Na dzisiaj zaplanowano sekcję zwłok 14-latki, która w piątek spadła z konia podczas przejażdżki po lesie koło Biłgoraja na Zamojszczyźnie. Dziewczynka zmarła. Śledczy ustalają, czy do jej śmierci przyczynił się pracownik stadniny, który wydał jej koleżance dwa wierzchowce, a w chwili zatrzymania był nietrzeźwy.
- Prokuratura bada, czy pracownik stadniny miał prawo wydać konie 12-letniej dziewczynce i jej 14-letniej koleżance.
- Dziewczynki wybrały się na przejażdżkę, podczas której 14-latka zginęła po upadku z konia.
- Sekcja zwłok ma wykazać bezpośrednią przyczynę śmierci 14-latki.
- 72-letni pracownik stadniny, który wydał konie, był nietrzeźwy po zdarzeniu; trwa ustalanie, czy był nietrzeźwy również w momencie wydawania koni.
Śledztwo prowadzone jest pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Prokuratura bierze też pod uwagę narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia.
Kluczowe dla prokuratury będzie ustalenie, czy pracownik stadniny mógł wydać dwa konie 12-letniej dziewczynce, która zgłosiła się w piątek po wierzchowce dla siebie i dla starszej o dwa lata koleżanki. Pobrane przez nią konie należały do stadniny. Dziewczynki były tam znane, miały też pomagać w oporządzaniu koni, ostatnio ćwiczyły jazdę galopem.
Obie dziewczynki wybrały się na przejażdżkę leśnymi drogami w okolicach Biłgoraja. W trakcie tej przejażdżki 14-latka spadła z konia. Nie przeżyła tego upadku - mimo szybkiej pomocy medycznej, w tym interwencji Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Na dzisiaj zaplanowano sekcję zwłok - informuje Łukasz Kawalec rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu. Sekcja ma wykazać bezpośrednią przyczynę śmierci dziecka.
Na razie nie wiadomo, czy fatalny w skutkach okazał się sam upadek, czy też dziecko zostało jeszcze stratowane przez konia. Towarzysząca 14-latce koleżanka miała nie widzieć momentu wypadku, bo jechała z przodu.
Dłużej trzeba będzie czekać na wyniki badań krwi pobranej w piątek od 72-letniego pracownika stadniny, który wydał konie 12-latce. Policja dotarła do niego po tragedii, mężczyzna był wtedy nietrzeźwy, więc pobrano od niego krew, aby ustalić, czy był nietrzeźwy również w czasie wydawania koni.
Prokuratura zastrzega, że o ewentualnej odpowiedzialności karnej można będzie mówić wtedy, gdy wykazany zostanie związek przyczynowo-skutkowy między działaniem obsługi stadniny a samą tragedią. Jeżeli takiego związku nie będzie, zdarzenie zostanie zakwalifikowane jako nieszczęśliwy wypadek.
72-latek został już przesłuchany, prokuratura na razie nie informuje o treści złożonych przez niego wyjaśnień.
Nikomu w tej sprawie nie postawiono zarzutów.