Przed sądem w Białymstoku zakończył się proces w sprawie oszustw metodą "na wnuczka", do których doszło w listopadzie 2021 roku. Obrona i prokurator wygłosili mowy końcowe.
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się proces odwoławczy mężczyzny, który podczas oszustw metodą "na wnuczka" miał przychodzić po odbiór pieniędzy, czyli był tzw. odbierakiem. Wartość strat u kilku osób przekroczyła 300 tys. zł.
W pierwszej instancji zapadł wyrok trzech lat i trzech miesięcy więzienia. Apelacje złożyły obie strony - prokuratura chce, by sąd zasądził obowiązek naprawienia szkody w pełnej kwocie strat, z kolei obrona wnioskuje o uniewinnienie, ewentualnie o karę w zawieszeniu albo karę na tyle niską, że możliwe będzie jej odbycie np. w systemie dozoru elektronicznego. Wyrok sądu odwoławczego ma być ogłoszony w piątek.
Mowy końcowe
Zanim strony wygłosiły mowy końcowe, sąd odwoławczy oddalił wnioski dowodowe obrońców - dotyczyły m.in. akt podobnej sprawy, zakończonej prawomocnymi wyrokami skazującymi przed sądem w Katowicach.
Oskarżony broni się argumentem, że nie miał świadomości uczestnictwa w przestępstwie. Jeden z jego obrońców Michał Brodecki mówił, że osoby, które zlecały oskarżonemu odbiór przesyłek, zabezpieczały się przed tym, żeby nie wiedział, jaki pakunek dowozi do punktu docelowego; chodziło o instruowanie przez organizatorów przestępstwa osób, od których oskarżony odbierał pieniądze - miały mu nie mówić, że przesyłką jest gotówka.
Tak naprawdę o tym, że uczestniczył w jakimkolwiek przestępstwie, dowiedział się po fakcie, kiedy przeczytał w internecie o tym, że na terenie Białegostoku i okolic miały miejsce tego typu zdarzenia, które powiązał ze swoim udziałem - mówił adwokat.
Według niego, oskarżony był "wabiony" możliwością podjęcia legalnej pracy kuriera, wysłał swoje CV za pośrednictwem jednego z portali ogłoszeniowych, licząc na takie zatrudnienie - podjął je w tzw. okresie próbnym, nie miał zamiaru popełnienia oszustwa i nie był świadomy swojej roli w tym przestępstwie. Adwokat argumentował też, że jeśli jednak doszło do udziału w przestępstwie, to jedynie w formie pomocnictwa w jego popełnieniu.
Prokuratura uważa za udowodnione, że oskarżony miał świadomość udziału w oszustwach, a kara jest adekwatna zarówno do stopnia winy, jak i szkodliwości społecznej czynu. Chce zmiany wyroku w taki sposób, by oskarżony miał obowiązek naprawienia szkody w całości, czyli również wobec innych osób pokrzywdzonych, niż jedynie małżonkowie z Choroszczy.
Pełnomocnik tych małżonków chce utrzymania wyroku. Mec. Andrzej Ostapkowicz zwracał uwagę, że w mediach wciąż nagłaśniane są przypadki tego typu oszustw na szkodę osób starszych, a już tylko sam sposób odbioru przesyłek powinien oskarżonemu dać do myślenia, że bierze on udział w przestępstwie.
Sposób postępowania, a więc brak stroju kuriera, a także brak pokwitowania i odpowiednich dokumentów czy też informacji o tym, gdzie przesyłka ma trafić, to okoliczności, które wskazują na to, że oskarżony powinien wiedzieć, iż uczestniczy w zachowaniu niedozwolonym" - podkreślał pełnomocnik oszukanych.
Czego dotyczy sprawa?
Według aktu oskarżenia, do oszustw metodą "na wnuczka" doszło w listopadzie 2021 roku w podbiałostockiej Choroszczy i samym Białymstoku. Skazany nieprawomocnie w tej sprawie mężczyzna miał być tzw. odbierakiem - czyli ostatnim ogniwem przestępczego procederu. Zadaniem było odebranie pieniędzy od osób, które uwierzyły, że ktoś z bliskich jest w pilnej potrzebie finansowej.
W Choroszczy starsi małżonkowie stracili 220 tys. zł. Zadzwoniła do nich rzekoma córka, po niej funkcjonariusz policji, twierdząc, że kobieta spowodowała śmiertelny wypadek, a pieniądze miały być potrzebne, by nie poszła do więzienia.
W dwóch kolejnych przypadkach w Białymstoku straty sięgnęły 38 tys. zł oraz 41,5 tys. zł i 2,3 tys. euro. W tym przypadku przestępcy posłużyli się opowieścią o wypadku synów osób, do których zadzwonili. Mówili m.in. o konieczności opłacenia obrońcy.
Sąd pierwszej instancji nieprawomocnie skazał oskarżonego na trzy lata i trzy miesiące więzienia. Według tego wyroku, mężczyzna miał też naprawić szkodę małżonkom, którzy stracili 222 tys. zł.