Kryzys na Downing Street zażegnany. To po rewelacjach byłej premier Liz Truss, która w swoich pamiętnikach skarży się na pchły w mieszkaniu, które zajmowała przez 49 dni. Przeszła do historii jako najkrócej piastująca urząd premier Wielkiej Brytanii.

Zazwyczaj mówiąc o rezydencji premiera mamy na myśli nr 10 Downing Street. Ale w zasadzie od czasów sprawowania urzędu przez Tony'ego Blaira, szefowie i szefowe brytyjskiego rządu rezydują pod numerem 11, ponieważ znajdujące się tam mieszkanie jest większe. To uzależnione jest od wielkości rodzin, które wraz z premierami sprowadzają się na tę małą uliczkę w centrum Londynu. 

Pchły do mieszkania, w którym rezydowała pani Truss, miał przynieść pies jej poprzednika, Borisa Johnsona. W opublikowanej właśnie przez nią książce była premier, która w rekordowym czasie pożegnała się z urzędem, wspomniała także o tym, że przez tygodnie swędziała ja skóra i musiała sie boleśnie drapać. 

Nagle wszyscy zaczynają o tym rozmawiać.

W natłoku ważnych informacji nadchodzących z Ukrainy i Gazy, Izraela i Iranu media potrzebują lżejszych tematów. A pchły w rezydencji premiera potrafią zainteresować nawet najbardziej zagorzałych konsumentów wiadomości. Trafiły na pierwsze strony gazet. Do tego stopnia stały się istotne, że zapytany o nie został brytyjski minister finansów, Jeremy Hunt, który obecnie rezyduje w tym samym mieszkaniu. Powiedział - nie kryjąc zakłopotania - że przed wprowadzeniem się na Downing Street usunął wszystkie dywany i musiał wynająć w tym celu specjalną firmę. Było to o tyle skomplikowane, że z racji miejsca musieli to być specjaliści posiadający certyfikat tutejszych służb bezpieczeństwa. Dodał też, że sam za te dywany zapłacił. 

Zwierzęta na Downig Street to nic nowego.

Zazwyczaj to koty. Najsłynniejszy Piotr - zwany Trzecim - przeżył urzędowanie 5 premierów. Ale pierwszym, który otrzymał oficjalny tytuł Kota z Downing Street, był Larry. Nazwy te otrzymały też dwa inne kociaki Sybil i Humphry. Nie uczestniczyły w posiedzeniach brytyjskiego gabinetu, bowiem ich głównym zadaniem jest polowanie na myszy. W Londynie ich nie brakuje. Psem, który rzekomo sprowadził do rezydencji premiera pchły, był Dylin, sympatyczny Jack Russell zaadoptowany ze schroniska dla zwierząt przez żonę Borisa Johnsona, a pokochany przez jowialnego polityka. On ma być w tej opowieści głównym winowajcą - pies znaczy się, nie pan Johnson. Szkoda, że nie udzielą na ten temat wspólnie wywiadu.