Około 30-letni mężczyzna zginął dziś rano w płomieniach na dachu wieżowca w Łodzi przy ulicy Olimpijskiej. Wstępnie tę tragedię uznano za nieszczęśliwy wypadek - dowiedziała się dziennikarka RMF FM Agnieszka Wyderka.
Na dachu wieżowca wymieniano pokrycie z papy. Jeden z pracowników, który używał palnika gazowego do łączenia pasków materiału, w pewnym momencie stanął w płomieniach.
Z pierwszych ustaleń wynika, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Z uwagi na fakt, że na dachu przebywało w sumie trzech mężczyzn, nie został wykluczony udział osób trzecich - powiedział, cytowany przez "Dziennik Łódzki", młodszy aspirant Maksymilian Jasiak z zespołu prasowo-informacyjnego Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Jego dwaj koledzy zaczęli go gasić, ale zanim im się to udało, mężczyzna był już bardzo mocno poparzony.
Zmarł jeszcze przed przyjazdem pogotowia.
"Dziennik Łódzki" ustalił, że na dachu budynku montowane są tzw. turbowenty, czyli urządzenia dynamicznie wykorzystujące siłę wiatru do wspomagania ciągu kominowego) mające poprawić jakość wentylacji w budynku.
Przy montażu niezbędne są również drobne prace dekarskie, dlatego wykorzystywane są palniki na gaz - usłyszeli dziennikarze w dziale technicznym spółdzielni mieszkaniowej Zagrodniki.
Teraz policjanci będą ustalać wszystkie okoliczności śmierci mężczyzny, żeby mieć pewność, czy rzeczywiście ta tragedia była tylko nieszczęśliwym wypadkiem przy pracy.