W środę w Puławach powinny się zacząć badania wędlin zabezpieczonych przez prokuraturę w domowej wytwórni małżeństwa spod Mielca w woj. podkarpackim. Wyprodukowaną tam galaretą zatruły się w weekend trzy osoby, jedna z nich zmarła.

REKLAMA
(zdjęcie ilustracyjne)

Na zlecenie prokuratury wędliny zbada Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach.

Zostaną poddane badaniom na obecność laseczki jadu kiełbasianego, metali ciężkich, środków ochrony roślin, związków chemicznych stosowanych w truciznach na gryzonie oraz innych toksycznych związków stosowanych w rolnictwie - mówi RMF FM Stanisław Winiarczyk, dyrektor puławskiego instytutu.

Badania potrwają kilka dni. Mają obejmować także inne wyroby zabezpieczone w wytwórni małżeństwa, które bez wymaganych zezwoleń przetwarzało w domu mięso i sprzedawało swoje wyroby na targu.

Zabezpieczono kilkanaście kilogramów różnych wyrobów, takich jak pasztety, kaszankę, boczek. Te wszystkie wyroby, łącznie z fragmentami galaret i samymi galaretami, zostaną przesłane do Puław - informuje Andrzej Dubiel, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Właściciele domowej wytwórni (55-letnia kobieta i 56-letni mężczyzna) usłyszeli zarzuty narażenia klientów na utratę życia lub zdrowia. Oboje przyznali się do winy i trafili pod dozór policji.

Z dotychczasowych ustaleń wynika, że w piątek i w sobotę na targu w Nowej Dębie sprzedano sześć opakowań galarety. Po jej zjedzeniu do lekarzy zgłosiły się trzy osoby. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wysłało do mieszkańców Podkarpacia alerty, ostrzegające przed spożywaniem mięsa z targowiska w Nowej Dębie ze względu na "wysokie ryzyko zatrucia zagrażającego życiu".

Po spożyciu galarety zmarł 54-letni mężczyzna, obywatel Ukrainy. Na środę zaplanowano sekcję jego zwłok.