Do 31 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych po rosyjskim ataku rakietowo-dronowym na Kijów w nocy z 30 na 31 lipca. Wśród zabitych jest troje dzieci, a rannych zostało 159 osób - informuje ukraińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
Liczba ofiar śmiertelnych po rosyjskim ataku na Kijów w nocy ze środy na czwartek wzrosła do 31. Wśród zabitych jest troje dzieci. Jak przekazało ukraińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, ratownicy przez całą noc i poranek wydobywali ciała spod gruzów zniszczonego budynku mieszkalnego w rejonie Światoszyńskim. Wśród odnalezionych tam ofiar jest dwuletnie dziecko.
Blok w dzielnicy Swiatoszyńska został trafiony rosyjską rakietą. Niemal całkowicie zniszczyła ona klatkę schodową.
W wyniku ataku rannych zostało 159 osób, w tym 16 dzieci. Rosyjskie wojska zaatakowały stolicę Ukrainy dronami i rakietami, a skutki ostrzału odnotowano w 27 miejscach w czterech dzielnicach miasta.
Ratownicza operacja wciąż trwa. To jeden z najtragiczniejszych ataków na Kijów w ostatnich miesiącach.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował w czwartek, że rosyjskie siły okupacyjne użyły tego dnia do ataków na stolicę jego kraju ponad 300 dronów i ośmiu rakiet.
Według szefa kijowskiej administracji wojskowej Tymura Tkaczenki w wyniku ataków uszkodzonych został ponad 100 obiektów. Są to m.in. domy mieszkalne, szkoły, przedszkola, placówki służby zdrowia i uczelnia.
"Wszystkie działania poszukiwawczo-ratownicze zostały zakończone. Niestety, w tej chwili wiadomo o 31 zabitych, wśród nich jest pięcioro dzieci. Najmłodsze miało zaledwie dwa lata. Składam kondolencje bliskim i rodzinom ofiar. Rannych zostało 159 osób, w tym 16 dzieci" - przekazał Wołodymyr Zełenski.
Prezydent podał, że tylko w lipcu Rosjanie użyli przeciwko Ukrainie ponad 5100 kierowanych bomb lotniczych, ponad 3800 dronów typu Shahed, niemal 260 rakiet różnych typów, z czego 128 - to rakiety balistyczne.
W związku z tragedią 31 lipca piątek został ogłoszony w Kijowie dniem żałoby. Instytucje państwowe opuściły flagi do połowy masztu. Do żałoby przyłączyła się ambasada RP.
Ukraina opłakuje sześciolatka
W wyniku rosyjskiego ataku rakietowego na Kijów 31 lipca zginął sześcioletni Matwij Marczenko. Chłopiec był wychowankiem stołecznego klubu karate i najmłodszym synem w rodzinie. Śmierć chłopca wywołała ogromne poruszenie w kraju zmagającym się z rosyjską inwazją.
Trener Matwija, Igor Jefimenko, wspomina go jako "dobrego i posłusznego chłopca", który w ostatnich miesiącach bardzo się rozwinął i marzył o sukcesach sportowych. "Pewnego dnia sam podszedł do mnie i powiedział: ‘Chcę wszystkich pokonać i zdobyć więcej medali niż mój brat Lew’" - relacjonuje dla Ukrainskiej Pravdy trener, który opiekował się jeszcze dwoma braćmi Matwija - Lwem i Michałem.
Śmierć Matwija poruszyła także całą społeczność sportową. Kondolencje rodzinie złożyła zarówno Ukraińska Federacja Karate, jak i klub sportów wodnych "Brygantyna", do którego chłopiec również uczęszczał.
"Świat musi wiedzieć: w Ukrainie nie tylko giną dzieci. Tu zabijana jest przyszłość. Każda taka śmierć to nie tylko tragedia jednej rodziny, ale ból całego narodu" - podkreślają przedstawiciele federacji karate.