Tragedia w domu dziecka w Tomisławicach w Łódzkiem. Wychowawczynię oraz mieszkańców zaatakował nożownik. Jedna osoba zginęła - to 16-letnia dziewczyna, wychowanka placówki. Kolejne 9 osób jest rannych, 5 z nich trafiło do szpitala. Sprawca został zatrzymany. Czeka na przesłuchanie w policyjnej izbie zatrzymań. Według ustaleń dziennikarzy RMF FM został wpuszczony do placówki przez okno przez swoją ofiarę. Potem miało między nimi dojść do kłótni.

REKLAMA
Dom dziecka w Tomisławicach

Do ataku nożownika doszło w domu dziecka w miejscowości Tomisławice w powiecie sieradzkim we wtorek ok. godziny 23:00. Mężczyzna z nożem w ręku wszedł do placówki i zaczął atakować dzieci i wychowawców. Następnie uciekł.

Jedno dziecko nie żyje, 9 osób zostało rannych. 5 osób - czworo dzieci i opiekunkę - natychmiast przewieziono do szpitali. W akcji ratunkowej brały udział helikoptery Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Jak przekazała rzeczniczka Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi kom. Aneta Sobieraj, życiu poszkodowanych nie zagraża niebezpieczeństwo. Z kolei dziennikarz RMF FM Mateusz Chłystun ustalił, że 3 osoby nadal pozostają w szpitalu; dwie mogły opuścić lecznicę.

Dwóch poranionych nastolatków przewieziono do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Jeden z chłopców trafił do Kliniki Chirurgii; zadano mu wiele ran kłutych, wymagał również operacji. Obecnie jego stan jest stabilny - powiedział rzecznik ICZMP Adam Czerwiński. Drugi z chłopców, z urazem głowy, został przyjęty na neurochirurgię. Nie wymagał interwencji chirurgicznej. Jego stan lekarze oceniają jako dobry.

Ofiara śmiertelna to 16-letnia dziewczyna - podopieczna placówki. Nastolatka zmarła na miejscu.

Sprawca uciekł, po godzinie został zatrzymany w miejscu zamieszkania. To 19-letni mieszkaniec gminy Warta. Nie był wcześniej notowany przez policję. Nie był pijany, pobrano krew do badań na obecność narkotyków.

W chwili ataku w placówce przebywało 13 osób, w tym opiekunka.

16-latka wpuściła nożownika przez okno

16-latka miała wpuścić napastnika przez okno

Według ustaleń dziennikarza RMF FM Rocha Kowalskiego, 16-latka sama wpuściła napastnika na teren placówki przez okno. Potem doszło do kłótni między nastolatkami. 19-latek ugodził nożem dziewczynę, po chwili wychowawczynię, a następnie atakował już na oślep wszystkie napotkane osoby.

Ustalenie dokładnego rozpoczęcia kłótni, która przerodziła się w zbrodnię, będzie o tyle trudne, że w miejscu zdarzenia nie ma kamer monitoringu.

Rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Ciarka mówił w Polsat News, że jednym z najbardziej prawdopodobnych motywów był zawód miłosny.

Dodał, że 19-latek wstępnie w rozmowie z policjantami przyznał się do dokonania zabójstwa.

Śledczy badają też jego relacje z ofiarą. Są sprawdzane i będą analizowane ostatnie okresy życia zarówno ofiary, jak i podejrzanego - mówiła nam rzecznik prokuratury okręgowej w Sieradzu, Jolanta Szkilnik.

Mieszkańcy Tomisławic: Tragedia

O poranku wokół domu dziecka zebrali się mieszkańcy pobliskich domów. Jeden z mężczyzn powiedział reporterowi RMF FM, że nigdy nie było problemów z wychowankami domu dziecka. W nocy obudziło go szczekanie psa, po chwili zobaczył radiowozy i karetki przed budynkiem placówki.

Wynieśli tę jedną dziewczynkę, potem drugą. Jedne karetki odjeżdżały, drugie przyjeżdżały. Tragedia - usłyszał nasz dziennikarz Mateusz Chłystun od pana Stanisława, mieszkańca Tomisławic.

Śledczy zbierają dowody na miejscu zbrodni

Dom Dziecka w Tomisawicach w dzkiem. W nocy 19-letni sprawca zaatakowa jego wychowankw i personel. Nie yje 16-latka, 3os. w szpitalu. Sprawc zatrzymano w domu, w pobliskiej wsi. ledczy nie maj wtpliwoci, e to on stoi za zbrodni. @RMF24pl pic.twitter.com/eDH5ylO5LA

MateuszChlystunMay 10, 2023

Śledztwo prowadzi policja i prokuratura. 19-latek czeka na przesłuchanie w policyjnej izbie zatrzymań.

Brama wejściowa na teren ośrodka została odgrodzona policyjną taśmą. Wokół stoi kilka policyjnych radiowozów - relacjonował o 8:00 dziennikarz RMF FM, który jest na miejscu. Na terenie placówki działała specjalna grupa śledczych, to ludzie ubrani w szczelne, białe kombinezony, którzy zabezpieczali wszelkie możliwe ślady. Kilkoro śledczych opuściło przed 10:00 budynek. Mieli ze sobą sporych rozmiarów koperty i dziesiątki spisanych na miejscu dokumentów. Choć śledczy nie mówią o tym wprost - to najprawdopodobniej efekt wielogodzinnych oględzin na miejscu, do których użyto także specjalnego skanera.

Według naszych nieoficjalnych informacji, śledczy nie zabezpieczyli narzędzia, którym miał posługiwać się zatrzymany 19-latek.