ogóle powstanie.
Czy będzie, czy nie będzie, teraz jest to nagłośnione, bo wybory się zbliżają. Nie bardzo w to wierzę. Mam nadzieję, że nie powstanie - mówił przedsiębiorca. Z przekąsem zaznaczył, że "już nie jedna, a trzy elektrownie powstają".
Dziś nie ma ludzi do pracy. Dziś nie ma bezrobocia. Ten, co nie chce robić, to nie będzie robił - dodał.
Mężczyzna potwierdził, że jako lokalnie działający przedsiębiorca ma kłopot z pracownikami. Zastanawia się, skąd wziąć pracowników, jeśli elektrownia faktycznie powstanie.
Ktoś mówi, że będzie zatrudnienie, ale skąd tych ludzi wziąć? My na tym nie zarobimy - ci, co przyjadą, to pieniądze wywiozą do siebie - stwierdził.
Kto zarobi na atomie?
Około 40 polskich firm już pracuje przy budowie pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej. Współpracę z nimi rozpoczął amerykański Westinghouse, którego w środę - rząd - formalnie wybrał do budowy. Przede wszystkim inwestycja będzie opłacać się firmom z Polski, które są specjalistami w swojej dziedzinie.
Zaangażowanie polskich firm w cały projekt jest kluczowe. Atom ma bowiem kosztować 100 miliardów złotych. Gdyby te pieniądze w stu procentach trafiły za Ocean, to wizerunkowo mogłoby być trudne dla rządu. W trakcie negocjacji jednym z warunków polskiej strony było zaangażowanie w projekt polskich firm.