Dziś rozpoczął się proces 34-letniego Bartłomieja B. oskarżonego m.in. o podwójne zabójstwo i ucieczkę ze szpitala psychiatrycznego. Przed Sądem Okręgowym w Zamościu (Lubelskie) mężczyzna opisał jak dokonał podwójnego morderstwa. "Jakby się dławił krwią. Złapał oddech kilka razy i nastała cisza" - mówił o ostatnich chwilach swojego brata. Bartłomiej B. poprosił o przebaczenie i przyznał się do alkoholizmu.

REKLAMA
Bartłomiej B. został zatrzymany w październiku 2024 roku

Oskarżenia i przyznanie się do winy

W dramatycznych okolicznościach rozpoczął się proces Bartłomieja B., oskarżonego o popełnienie dwóch zabójstw w lipcu 2024 roku w miejscowości Zagumnie, w powiecie biłgorajskim.

Prokurator Grzegorz Kryk przedstawił zarzuty dotyczące śmierci 45-letniego brata i 65-letniego ojca oskarżonego. Bartłomiej B., stojąc przed sądem, przyznał się do popełnienia obu zbrodni, wycofując się z wcześniejszych zeznań, w których obwiniał ofiary za swoje problemy.

Jestem alkoholikiem. Zawsze za swoje błędy winiłem cały świat. Tata zawsze chciał dla mnie jak najlepiej, a brat służył pomocą, tylko ja nie umiałem tego docenić - powiedział 34-latek.

Zastrzegł, że miał gdzie mieszkać i nie kierował się motywami finansowymi. Po prostu jestem złym człowiekiem - dodał.

Bartłomiej B. opowiedział o zbrodni

Bartłomiej B. opisał moment zabójstwa. Wyjaśnił, że gdy obudził się rano, zobaczył śpiącego brata i poczuł do niego odrazę. Przyniósł siekierę i uderzył nią 45-latka w głowę. Potem podszedł do brata z boku i uderzył jeszcze dwa razy.

Jakby się dławił krwią. Złapał oddech kilka razy i nastała cisza - opisał.

Następnie oskarżony - jak sam zrelacjonował - poszedł do ojca, zastał go klęczącego. Stanął za nim i uderzył siekierą w głowę.

Tata się nie ruszył. Klęczał dalej. Uderzyłem go jeszcze raz. Wtedy upadł na bok, a potem na plecy. Patrzył na mnie tymi niebieskimi oczami - powiedział.

Bartłomiej B. stwierdził, że gdy złość zaczęła mu przechodzić, wziął ręcznik, położył go ojcu na głowie.

Ciężko oddychał - powiedział.

Następnie udał się do brata i nakrył go kołdrą. Jak przyznał, rozważał wezwanie pomocy, ale po wyjściu z domu pojechał na stację paliw po alkohol.

Oskarżony stwierdził, że sumienie nie daje mu spokoju. Wyraził żal, poprosił Boga i rodzinę o wybaczenie.

Ucieczka z aresztu i zatrzymanie

W lipcu 2024 r. policja znalazła w jednym z domów w Zagumnie (gm. Biłgoraj) zwłoki 45-letniego mężczyzny i nieprzytomnego 65-latka. Obaj mieli poważne obrażenia głowy. Starszy mężczyzna zmarł później w szpitalu. Funkcjonariusze zatrzymali Bartłomieja B. Według ustaleń śledczych zadał bratu co najmniej trzy ciosy ostrzem siekiery w głowę, a ojca uderzył dwa razy obuchem, również w głowę.

Aresztowany mężczyzna został skierowany na obserwację sądowo-psychiatryczną do szpitala w Radecznicy (pow. zamojski), skąd uciekł w nocy z 6 na 7 października 2024 r. Po 10 dniach policja zatrzymała go w pustostanie w miejscowości Żarnowa (Podkarpackie). Planował przekroczyć granicę ze Słowacją i kontynuować ucieczkę na południe Europy.

Prokuratura Okręgowa w Zamościu ustaliła, że najpierw w szpitalu zdjął z rąk i nóg kajdanki, a następnie, wykorzystując nieuwagę funkcjonariuszy służby więziennej, wyszedł z sali i opuścił placówkę przez rozgiętą kratę okna w łazience. Ponadto śledczy zarzucili mu też kradzież dwóch samochodów w trakcie ucieczki.

Bartłomiejowi B. grozi dożywocie.

Spali na służbie, Bartłomiej B. uciekł

Osobne śledztwo toczy się w sprawie sześciu funkcjonariuszy służby więziennej z Zakładu Karnego w Zamościu, którzy po ucieczce 34-latka usłyszeli zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych. Funkcjonariusze Służby Więziennej, którzy mieli pilnować podejrzanego o podwójne zabójstwo, spali na służbie - ustalił nieoficjalnie reporter RMF FM. Później informacje te potwierdziła prokuratura, badająca sprawę ucieczki mężczyzny ze szpitala psychiatrycznego w Radecznicy w Lubelskiem.

Kolejni strażnicy po przejęciu służby konwojowej nie sprawdzili, czy podejrzany faktycznie przebywa w sali, przez co opóźniły się poszukiwania zbiega. Ostatnich dwóch funkcjonariuszy zbytnio poluzowało podejrzanemu kajdanki, dzięki czemu mógł sam się z nich oswobodzić.

Rzecznik prasowy dyrektora generalnego Służby Więziennej ppłk Arleta Pęconek przekazała PAP, że trzech funkcjonariuszy jest już poza służbą.

Jeden został wydalony, dwóch złożyło raport o zwolnieniu, który został przyjęty. Postępowania dyscyplinarne wobec pozostałych trzech funkcjonariuszy jeszcze się nie zakończyły.