Ponad 6 tysięcy pielęgniarek walczy w sądach pracy po prawnych zmianach z ubiegłego roku. Skarżą swoich pracodawców o degradację, gdy nieuznawane są ich wyższe kwalifikacje oraz o dyskryminację, gdy pensja nie jest podwyższona mimo stażu pracy i doświadczenia. Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych przygotował projekt nowelizacji przepisów. Wszystkie kluby opowiedziały się podczas pierwszego czytania za dalszymi pracami nad dokumentem, który teraz trafi do komisji. O przepisach z przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyną Ptok na antenie Radia RMF24 rozmawiał Piotr Salak. Ptok przyznała też na antenie, że nie zrobiły na niej wrażenia rozmowy premiera z pielęgniarkami o ich problemach. "Traktuję to jako próbę ocieplenia wizerunku pana premiera" - stwierdziła.
Piotr Salak: Ten projekt jest dla was niesłychanie ważny. Chodzi tutaj o pieniądze, czy chodzi o zasady?
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych: Autorem projektu jest Komitet Inicjatywy Ustawodawczej, który zawiązałyśmy z inicjatywy delegatów na zjazd Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek. I faktycznie on jest ważny dla nas, dlatego że teraz mamy około sześciu tysięcy osób w sądach pracy ze sprawami o degradację i dyskryminację. Zmiany, które zostały dokonane w ustawie w roku 2022, spowodowały sytuację, w której nie były już znaczone pieniądze na podwyżki dla wszystkich pracowników ochrony zdrowia, tylko wpłynęły do ogólnego budżetu szpitali. I niektórzy pracodawcy - a jest ich dość duża grupa - zaczęli troszkę kombinować, kolokwialnie mówiąc. Np. nie uznawać kwalifikacji, które pielęgniarka miała przez 30 lat. Zdobyła tytuł magistra 30 lat wcześniej, kończąc 5-letnie jednolite studia magisterskie. Zrobiła specjalizację w 2010 roku, czyli była specjalistką 13 lat i nagle od 1 lipca pracodawca stwierdził, że takiej kwalifikacji od niej nie potrzebuje.
Wytłumaczmy jeszcze dokładnie, o co chodzi. Według prawa, które obowiązuje w tej chwili, pracodawcy mogą płacić pielęgniarkom według wymaganych kwalifikacji, które muszą określić na danym stanowisku. Natomiast jeżeli pielęgniarka ma wyższe kwalifikacje, np. skończyła studia, ale przewyższają one wymogi, mimo wszystko dostaje mniejsze pieniądze. Rozumiem, że tego dotyczy główny spór.
Oś sporu dotyczy właśnie degradowania i uznawania tych kwalifikacji uznawanych wcześniej przez pracodawców. Pracodawcy wcześniej składali taką informację do Narodowego Funduszu Zdrowia, że potrzebują pielęgniarki z danymi kwalifikacjami, a za pół roku - 30 czerwca na 1 lipiec 2022 mówili, że już takiej osoby nie potrzebują. Sądy pracy orzekają, że w taki sposób pracodawcy nie mogą postępować. Nasz projekt obywatelski chce to uregulować, że wykorzystujemy wiedzę, którą nabyłyśmy w procesie kształcenia. Pielęgniarki powinny być tak uznawane, jak specjalistki, jak uznawani są lekarze w oddziałach szpitalnych. Nie negujemy tego, że mamy sześciu specjalistów, a w wymogach kontraktowania mamy tylko trzech, tylko płacimy sześciu, siedmiu specjalistom. Nie widzimy powodu, żeby degradować pielęgniarki z wyższym wykształceniem. Niestety ta ustawa ma jeszcze jedną wadę. Systemy wynagrodzeń na całym świecie oparte są na dwóch filarach na wykształceniu pracowników i na doświadczeniu zawodowym. Niestety ustawa odnosi się tylko do jednego elementu, jakim jest wykształcenie.
Pani wspomniała o sześciu tysiącach spraw, które są w tej chwili w sądach dotyczących dyskryminowania i degradowania pielęgniarek. Czy po przegłosowaniu tej ustawy pielęgniarki będą wycofywać pozwy sądów?
Panie redaktorze, to są indywidualne sprawy, które zakładają pielęgniarki i do decyzji indywidualnej pielęgniarki należy, czy ona wycofuje sprawę z sądu, czy ją kontynuuje. My mówimy o 6 tysiącach, bo takie dane mamy ze związku. Wiemy też doskonale o tym, że niektóre pielęgniarki, które nie są zrzeszone w związku, wybrały drogę indywidualnego dochodzenia swoich praw poza organizacjami związkowymi.
Przegłosowanie tej ustawy, która w tej chwili jest procedowana przez Sejm, będzie oznaczało podwyżki dla pielęgniarek? O jakich kwotach mówimy?
To będą podwyżki tylko dla trzeciej, czwartej grupy. To chodzi o grupę zawodową lekarzy stażystów, lekarzy bez specjalizacji. I grupa piąta i szósta z wyłączeniem grupy drugiej - magistrów ze specjalizacją, bo ten współczynnik jest dość wysoki. A chodzi o to, żeby uszanować to doświadczenie zawodowe, o nim zapomnieli twórcy ustawy. Piąta i szósta grupa obejmuje wszystkie zawody medyczne, nie tylko pielęgniarki.
Rozumiem, ale pielęgniarki też czekają na podwyżki. Zastanawiam się, czy możemy powiedzieć, czy możemy stwierdzić, o ile dostaną większe pieniądze i od kiedy te większe pieniądze będą?
To wszystko zależy od biegu procedowania ustawy. Nam też chodzi o to, żeby powstały kominy płacowe. My teraz tym projektem ustawodawczym te kominy płacowe zmniejszamy, a wzrost współczynniku dla każdej z grupy to jest 663 złote netto.
Jeżeli ustawa wejdzie dopiero w przyszłym roku, czy będzie obejmowała jakieś wyrównanie dla pielęgniarek?
My zakładaliśmy, że ten projekt przejdzie do prac w komisjach w poprzedniej kadencji Sejmu. Tak się nie stało. Zaczynamy od nowa proces legislacyjny, więc trudno mi mówić, od którego momentu będzie to obowiązywać, bo to już zależy od prac komisji.
Dzisiaj pani i pani koleżanki jesteście w parlamencie. Widzę, że politycy dosyć chętnie się z wami pokazują. Mateusz Morawiecki również pojawił się na galerii, gdzie były koleżanki ze Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Jakby podchodzicie do takich politycznych spotkań z tymi, którzy decydowali, decydować mogą.
Przy poprzednim spotkaniu w Sejmie nie było pana premiera, nie było również ministra zdrowia na sali sejmowej. Dzisiaj wejście pana premiera na galerię Sejmu, gdzie były pielęgniarki, traktuję jako próbę ocieplenia wizerunku pana premiera, który nie znalazł czasu na to, żeby spotkać się z pielęgniarkami regionu śląskiego. Przypomnę pan premier był numerem jeden partii PiS w okręgu katowickim, moim okręgu wyborczym. Zapraszałyśmy go na spotkanie z mównicy sejmowej. Robiła to moja zastępczyni Iwona Borchulska. Niestety, pan premier nie skorzystał z tego zaproszenia. Chciałyśmy mu dokładniej wytłumaczyć, jakie są problemy z wykonywaniem ustawy, bo one są. Gdyby ich nie było, to nie byłoby takiej rzeszy ludzi w sądach pracy.
Czy pani zdaniem szpitale to w ogóle udźwigną? Czy NFZ udźwignie te podwyżki?
W tej ustawie mamy zapis, który ma gwarantować wzrost kontraktu dla szpitali, ale nie ukrywam, że my mówimy też w trójstronnym zespole o tym, że mają być środki kierowane do Narodowego Funduszu Zdrowia, dzielone 50 proc. dla pracowników, 50 proc. dla pacjentów. Tym języczkiem uwagi dla nas też są nasi pacjenci, bo wiemy, że jeśli szpitale są ograniczone w środkach finansowych, to nam się też źle pracuje.
No dobrze, ale jeżeli szpitale nie będą dawały rady, to co wtedy?
Powinny zostać uruchomione środki z budżetu państwa. Przy czym mogę powiedzieć, że jaki jest stan budżetu państwa, to przed procedowaniem ustawy budżetowej nie wiemy.
A panie w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Pielęgniarek i Położnych to liczyły, ile to będzie kosztowało?
Tak. Liczyłyśmy to na danych przekazywanych przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Ministerstwo Zdrowia w ramach spotkań, które były do połowy roku dla wszystkich pracowników zawartych w tych grupach medycznych. Ten wzrost wynagrodzeń na połowę roku wynosiłby 4 miliardy 800 milionów złotych.