"Pogrom partii programem narodu" - taki napis został namalowany minionej nocy na budynku starego dworca kolejowego w Poznaniu. Malowidło o tej samej treści w grudniu 1981 roku znalazło się w innym miejscu stolicy Wielkopolski - na budynku kina Bałtyk.

REKLAMA

W piątkowy poranek pasażerów kolei w Poznaniu mógł przywitać napis namalowany na budynku dworca kolejowego. Hasło brzmiało "Pogrom partii programem narodu". Taki sam napis w 1981 roku namalowano na budynku kina Bałtyk. Wówczas miało ono zagrzewać do walki z komunizmem.

Autor malowidła, które powstało w nocy z czwartku na piątek został złapany na gorącym uczynku przez poznańską policję. Otrzymaliśmy zgłoszenie, po czym patrol, który przyjechał na miejsce złapał autora. Odpowie za uszkodzenie mienia - powiedział RMF FM mł. insp. Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Sprawcy grozi nawet 8 lat więzienia.

Rano hasło zostało zamalowane przez pracowników kolei.

Rano napis został już zamalowany

Historia antykomunistycznego hasła

Hasło promowane w okresie PRL przez Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą brzmiało: "Program partii programem narodu" i miało oznaczać, iż wszystkie działania partii są zgodne z wolą Polaków i im służą. Opozycja przygotowała wówczas swój slogan: "Pogrom partii programem narodu", który miał zagrzewać do walki z komunizmem.

Malowidło z takim hasłem znalazło się w grudniu 1981 roku na budynku kina Bałtyk w Poznaniu. Jednym z jego twórców był Maciej Frankiewicz, późniejszy wiceprezydent Poznania.

Pamiętam, byłem na politechnice organizatorem takich grup, które wykonywały dla Solidarności akcję pisania na murach. Ona była pod hasłem: Zejdziemy z murów, jak wejdziemy na antenę. Milicja próbowała przeszkadzać. Byliśmy wielokrotnie zatrzymywani, ale zaraz po interwencji Zarządu Regionu Solidarności - zwalniani. Więc samo zatrzymanie nie było dolegliwe dla młodych ludzi, a nas nobilitowało: ten był zatrzymany dwa razy, a ten cztery razy - to był powód do pewnego rodzaju dumy - wspominał po latach Frankiewicz.

Natomiast dolegliwe było to, że zabierano nam farby i pędzle, rzeczy deficytowe i drogie. Stosowaliśmy więc techniki dostosowawcze, na przykład braliśmy tylko jedną trzecią puszki farby, żeby nie było strat - opisywał.

Techniki wykonywania napisów były bardzo różne. Kiedyś zorganizowaliśmy grupę czterdziestoosobową. To znaczy malowało kilka osób, natomiast około czterdzieści osób stało. Nie byliśmy zatrzymywani, bo milicja nie zdecydowała się na robienie poważniejszego incydentu. Żeby nas zwinąć, musieliby puścić bardzo duży oddział i chyba bali się, że doszłoby wtedy do poważniejszych przepychanek - wspominał Frankiewicz.