Tragiczny zwrot akcji w sprawie sokołów mieszkających na kominie elektrociepłowni na lubelskim Wrotkowie. Tuż przed spodziewanym wykluciem się pierwszego pisklęcia zaginęła ich matka. Ojciec nie zdoła samodzielnie wychować potomstwa, więc jaja mają być ewakuowane
Internauci obserwujący przez kamerę gniazdo sokołów z Lublina zauważyli, że na jajach od pewnego czasu siedzi wyłącznie samiec, a jego partnerka nie przylatuje, by go zmienić.
Ornitolodzy sprawdzili ten sygnał i są pewni, że samicy stało się coś złego. Od poniedziałku po południu nie pojawiła się w gnieździe - przyznaje Sylwester Aftyka, ornitolog opiekujący się rodziną sokołów z komina na Wrotkowie. Podkreśla że instynkt macierzyński nie pozwoliłby samicy na porzucenie jaj tuż przed planowanym lęgiem. Coś niedobrego się wydarzyło.
Pod nieobecność samicy jaja wysiaduje bez przerwy samiec. Ale specjaliści są pewni, że nie zdoła samodzielnie ich wysiedzieć. Choćby dlatego, że w pewnym momencie będzie musiał opuścić gniazdo, aby coś zjeść.
Nawet kilkugodzinna nieobecność na jajkach może spowodować, że zarodki w nich zamrą i się nic z tych jajek nie wykluje - mówi Aftyka. Nie ma też złudzeń, że samiec nie zdoła samodzielnie wychować bardzo młodego potomstwa. Byłby w stanie, jeżeli ono byłoby już większe, czyli miałoby około dwóch tygodni i nie potrzebowałoby okrywania.
Aby ratować nowe pokolenie sokołów, ornitolodzy postanowili ewakuować jaja z gniazda. Zabrać je i w inkubatorze przewieźć do innego gniazda, gdzie jest możliwość podłożenia - mówi opiekun sokołów. Gdzie trafią jajka? Z tego co wiem, do Garwolina.
Pierwsze z piskląt powinno się wykluć jeszcze dzisiaj. Ale ornitolodzy zapewniają, że pisklę można przetransportować. Ono przez pierwszych kilka godzin ma zapasy żółtka z tego jajka, więc pierwszych kilka godzin ptak nie pobiera pokarmu - zapewnia Aftyka i podkreśla, że młody ptak będzie przewożony w specjalnym inkubatorze.
Historia samicy sokoła
Tak smutno kończy się historia samicy sokoła, która wykluła się w 2014 r. na kominie we Włocławku. Po raz pierwszy na terenie elektrociepłowni Lublin-Wrotków zauważono ją jesienią 2015 roku. Pół roku później zainstalowano na kominie gniazdo. Ornitolodzy mieli nadzieję, że ptak się tam osiedli. Nie zawiedli się.
Wrotka, bo takie nadano jej imię, zamieszkała na kominie w 2017 r. Związała się z samcem o imieniu Łupek. Ich pierwsze potomstwo wykluło się w 2018 r., a rok później w gnieździe i na kominie zamontowano kamery, dzięki którym można obserwować na żywo ptasią rodzinę.
Ten “serial" miał dość dramatyczne zwroty akcji. W 2019 r. dwa pisklęta padły po zjedzeniu upolowanego przez rodziców gołębia, na którego piórach znajdowała się trucizna. Ornitolodzy opiekujący się sokołami przypuszczają, że mogło to być efektem celowego działania hodowców gołębi, na które polowała para drapieżników.
W 2021 r. w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął samiec Łupek. Niewykluczone, że został otruty. Po jego zaginięciu Wrotka związała się... ze swoim najmłodszym synem o imieniu Czart.
Czart okazał się za młody na ojca, bo z pierwszych jaj nic się nie wykluło. Ale już w 2023 roku para wychowała trójkę piskląt. W tym roku Wrotka zniosła cztery. Pierwsze z nich powinno się wykluć jeszcze dziś. Ale Czart nie nacieszy się w tym roku ojcostwem.
Czy zaginięcie Wrotki oznacza koniec sokolej rodziny z komina na Wrotkowie? Sylwester Aftyka jest pewien, że Czart (rocznik 2021) założy nową rodzinę w gnieździe odziedziczonym po matce i zarazem partnerce.
Jak najbardziej. Ptak będzie pilnował rewiru, wykonywał loty tokowe i miejmy nadzieję, że jakiś sokół się zainteresuje tym miejscem lęgowym. W ciągu dwóch lat powinien się pojawić nowy sokół na miejsce samicy - spodziewa się ornitolog. Dodaje, że gniazdo na kominie jest atrakcyjnym miejscem dla sokołów. Ptaki wyszukują bardzo dobrych miejsc lęgowych. Taki wysoki budynek w mieście, gdzie jest dużo pokarmu dla niego, jest bardzo atrakcyjny -