Mimo informacji o skrajnie trudnych, zimowych warunkach i apelu, aby w związku z tym ograniczyć wyjścia na szlaki, turyści w Beskidach i tak ruszyli w góry - wynika z informacji RMF FM. Tylko w rejonie najwyższego beskidzkiego szczytu-Babiej Góry-organizowano w ostatnich dniach 4 wyprawy ratunkowe. Na szczęście wszystkie zakończyły się sprowadzeniem poszukiwanych w bezpieczne miejsce.

REKLAMA
Zdjęcie ilustracyjne

Chodzi m.in. o nieodpowiedzialne zachowanie dwóch mężczyznach, którzy wyszli w góry i niestety noc z soboty na niedzielę spędzili w śnieżnej jamie.

A stało się tak dlatego, że wędrując na szczyt w skrajnie trudnych warunkach stracili siły i nie byli w stanie już zejść. Pomocy też nie mogli wezwać, bo rozładowały im się telefony. Na szczęście rano, po rozgrzaniu telefonów, udało się je uruchomić i zadzwonić po ratowników. Jeden z tych mężczyzn z odmrożeniami po sprowadzeniu go na dół został przekazany ratownikom medycznym.

Porównanie zrobione przez ratowników dotyczące tej akcji. Latem trasa z Przełęczy Lipnickiej przez Diablak do schroniska na Markowych Szczawinach przeciętnemu turyście zajmuje ok. 5 godzin. Ratowanym przebycie tej drogi zajęło 21 godzin.

Kolejna interwencja dotyczyła turystów, którzy czarnym szlakiem szli do schroniska w Markowych Szczawinach.

Również stracili siły, bo musieli torować sobie drogę w głębokim śniegu. Utknęli na szlaku i wezwali pomoc. Najpierw ruszyło w ich kierunku dwóch ratowników, ale szybko trzeba było wezwać wsparcie, bo śniegu było tak dużo. Zapadła decyzja, żeby turystów sprowadzić z powrotem do Zawoi.

Obrazowe porównanie tej akcji. Mężczyźni wyszli w góry o godzinie 10:00. Ratownicy sprowadzili ich na dół o godz. 22:30. Latem przejście tego szlaku przeciętnemu turyście zajmuje ok. 2 godzin.

Z kolei mężczyzna, który stracił siły w rejonie szczytu został bezpiecznie sprowadzony. Najpierw szedł z żoną, ale kobieta w pewnym momencie zrezygnowała. Mężczyzna poszedł sam i stracił siły. I co ciekawe-okazało się, że zaledwie dwa dni wcześniej ten sam mężczyzna też potrzebował pomocy w rejonie Hali Krupowej. Wtedy ratownicy pomagali zarówno jemu, jak i jego żonie, bo oboje opadli z sił.