"Możemy się spodziewać, że także w tym roku temperatura będzie bliska rekordu z 2024 r." - zapowiada klimatolog prof. Joanna Wibig z Uniwersytetu Łódzkiego. "W Polsce będzie cieplej niż zwykle, chociaż opady pozostaną w miarę w normie" - dodała ekspertka. A jeszcze 30-40 lat temu na terenie Polski meteorolodzy w ciągu całego roku notowali średnio 3-4 dni z temperaturą powyżej 30 st. Celsjusza.

REKLAMA
Upalne lato we Wrocławiu - zdjęcie ilustracyjne

  • Rok 2024 był najcieplejszym w historii, a lato 2025 w Polsce zapowiada się równie gorąco.
  • W Polsce upalnych dni powyżej 30 st. C jest już co najmniej trzy razy więcej niż 30-40 lat temu, a ich liczba może rosnąć.
  • Zmiany wpływają też na rolnictwo - dłuższy sezon wegetacyjny pozwala na uprawę nowych roślin, jak kukurydza czy winogrona.
  • Jak zmiany klimatu wpływają na rolnictwo? Piszemy o tym w dalszej części artykułu.

Temperatura bliska rekordu z 2024 r.

Joanna Wibig z Zakładu Meteorologii i Klimatologii Uniwersytetu Łódzkiego przypomina, że rok 2024 był najcieplejszym w historii pomiarów globalnych. Z kolei w maju Światowa Organizacja Meteorologiczna podała, że temperatura w latach 2025-2029 na całym świecie osiągnie prawdopodobnie rekordowe poziomy.

Możemy się spodziewać, że także w tym roku temperatura będzie bliska rekordu z 2024 r. Może nie aż tak bardzo intensywnie, bo nie na całej kuli ziemskiej jest teraz gorąco - ale będziemy blisko rekordowych wartości. Jeśli chodzi o lato w Polsce, to będzie cieplej niż zwykle, chociaż opady pozostaną w miarę w normie. Tak pokazują wszystkie prognozy, z jakimi się zapoznałam, ale to są oczywiście tylko prognozy - one nie muszą się sprawdzić - zaznaczyła prof. Wibig.

Klimatolog przypomniała, że jeszcze 30-40 lat temu na terenie Polski meteorolodzy w ciągu całego roku notowali średnio 3-4 dni z temperaturą powyżej 30 stopni Celsjusza. Obecnie ta liczba wzrosła co najmniej trzykrotnie i przewiduje się, że upalnych dni, gdy termometry wskazywać będą powyżej 30 stopni, będzie jeszcze więcej.

Wyższa temperatura wpływa też na zmienny reżim opadowy. A więc możemy się spodziewać, że częściej będzie bezdeszczowo, ale jak już przyleje, to naprawdę porządnie. To jeszcze nie jest wynik istotny statystycznie, ale już widać takie tendencje, że intensywnych, ulewnych opadów mamy ciut więcej niż dawniej. Co gorsza, częściej też mamy do czynienia z suszą - dodała.

Lipcowe niże nad Atlantykiem

Prof. Wibig zauważyła, że lipiec jest miesiącem, w którym uaktywniają się niże nad Atlantykiem - mogą one wywierać wpływ na pogodę w Polsce.

Wędrując nad nami, przynoszą na zmianę dzień deszczowy, potem słoneczny, potem znowu deszczowy. Dlatego zmienność pogody w lipcu jest typowa dla naszej strefy klimatycznej i ta tendencja najprawdopodobniej się utrzyma - wyjaśniła.

Cały szereg nietypowych zdarzeń pogodowych

W opinii klimatolog z UŁ w tym roku na terenie Polski można było zaobserwować cały szereg nietypowych zdarzeń pogodowych. Luty, marzec i kwiecień były bardzo ciepłe, a po nich nastąpiło zaskoczenie - zimny maj z temperaturami sporo poniżej wieloletniej normy. Zdaniem prof. Wibig, tak zimne maje są w Polsce rzadkością.

Naukowczyni wskazała, że zmiany klimatyczne znajdują odzwierciedlenie w wegetacji roślin. Z jednej strony ocieplenie jest korzystne, bo mamy dłuższy okres wegetacyjny. W związku z tym zaczynamy uprawiać rośliny, których uprawa wcześniej była nieco problematyczna. Kukurydza jest tego klasycznym przykładem. Uprawialiśmy ją tylko na paszę, bo kolby nie miały szans dojrzeć, a w tej chwili kukurydza ogarnia całą Polskę. Cieplejszy klimat sprzyja też uprawie winogron. Niestety, ograniczeniem dla tych i innych upraw w Polsce będzie zawsze brak wody - zaznaczyła.

Problem dla sadowników i ogrodników

Kolejny problem, wskazany przez prof. Wibig, dotyczy głównie ogrodników i sadowników. Niekorzystne dla ich upraw są zjawiska pogodowe, jakie wystąpiły zarówno w tym, jak i ubiegłym roku. Była to bardzo ciepła wczesna wiosna, która spowodowała, że w marcu ruszyła wegetacja, a potem na przełomie kwietnia i maja nadeszły przymrozki.

Jeżeli te przymrozki są w granicach minus 2 stopni, to nie jest źle. Natomiast jeżeli one sięgną przy gruncie minus 4-6 stopni, to jest to fatalne dla owoców. Przymrozki, nawet w maju i o podobnej skali, zdarzały się wcześniej w naszym klimacie, ale one następowały w innej fazie rozwoju roślin. Jednak teraz, gdy wegetacja rusza w marcu, to w momencie, kiedy przychodzą przymrozki, mamy już kwitnienie, a w niektórych przypadkach wręcz zawiązki owoców. Wtedy roślina jest najbardziej bezbronna - podkreśliła prof. Wibig.