Przeszukanie w mieszkaniu dziennikarki Ewy Stankiewicz-Jørgensen to próba odzyskania części prezydenckiego tupolewa, zagubionych przez komisję Macierewicza. Tak rzecznik Prokuratury Krajowej wyjaśnia rewizję, przeprowadzoną dziś u dziennikarki przez Żandarmerię Wojskową.

REKLAMA
Dziennikarka Ewa Stankiewicz jest żoną byłego członka podkomisji Glenna Jorgensena

Żandarmi szukali 23 części maszyny, która rozbiła się 15 lat temu w Smoleńsku. Chodzi o fragmenty wypożyczone z prokuratury przez badającą przyczyny katastrofy tzw., podkomisję smoleńską, ale nie zwrócone. Części tupolewa są częścią materiału dowodowego, zatem szukający ich śledczy mieli podstawy do zarządzenia przeszukania.

Między innymi z pisma pana Antoniego Macierewicza wynika podejrzenie, że te dowody mogą się znajdować w mieszkaniu jednego z byłych członków podkomisji, pana Jørgensena - wyjaśniał rzecznik prokuratury.

Prawicowa dziennikarka Ewa Stankiewicz jest żoną byłego członka podkomisji Glenna Jørgensen. Prokuratura podkreśla, że przeszukanie przeprowadzono u duńskiego eksperta. Informacji, czy cokolwiek u niego znaleziono, brak.

Zandarmeria wojskowa przeszukuje nasze mieszkanie sxukajc czci tupolewa te ktre Putin zostawi Tuskowi lub te ktre niszczay przez lata w bliniaczym tupolewie kiedy uwiarygadniano kamstwa Anodiny pic.twitter.com/EIryCp0Rue

ewa_stankiewiczMarch 7, 2025

MON prześwietlił komisję Macierewicza

W październiku 2024 roku Ministerstwo Obrony Narodowej wydało raport na temat prac komisji smoleńskiej Antoniego Macierewicza. Prawdziwym celem działania komisji smoleńskiej było potwierdzenie jednej hipotezy: o wybuchu i odrzucenie wszystkich innych argumentów, ekspertyz, które tej hipotezy nie potwierdzały - stwierdził Władysław Kosiniak-Kamysz.

Ustalenia MON dotyczyły poszczególnych aspektów działania komisji.

Rzetelność: Zespół badający prace podkomisji ustalił, że skład komisji nie był rzetelny, bo nie było tam osób, które znają się na wypadkach lotniczych. W przeprowadzonych analizach udowodniono, że myliły podstawowe pojęcia i procedury, a wnioski zaprzeczały prawom fizyki - mówił Kosiniak-Kamysz.

Ponadto miało dochodzić do łamania ustawy o ochronie informacji niejawnych i stosowano manipulację i wybiórczość, o czym miało świadczyć zamówienie 112 ekspertyz, a później potraktowanie ich wybiórczo.

Celowość: Komisja nie miała strategii postępowania. Nie stworzono też mechanizmów naprawczych, które pomogłyby wykluczyć błędy.

Legalność: Władysław Kosiniak-Kamysz wskazał, że podkomisja opublikowała raport 10 sierpnia 2021 roku, a działa do końca rządów Zjednoczonej Prawicy. Legalność jej działania po opublikowaniu raportu była żadna. Po opublikowaniu raportu była próba likwidacji podkomisji, ale tylko na 9 dni. Po 9 dniach wycofano się z niej - mówił lider PSL-u.

Gospodarność: Wydatki, które poniósł Skarb Państwa na działalność komisji to 34,5 mln złotych. Zdaniem Władysława Kosiniaka-Kamysza do tego trzeba doliczyć nieodwracalne uszkodzenie samolotu Tu-154 o numerze 102, którego wartość wyceniono na 47 mln złotych. Razem to daje ponad 81 mln złotych.

Wiceszef MON Cezary Tomczyk poinformował, że pięć elementów części tupolewa ze Smoleńska zostało zniszczonych, a 19 zagubiono. Według Tomczyka, ówczesny szef MON Mariusz Błaszczak był szczegółowo informowany przez SKW o nieprawidłowościach w działalności podkomisji smoleńskiej.

Szczególnie bulwersujące są wydatki po opublikowaniu raportu. Omijano lub nie stosowano prawa zamówień publicznych, łamano ustawę o zamówieniach publicznych. Wypłacano gigantyczne pensje i wynagrodzenia bez nadzoru - zaznaczał Władysław Kosiniak-Kamysz. Co więcej, podpisywano umowy eksperckie z osobami bez kompetencji.

Ta manipulacja, brak rzetelności i wiarygodności to coś, co rzuca się w oczy w nieprawdopodobny sposób: udowodnić swoją hipotezę wbrew dowodom, wbrew faktom - zaznaczył Władysław Kosiniak-Kamysz.

Szef MON podkreślał, że w zespole, który pracował nad raportem są eksperci z doświadczeniem badania katastrof lotniczych, przedstawiciele wojska, profesorowie, prawnicy.