15 osób trafiło do szpitala po zapaleniu metanu w kopalni Knurów-Szczygłowice w woj. śląskim. Akcja ratunkowa została zakończona. Stan niektórych poszkodowanych jest ciężki - mają oparzenia drugiego i trzeciego stopnia od 30 do nawet 85 proc. powierzchni ciała, a także oparzenia dróg oddechowych.
W kopalni Knurów-Szczygłowice ruch "Szczygłowice" najprawdopodobniej doszło do zapalenia metanu. W komunikacie Jastrzębska Spółka Węglowa, do której należy kopalnia, poinformowała, że zdarzenie miało miejsce w rejonie jednej ze ścian ponad 850 metrów pod ziemią.
Mam zamiar tutaj czekać na niego, uwierzę, że nic mu nie jest dopiero, jak go przytulę. Dostałam informację, że męża tam nie było, ale nie uwierzę, póki nie zobaczę - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM Anną Kropaczek żona jednego z górników, która zaraz po wypadku przyszła dowiedzieć się, jaki jest stan jej męża. W zagrożonym rejonie były 44 osoby.
Udzielono pomocy medycznej 16 osobom. 15 przetransportowano do szpitali - poinformował dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach Łukasz Pach. Poszkodowani trafili do placówek w Gliwicach, Knurowie, Krakowie, Rybniku i Siemianowicach Śląskich.
Poszkodowane osoby mają głównie poparzenia, ale także urazy rąk, nóg i potłuczenia.
W Centrum Leczenia Oparzeń (CLO) w Siemianowicach Śląskich dwaj górnicy znajdują się na oddziale intensywnej terapii, trzej na oddziale chirurgii ogólnej.
Stan poszkodowanych, którzy trafili do siemianowickiej oparzeniówki jest ciężki - mają oparzenia drugiego i trzeciego stopnia od 30 do nawet 85 proc. powierzchni ciała. Górnicy mogą mieć oparzenia dróg oddechowych. Na razie trwa diagnostyka, dokładne badania i planowane będą zabiegi.
Na pewno użyjemy komory hiperbarycznej, na pewno będziemy używać produktów z naszego banku tkanek - podkreśliła lekarka CLO Karolina Ziółkowska
Do placówki przewieziono także dwóch górników ze szpitala w Rybniku, a także poszkodowanego, który najpierw trafił do szpitala w Wodzisławiu Śląskim. Teraz w CLO przebywa ośmiu górników, ich stan jest ciężki.
Ostatniego z górników udało się przetransportować na powierzchnię po godz. 13. Śmigłowcem LPR został zabrany do szpitala w Krakowie.
Górnik jest w ciężkim stanie - określił dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego Łukasz Pach.
Pach dodał, że w działania ratownicze zaangażowano 12 zastępów ratownictwa medycznego oraz trzy śmigłowce LPR.
Wiceprezes JSW ds. technicznych i operacyjnych Adam Rozmus poinformował, że z rejonu zagrożenia ewakuowano w sumie 44 górników. Będzie to przedmiotem dalszego postępowania, zarówno ze strony przedsiębiorcy, jak i organów nadzoru górniczego. Ze wstępnych informacji - mówimy o zapaleniu metanu, natomiast w pewnej odległości od pracującej maszyny. (...) Obserwując monitoring sieci wentylacji w tym rejonie, widzimy podniesiony poziom tlenku węgla, który może świadczyć o sytuacji pożarowej - wyjaśnił Rozmus.
W prowadzonej akcji ratowniczej udział brali ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu oraz Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu Śląskim.
Wybuchy metanu
Wybuchy metanu i pożary spowodowane zapaleniem się tego gazu, to - obok tąpnięć i wybuchów pyłu węglowego - najczęstsze naturalne przyczyny górniczych katastrof na świecie. Zagrożenie metanowe wzrasta wraz z eksploatacją coraz niższych pokładów.
Metan jest bezbarwnym gazem bez woni i smaku, lżejszym od powietrza. To główny składnik naturalnych gazów, często występujących w pokładach węgla. Pali się prawie nieświecącym płomieniem z błękitną aureolą. Tworzy z powietrzem wybuchową mieszaninę. Wybucha, gdy jego stężenie w powietrzu mieści się w granicach od ok. 4-4,5 do ok. 15 proc.
W śląskich kopalniach zdarzają się zapalenia metanu - z reguły bez poważnych skutków. Zapalenie tym się różni od wybuchu, że nie powoduje skutków dynamicznych - gaz spala się, nie ma natomiast eksplozji i podmuchu.
Aby metan się zapalił, potrzebna jest iskra. Może ona powstać np. w wyniku pracy podziemnych urządzeń lub uderzenia o siebie twardych skał.