Dwaj mężczyzni, którzy okradali sklepy jubilerskie w Sieradzu, zatrzymani. Obaj byli pijani. Jeden z podejrzanych zaledwie kilka godzin wcześniej opuścił zakład karny, a uciekając po rabunku wpadł prosto w ręce policjanta.

REKLAMA
Jeden z zatrzymanych mężczyzn

Kilka dni temu mężczyzna wspólnie ze znajomym wszedł do sklepu jubilerskiego. Pod pozorem przygotowań do ślubu poprosił o złote obrączki i pierścionek. Chciał zapłacić kartą, a kiedy transakcja nie powiodła się, poprosił o pokazanie złotego łańcuszka. W pewnym momencie schował do kieszeni pierścionek i łańcuszek i wybiegł ze sklepu.

Sprzedawczyni wybiegła za złodziejem. Widział to wykładowca Ośrodka Szkolenia Policji asp. szt. Robert Łochowski, który natychmiast zainterweniował i obezwładnił uciekającego mężczyznę - poinformowała rzecznik prasowa Komendy Powiatowej Policji w Sieradzu asp. sztab. Agnieszka Kulawiecka.

W kieszeni mężczyzna miał skradzioną biżuterię o wartości ponad 13 tys. złotych. Okazało się, że zaledwie kilka godzin wcześniej 58-latek wyszedł z zakładu karnego i że nie był to jedyny "skok", którego dokonał tego dnia.

Po opuszczeniu murów więzienia 58-latek spotkał 52-letniego znajomego, razem pili alkohol i postanowili, że okradną sklepy jubilerskie. Tuż po g. 10.00 weszli do pierwszego z nich. Poprosili sprzedawcę o pokazanie obrączek. Nagle jeden z mężczyzn wziął biżuterię i nie płacąc obaj wyszli ze sklepu. Poszli do kolejnego jubilera, przed którym zatrzymany został starszy z mężczyzn.

W tym czasie drugiemu złodziejowi udało się uciec, a skradzione wcześniej obrączki próbował sprzedać w kolejnym sklepie. Twierdził, że pokłócił się z partnerką. Sprzedawca podejrzewał jednak, że biżuteria może być kradziona i oświadczył, że powiadomi policję. Wtedy złodziej zostawił obrączki i wybiegł ze sklepu. Kilka minut później wpadł w ręce policjantów.

Mężczyźni usłyszeli prokuratorskie zarzuty. 58-latek odpowie za dwie kradzieże zuchwałe, a młodszy ze sprawców również za usiłowanie oszustwa. Grozi im do ośmiu lat więzienia. Podejrzani przyznali się do winy, tłumacząc się dużą ilością spożytego alkoholu - mówi Kulawiecka.