Przez niemal 30 lat ukrywał się przed policją mężczyzna, który stanął dzisiaj przed lubelskim sądem oskarżony o zabójstwo. Mężczyzna przyznaje się do winy, choć tłumaczy, że nie zamierzał zabić.
Gdy zakneblowany i skrępowany mężczyzna konał od zadanych mu ciosów, był czerwiec roku 1995. Codzienność wyglądała wtedy inaczej. Na ulicach stały budki telefoniczne, w komisariatach stały maszyny do pisania, dowód osobisty był zieloną książeczką z wklejonym zdjęciem, a ogłoszeń nie szukało się w internecie, tylko w drukowanej prasie.
Jednym z ogłoszeń była oferta zorganizowania wyjazdu do Szwajcarii po zakup samochodów. Na tę propozycję skusił się 37-latek, który przyjechał pod wskazany adres. Był to jeden z domów jednorodzinnych przy ul. Kossaka w spokojnej dzielnicy Dziesiątej. Ustalił, że następnego dnia zgłosi się tam z pieniędzmi na samochód. Tak też zrobił.
Mężczyzna przywiózł ze sobą niemal 7 tys. dolarów, 300 franków francuskich (nie było jeszcze waluty euro) oraz 230 złotych (wówczas 2,3 mln starych złotych). To był ostatni dzień jego życia. Zakończyły je trzy ciosy zadane w głowę metalową rurą.
Wynajął dom na fałszywe nazwisko. Tam doszło do zbrodni
Ciosy miał zadać Bogdan S., który przyjechał do Lublina z Białegostoku. Według prokuratury, która postawiła go przed sądem, mężczyzna przyjechał tu z zamiarem popełnienia przestępstwa. Twierdzi, że nie chciał zabić, a jedynie zdobyć pieniądze. W tym celu zamieścił ogłoszenie o wyjeździe do Szwajcarii. Dom, w którym później doszło do zbrodni, wynajął na fałszywe nazwisko. Nie było to trudne. Wystarczył skradziony dowód osobisty, do którego wkleił swoje zdjęcie.
Przed zrobieniem zdjęcia Bogdan S. starannie się ucharakteryzował: dokleił sobie wąsy, zmienił fryzurę. To zdjęcie znaleziono w portfelu pozostawionym na miejscu zbrodni. Dowodów było więcej: butelki, odciski palców, czy też krawat, którym była zakneblowana ofiara.
Chociaż sąsiedzi rozpoznali na zdjęciu mężczyznę, który wynajmował dom, dla ówczesnych śledczych nie był to przydatny dowód, bo taka twarz po prostu nie istniała. Po kilku miesiącach śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy.
Zbrodnia sprzed lat rozwiązana dzięki Archiwum X
Zdjęcie przydało się po wielu latach policjantom z lubelskiego "Archiwum X". To specjalna komórka w Komendzie Wojewódzkiej Policji, zajmująca się zbrodniami sprzed wielu lat. Dzisiejsza technika pozwoliła sprawdzić, jak przez lata mogły się zmienić rysy twarzy widocznej na fotografii. Umożliwiła też skorzystanie z innych dowodów, w tym odcisków palców, a przede wszystkim śladów DNA z krawata wyjętego z ust ofiary. To one zgubiły sprawcę.
Materiał genetyczny okazał się zgodny z zarejestrowanym w brytyjskiej bazie kodem DNA mężczyzny przebywającego od wielu lat w Wielkiej Brytanii, w której od kilkunastu lat mieszkał Bogdan S. Mężczyzna został zatrzymany na warszawskim lotnisku Okęcie. W prokuraturze przyznał się do winy.
Dzisiaj przed Sądem Okręgowym w Lublinie rozpoczął się jego proces. Bogdan S. przyznał się do winy, ale tłumaczył, że - choć spowodował śmierć - to nie zamierzał zabić swojej ofiary. Za zbrodnię sprzed lat grozi mu 25 lat więzienia. Dożywocie nie wchodzi w grę. Jest to spowodowane tym, że w chwili, kiedy mężczyzna popełnił zbrodnię nie było takiej kary w polskim prawie.