"Jestem z natury osobą, która stara się za bardzo nie afiszować" - mówi Jacek Krzynówek, gość podcastu Radia RMF24 "Co u nich słychać?". Z Kubą Śliwińskim były reprezentant Polski rozmawia o przełomowych momentach w karierze piłkarza i trudnościach, których doświadczają profesjonalni zawodnicy.
Co słychać u Jacka Krzynówka – piłkarza szczycącego się „atomowym uderzeniem” z lewej nogi?
W rozmowie z Kubą Śliwińskim Krzynówek opowiada o swoim życiu po zakończeniu kariery 13 lat temu. Od 1 lipca 2015 do 31 maja 2016 pełnił funkcję Dyrektora ds. Sportowych w GKS Bełchatów.
O swoim doświadczeniu opowiada w ten sposób: Ludzie, z którymi nie miałem kontaktu kilkanaście lat, nagle dzwonią jako najlepsi przyjaciele i próbują przypodobać się dyrektorowi. To trochę nie moja bajka. Mimo że piłka jest bardzo skomplikowaną dyscypliną, to jednak na boisku wygląda to prościej.
Dla piłkarza w życiu po zakończeniu kariery ważny jest dobry kontakt z ludźmi w swoim otoczeniu: Najważniejsze jest dla mnie to, że ludzie po krótkiej konwersacji ze mną stwierdzą: kurczę, panie Jacku, pan to się w ogóle nie zmienił. Taki ciepły, porozmawia. Ten sukces mnie nie zmienił. I to jest najważniejsze dla mnie.
Człowiek urodził się sportowcem i już tak zostaje
Mimo kontuzji kolana, która przyspieszyła koniec profesjonalnej kariery piłkarskiej, Krzynówek pozostaje w formie i nadal uprawia sport: Gramy mecze charytatywne dla jednej i drugiej fundacji, więc jeszcze (kolano) wytrzymuje. Staram się wzmocnić je najlepiej, jak potrafię. Ja jestem sportowcem od wielu dyscyplin, więc każdy sport mnie interesuje. I biegam, i gram w tenisa ziemnego. Lubię grać w tenisa stołowego, więc, no tak, człowiek się urodził sportowcem i już tak zostaje. Chociaż do hazardu mnie nie ciągnie w ogóle.
Kariera-anomalia?
Jacek Krzynówek nie zaczynał swojej przygody z piłką nożną w profesjonalnym futbolu. Przełomowy był 18 rok życia. Do piętnastego roku życia, wiadomo, szkoła podstawowa, cały czas żeśmy grali na podwórkach. Szyby w domach, szczególnie mojej babci, też zostawały wybijane, bo boisko szkolne jest naprzeciwko domu mojej babci świętej pamięci. Ale cały czas graliśmy do osiemnastego roku życia. Ruch Chrzanowice to jest B-klasa, najniższy poziom rozgrywkowy, trzy razy w tygodniu jakieś treningi między sobą. Większość to zabawa. I przypadek sprawił, że trafiłem na osobę, która mi w życiu bardzo dużo pomogła i za to jestem mu bardzo wdzięczny.
Mowa o Tadeuszu Dąbrowskim, który "odkrył" Krzynówka na Pucharze Polski na szczeblu wojewódzkim i wziął go do RKS Radomsko. W ten sposób piłkarz awansował z B klasy do, jak sam mówi, "trzeciej ligi z aspiracjami".
Okres w Niemczech i Felix Magath – trener o ciężkim charakterze
Krzynówek w wieku 23 lat wyjechał do Niemiec, z uwagi na większe możliwości, którymi dysponowały kluby na zachodzie: w GKS Bełchatowie, z którym awansował do Ekstraklasy, warunki do trenowania były na tamten moment "jedne z lepszych w Polsce", ale piłkarz chciał więcej. Zachwycił się zapleczem w Niemczech, kiedy pojechał na badania medyczne do Norymbergi, w której jego klub miał osiem boisk treningowych i podgrzewaną płytę, a 2 kilometry dalej był stadion: Może człowiek się nie wystraszył, tylko tak się zachłysnął tym wszystkim, że już nie mogłem się doczekać, żeby jak najszybciej tam pojechać.
Okres trenowania w Niemczech nie był jednak usłany różami. Dla Krzynówka niełatwe było rozstanie. Opowiada o swoich pierwszych emocjach świeżo po przyjeździe: Położyłem się na łóżku i się rozpłakałem. Mówię, "co ja tutaj robię?" Taka tęsknota za Polską, za tym, że tutaj jest narzeczona i normalnie się położyłem i się rozpłakałem. Na szczęście przyjechał z naszym menadżerem Tomek Kos, który wcześniej już był pół roku w Niemczech i mówił też po niemiecku, i już było o wiele łatwiej.
Wspomina swoją konfrontację z trenerem, którego wielu nazywało katem. Mowa o Feliksie Magath, u którego treningi wiązały się z ciągłą niepewnością: Ja nawet jadąc na trening, nie wiedziałem, czy moja szafka jest jeszcze moja. Zdarzało się, że trener bez uprzedzenia wyrzucał kogoś z treningu, lub z drużyny. Też miałem taki przypadek po meczu, na którym nie złapałem się nawet na ławkę. Podszedł i czterech nas odstrzelił. Graliśmy sobie dwa na dwa, na małe brameczki. Idziesz, żeby się zapytać, o co chodzi trenerowi. Nie było w ogóle dyskusji z nim. Nie i koniec.
Cienie bycia zawodowym piłkarzem
Profesjonalna gra wiązała się z wieloma wyrzeczeniami. Jacek Krzynówek wskazuje na trzy najtrudniejsze aspekty: rozłąka z rodziną przy wyjeździe do Niemiec, zerwanie więzadeł krzyżowych w trakcie kariery i kwestia pogodzenia życia zawodowego z rodzinnym. Piłkarz wspomina, że jego narzeczona przyjechała do Niemiec po miesiącu i to znacznie poprawiło jego stan psychiczny. Jednak podczas swojego pobytu za granicą zerwał więzadła krzyżowe, co było dla niego wówczas osobistą katastrofą: To była diagnoza pół roku out. To był drugi moment, że się popłakałem w Niemczech. Na szczęście dwa dni po zerwaniu już byłem po zabiegu i od razu zacząłem rehabilitację. Człowiek chciał wrócić jak najszybciej. Trzecim wyzwaniem było oddzielenie osobistego życia od kariery.
Dla Krzynówka zawsze kluczowe było, żeby codziennie być w domu: Wchodzę do domu, problemy klubowe związane z moim życiem zawodowym się kończą.
Robert Enke – zawodnik, który za karierę zapłacił najwyższą cenę
W rozmowie Krzynówek wspomniał Roberta Enke, który popełnił samobójstwo między innymi przez presję panującą w środowisku zawodowych graczy. Robert sobie z tym nie mógł poradzić. I jego depresja zaczęła się w momencie gry dla FC Barcelony. Więc widzimy, jaka presja funkcjonuje. To jest taki cichy zabójca, nie? Dzieliłem z Robertem szatnię, siedzieliśmy naprzeciwko siebie w Hanowerze i w ogóle nie było widać, że jest chory, że cierpi. Krzynówek wspomina moment, w którym on i jego koledzy dowiedzieli się o śmierci Roberta Enke: Wsiedliśmy w samochody i przyjechaliśmy do klubu. My tam siedzieliśmy od siódmej wieczorem do trzeciej, czwartej nad ranem. I wszyscy płakali. Takie było poczucie solidarności, że musimy być razem.
Według piłkarza ryzyko wystąpienia choroby psychicznej w tej branży jest podwyższone: W tym naszym życiu piłkarskim dzisiaj jesteś, jutro cię nie ma. To nie jest tak, jak wszyscy sobie myślą, że potrenujecie dwa razy dziennie i później przyjdzie mecz, wam się nie chce biegać. Krzynówek wskazuje na presję ze strony kibiców, którzy niekiedy odwracają się od zawodników, gdy ci przegrywają: Nikt z porażką się nie utożsamia. Podsumowuje, że opieka psychologa może znacząco pomóc. Mimo że wielu śmieje się z tego, że piłkarze chodzą do psychologa, terapia pomaga poradzić sobie z narastającą presją.
Opracowanie: Karolina Galus