Wystawę "Nasi chłopcy", poświęconą mieszkańcom Pomorza wcielonym do armii III Rzeszy, skrytykowali były, jak i obecny szef MON. Zdaniem Mariusza Błaszczaka gdańska ekspozycja to "jawna realizacja niemieckiej narracji". Władysław Kosiniak-Kamysz napisał, że "nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi". "To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach" - dodał. Krytyki dla Muzeum Gdańska nie szczędził także prezydent Andrzej Duda.

REKLAMA
Prezydent Andrzej Duda i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz

  • W Gdańsku otwarto wystawę "Nasi chłopcy", pokazującą losy mieszkańców Pomorza wcielonych do armii III Rzeszy.
  • Politycy prawicy, w tym Mariusz Błaszczak i prezydent Andrzej Duda, krytykują wystawę za "niemiecką narrację" i relatywizowanie historii.
  • Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL również uważa, że takie wystawy nie służą polskiej pamięci i powinny podkreślać bohaterstwo żołnierzy walczących z nazistami.
  • Muzeum Gdańska broni ekspozycji, wskazując na jej edukacyjny charakter i próbę pokazania trudnej, przemilczanej historii rodzin pomorskich.


W piątek, 11 lipca, w Galerii Palowej Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku odbył się wernisaż wystawy "Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy". Ekspozycja opowiada o losach tysięcy mieszkańców Pomorza, którzy zostali wcieleni do armii III Rzeszy.

Błaszczak: Wystawa "Nasi chłopcy" to polityczna prowokacja

Wystawa jest powszechnie krytykowana przez polityków prawicy. Były szef MON, wiceprezes PiS Mariusz Błaszczak napisał na platformie X, że jest "to jawna realizacja niemieckiej narracji, a prowadzą ją przecież instytucje, które powinny strzec polskiej pamięci historycznej".

Dodał, że "tego rodzaju wystawy to próba przekłamania historii". Podkreślił, że "Nasi chłopcy" bronili Polski i ginęli od niemieckich dział, a nie zakładali mundury Wermachtu czy SS.

We wpisie zaznaczył, że jest "to nie jest tylko źle zorganizowana wystawa - to polityczna prowokacja i kolejny dowód, że 'strażnicy pamięci' spod znaku Koalicji 13 grudnia realizują niemiecką agendę historyczną. Takie narracje są niebezpieczne: niszczą polską pamięć i rozmywają odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej" - napisał.

Błaszczak zaapelował: "powiedzmy stanowcze NIE projektom, które zamiast bronić pamięć - zakłamują historię".

Tobiasz Bocheński, inny z wiceprezesów PiS, napisał na X: "Pomyśleć, że minęło dwadzieścia lat, a zdanie: miałem dziadka w Wehrmachcie u niektórych w Polsce budzi dziś dumę".

Krytyka Andrzeja Dudy

Prezydent Andrzej Duda stwierdził z kolei, że "nie ma zgody na relatywizowanie historii". Na platformie X napisał: "Przedstawianie żołnierzy III Rzeszy jako 'naszych' to nie tylko fałsz historyczny, to moralna prowokacja, nawet jeśli zdjęcia młodych mężczyzn w mundurach armii Hitlera przedstawiają przymusowo wcielonych do niemieckiego wojska Polaków" - ocenił prezydent.

We wpisie podkreślił, że Polacy, jako naród, byli ofiarami niemieckiej okupacji i niemieckiego terroru, a nie jego sprawcami, czy uczestnikami. "Gdańsk - miejsce, gdzie zaczęła się II wojna światowa - nie może być sceną dla narracji, które rozmywają odpowiedzialność sprawców. Takie działania podważają fundamenty naszej tożsamości i godzą w szacunek dla Ofiar" - zaznaczył.

"Kto relatywizuje zbrodnie, ten rozbraja sumienie narodu" - podsumował Andrzej Duda.

Kosiniak-Kamysz krytykuje gdańską wystawę

Krytyka popłynęła jednak nie tylko z prawej strony. Do gdańskiej ekspozycji odniósł się także wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, następca Mariusza Błaszczaka na stanowisku szefa MON.

Lider PSL stwierdził we wpisie na platformie X, że "wystawa w Muzeum Gdańska dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci". Jego zdaniem "nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach" - napisał.

Wcieleni, najczęściej pod przymusem, do armii III Rzeszy

Pracownicy Muzeum Gdańska, zapowiadając w ub. tygodniu otwarcie wystawy, napisali, że na powierzchni 200 m kw. zgromadzono oryginalne eksponaty, fotografie, nagrania, instalacje artystyczne oraz osobiste pamiątki rodzinne. Wystawie towarzyszy również program wydarzeń o charakterze naukowym i edukacyjnym. Ekspozycja podzielona została na trzy części: "W Rzeszy", "Ślady" i "Głos".

W zapowiedzi muzealnicy podali, że ekspozycja opowiada o losach dziesiątek tysięcy mieszkańców Pomorza, którzy - najczęściej pod przymusem - zostali wcieleni do armii III Rzeszy.

Kurator wystawy dr Andrzej Hoja z Muzeum Gdańska podkreślał natomiast w zapowiedzi, że jest to wystawa o kimś bliskim, za kogo bierzemy odpowiedzialność i nie godzimy się na zapomnienie - i, co może się wydawać nieoczywiste, również o nas samych. "To opowieść o pokoleniach dorastających w cieniu przemilczeń, o potomkach, którzy próbują dziś zrozumieć decyzje swoich dziadków i pradziadków" - przekazał.

Współautor wystawy, wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej dr Janusz Marszalec, cytowany w komunikacie, przypomniał, że wielu Pomorzan, którzy zdezerterowali i dołączyli do aliantów, pozostało po wojnie na Zachodzie. Ci, którzy wybrali powojenną Polskę, a temat ich służby mógł wzbudzać podejrzenia - często palili dokumenty, niszczyli fotografie, ukrywali odznaczenia. Niektórzy, jak Tony Halik, budowali zupełnie inną wersję swojej wojennej historii - powiedział.

Przemilczana historia

Dyrektor Muzeum Gdańska prof. Waldemar Ossowski zaznaczył z kolei, że najnowsza wystawa dotyczy doświadczeń przemilczanych zarówno w przestrzeni publicznej, jak i domowej.

"Dla wielu mieszkańców Pomorza Gdańskiego temat służby w niemieckiej armii wydawał się zbyt niebezpieczny, by mówić o nim otwarcie - pozostał w ukryciu, co miało zapobiec kłopotom. W zaufanym środowisku nie stanowił tabu, jednak w wielu rodzinach wyparto go zupełnie" - czytamy w komunikacie prasowym.

Wystawa powstała dzięki współpracy Muzeum Gdańska, Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku oraz Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie w oparciu o zbiory muzeów pomorskich oraz kilkudziesięciu rodzin z Pomorza i Gdańska.

Gdańskie muzeum reaguje. "Ubolewamy"

Do sprawy odniósł się także rzecznik Muzeum Gdańska dr Andrzej Gierszewski. W przesłanym PAP oświadczeniu napisał, że muzeum sprzeciwia się niesprawiedliwym i powierzchownym ocenom pojawiającym się w przestrzeni publicznej w związku z wystawą "Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy".

Muzeum zauważa, że osoby wygłaszające krytyczne uwagi, nie zapoznały się ani z samą ekspozycją, ani z jej kontekstem historycznym i edukacyjnym. "Ubolewamy nad tym, że narracja wokół wystawy bywa wykorzystywana instrumentalnie dla doraźnych celów politycznych" - napisał w oświadczeniu Gierszewski.

Zwrócił uwagę na to, że wystawa została przygotowana we współpracy z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie.

"To efekt pracy zespołu historyków i muzealników, którzy od lat zajmują się dokumentowaniem złożonych losów mieszkańców Pomorza i innych ziem wcielonych do III Rzeszy. Celem wystawy jest pokazanie tragicznego losu ludzi, którzy po 1939 roku znaleźli się pod brutalnym przymusem - wpisani na Volkslistę, powoływani do Wehrmachtu pod groźbą represji wobec siebie i swoich rodzin" - przekazał.

Zaznaczył, że tytuł "Nasi chłopcy" nie jest przypadkowy.

"Dotyczy on setek tysięcy osób - synów, braci i ojców z pomorskich rodzin. Zostali oni postawieni w sytuacji bez wyboru. Nasza wystawa pokazuje ich w sposób daleki od czarno-białych ocen" - dodał.

W przesłanym oświadczeniu rzecznik muzeum przypomniał, że przymusowa germanizacja, wpisy na Volkslistę, wcielenia do armii niemieckiej — to działania okupanta. "Wielu Pomorzan za odmowę służby, za dezercję z Wehrmachtu i próbę przedostania się do Polskich Sił Zbrojnych czy do partyzantki, było skazywanych na śmierć i trafiało do obozów koncentracyjnych" - napisał.

Jako przykład podał historię Stanisław Szuca, którego wysłano na front za propolską postawę jego rodziny w Wolnym Mieście Gdańsku. "Na wystawie przedstawiamy też losy Edmunda Tyborskiego, który za ucieczkę z Wehrmachtu i próbę dołączenia do partyzantki został zgilotynowany, a jego rodzina zesłana do obozu" - dodał.

"Niemiecka zbrodnia"

W dalszej części oświadczenia rzecznik Muzeum Gdańska napisał, że aneksja ziem polskich, zmuszanie Polaków do podpisywania Volkslisty i przymusowe wcielanie do Wehrmachtu są niemiecką zbrodnią.

"Nie będziemy milczeć o jej ofiarach, które przez dziesięciolecia ukrywały ten fakt, bojąc się potępienia i wykluczenia. Pokazujemy cierpienie ludzi, którym odebrano wybór. Nie zgadzamy się na przedstawianie ich jako zdrajców lub kolaborantów. Wykluczanie ofiar niemieckiej przemocy z polskiej narodowej wspólnoty jest nie tylko niegodne i niepatriotyczne, ale przypomina haniebną retorykę propagandy PRL-u, która przez dekady stygmatyzowała ofiary, a nie sprawców" - podał.

Wyjaśnił, że historiom osób przedstawianych na wystawie towarzyszą materiały edukacyjne, komentarze ekspertów i głosy rodzin, które przez dekady nie miały prawa wybrzmieć.

"Nie da się budować dojrzałej debaty o historii bez uczciwego spojrzenia na jej najbardziej bolesne aspekty" - napisał i dodał, że zachęca do odwiedzenia wystawy — i dopiero potem do formułowania ocen.