Tłumaczy, podpowiada, wspiera i służy. Otacza czułą opieką, pomaga w nowym, często niełatwym etapie życia. To doula, czyli kobieta towarzysząca w okresie okołoporodowym. Ten zawód cieszy się w Polsce coraz większą popularnością i coraz więcej kobiet decyduje się na takie wsparcie. Nasza dziennikarka spotkała się z doulą i dwiema kobietami, którym towarzyszyła podczas porodu. Przeczytajcie, co mówią o swojej wspólnej historii.

REKLAMA

Katarzyna Staszko, RMF FM: Kim dla was była doula i jak wyglądała wasza wspólna droga?

Paulina Wasilewska, pracuje w Miejskim Ośrodku Kultury, mama 2,5-letniej Tosi: Dla mnie przede wszystkim miała być opiekunką. Myślałam, że doula pomoże mi przejść przez tę końcową fazę ciąży, przygotuje na nadejście dziecka i podpowie, jak na początku tej drogi się zachować, co robić, co czynić. Ale oczywiście nie będzie pokazywała palcem mówiąc, że "masz robić tak i wyłącznie tak".

Milena Gauer, aktorka, mama 6-letniej Halszki i 14-miesięcznej Bereniki: Doula, z tego co pamiętam oznacza kobietę, która służy i to jest rzeczywiście taka kobieta, która otacza wparciem matkę i to wsparciem bardzo czułym. Przynajmniej ja miałam takie poczucie, że właśnie to jest coś, co będzie mi potrzebne. To jest tak trudny moment, moment przełomu, że bez kogoś, kto się na tym zna, i kto wie jakie wsparcie jest mi potrzebne, czego rodzina może przecież nie wiedzieć, bez kogoś takiego sobie nie poradzę.

Teraz pytanie do specjalistki. Ela Malinowska, jesteś doulą. Na czym polega twoja praca, co robisz?

Ela Malinowska, doula: Być może słowo jest dla nas obce, ale to, czym zajmuje się doula to nic nowego. Doula to, tak jak powiedziała Milena, z języka greckiego "kobieta, która służy", czyli służąca. I kiedyś, dawno, dawno temu to były kobiety, które służyły i pomagały innym kobietom. Później to się ukierunkowało na okres okołoporodowy i teraz w XXI wieku doule, które funkcjonują w różnych państwach na świecie, to są kobiety, które wspierają inne kobiety i ich rodziny w okresie okołoporodowym, czyli w ciąży, podczas porodu i po porodzie. Wydaje mi się, że doule bywały od zawsze, tylko my żyjemy teraz w takim świecie, że te najbliższe kobiety, jak matki, ciotki czy babki, często mieszkają na tyle daleko lub relacje są na tyle luźne, że nie możemy liczyć na wsparcie tych, wydawałoby się najbliższych nam kobiet. Myślę, że kiedyś te relacje były inne i żyło się w domach wielopokoleniowych, więc w domu miało się naturalną doulę, towarzyszącą nam od urodzenia. Miało się babcię czy inną osobę, z którą się budowało więź przez całe życie, widziało się, jak się rodziły dzieci sióstr, kuzynek i tak dalej, więc to nie był temat, z którym kobiety stykały się w momencie, gdy same zachodziły w ciążę. One już miały jakieś doświadczenia i wiedziały, że mogą liczyć na pomoc tych osób, kiedy same będą potrzebowały tego wsparcia.

Wydaje mi się, że doule bywały od zawsze, tylko my żyjemy teraz w takim świecie, że te najbliższe kobiety, jak matki, ciotki czy babki, często mieszkają na tyle daleko, lub relacje są na tyle luźne, że nie możemy liczyć na ich wsparcie.

Powiedziałyście wszystkie, że chodzi o wsparcie, o otoczenie opieką. Jak to wygląda w praktyce?

Milena: Ja mam za sobą dwa porody z dwiema różnymi doulami. I te porody były różne. Pierwszy nazwałabym poetycko "mistycznym" i był on pełen skupienia. Masaż, muzyka, świeczki i trwało to bardzo długo. A drugi poród był raczej w klimacie filmu sensacyjnego i moja doula wspierała mnie dziarsko, czyli ogarnęła walizkę, napoje i gdzie co jest. A wszystko działo się naprawdę w zawrotnym tempie. Trudno więc te historie porównać, natomiast wiem, że bez wsparcia za tym pierwszym i drugim razem, byłoby mi ciężko. Bo ktoś, kto wie, co się ze mną dzieje, kto jest wstanie wytłumaczyć albo ulżyć, jest na wagę złota. Nie zawsze ojciec dziecka, mąż czy też partner jest w stanie takie wsparcie kobiecie dać, bo po protu też jest przerażony.

Paulina: U mnie było tak, że moja doula, czyli Ela wiele rzeczy tłumaczyła mi jeszcze zanim urodziłam. Dawała sporo rad, na podstawie których mogłam dokonać jakiegoś wyboru. I to rzeczywiście rozjaśniało mi obraz sytuacji, która mnie czeka. Wiesz, to jest tak, że w okresie ciąży, w czasie okołoporodowym masz wokół siebie wielu osób, którzy udzielają wielu cennych rad. I te rady bardzo często są kompletnie sprzeczne. Bo jeśli jedna osoba mówi, że dziecko masz karmić tylko piersią, a druga osoba mówi, że koniecznie trzeba dokarmiać, ty stoisz między tymi rozbieżnymi informacjami i co dalej? Fajnie więc mieć obok takiego człowieka, który się zna. Pokaże i wytłumaczy, która droga z czym się wiąże i sama dokonasz wyboru tego, co jest ci bliższe. Ela mówiła mi dużo o własnej intuicji, o tym, że trzeba jej słuchać. A to też bardzo ważne. Naprawdę, uważam, że kobiety dziś nie słuchają własnej intuicji, nie słuchają siebie, kierują się tym, co ludzie powiedzą, co Google napisze. Nie słuchamy siebie, a warto, bo myślę, że to nasz organizm, nasza natura dużo nam podpowiada. Jak zostajemy matkami, to pewne rzeczy przychodzą nam naturalnie, a przynajmniej tak być powinno. Natomiast mnie doula pomogła przy samym porodzie. Ja sobie nie wyobrażałam, żeby przy porodzie był mój mężczyzna, bo ja jestem bardzo nerwowa, zwłaszcza w sytuacji bólu czy stresu. Zresztą Elę uprzedzałam, że mogę na nią krzyczeć..

I krzyczałaś?

Paulina: Nie wiem, to już Ela musi powiedzieć, ja nie pamiętam. Natomiast na pewno krzyczałam na Łukasza, mówiąc "wyjdź stąd proszę" i on musiał opuścić lokal. Dobrze, że była Ela, bo pomogła mi np. w bólach krzyżowych. Ja miałam w ogóle lekki i przyjemny poród, przynajmniej tak to widzę z perspektywy czasu. Krótki, dwugodzinny, więc się nie umordowałam specjalnie. Ale miałam bóle krzyżowe dwa dni wcześniej i taka doula jest od tego, żeby ulżyć w takiej sytuacji. Bo nie każdy wie, jak pomasować, gdzie, jaką pozycję przybrać, żeby było nam łatwiej funkcjonować. Więc dla mnie ta pomoc, wsparcie były naprawdę ważne. A jeśli chodzi o ten czas po porodzie, to właśnie miałam wokół siebie ludzi z bardzo rozbieżnymi zdaniami, poradami. I to jest naprawdę trudna sprawa. Bo każdy mówi "tak nie rób, bo krzywdzisz swoje dziecko", a ty nic nie wiesz, bo to twoje pierwsze dziecko.

Milena Gauer, Katarzyna Staszko, Ela Malinowska i Paulina Wasilewska

Ela, jak to wygląda od kuchni? Dostajesz telefon w środku nocy i co dalej?

Ela: Wygląda to różnie. Torbę zazwyczaj mam przygotowaną na parę dni przed tym wyznaczonym terminem porodu. Doule różnie to ustalają, ja przyjęłam, że jestem w gotowości 10 dni przed terminem i jeśli kobieta nie urodzi, to też 10 dni po terminie.

Czyli w tym czasie nie możesz wyjechać, nie możesz pójść na imprezę lub na spacer do lasu, gdzie stracisz zasięg..

Ela: Dokładnie tak to wygląda. Bywa oczywiście tak, że doula ma jednak w planach wyjazd, jak było w przypadku Mileny, bo ona drugie dziecko miała rodzić z inną doulą, Zuzanną, która wyjechała do Szczecina, gdzie miała inne zobowiązania. Więc nie była w stanie dojechać, tym bardziej, że ten poród przebiegał ekspresowo.

Milena: Film sensacyjny!

Ela: Tak! Milena chyba tego nie powiedziała, ale ona prawdopodobnie rodziła przez cały dzień, tylko nie zauważyła tego, że rodzi. Robiła zakupy, normalnie funkcjonowała i to było piękne, życzymy wszystkim kobietom takich porodów. Dlatego ta ostatnia część była tak ekspresowa. Tutaj było tak, że wcześniej Zuza poprosiła mnie, żebym czyniła honory i w razie czego była doulą-zastępczynią, jeśli ona nie wróci do Olsztyna. Tak też się stało. W ten sposób właśnie działamy, jeżeli wiemy, że nas nie będzie, a jest w mieście ktoś, kto mógłby być wsparciem, to korzystamy z takiego rozwiązania. Jeżeli gdziekolwiek wychodzę to zawsze mam naładowany telefon, w nocy go nie wyciszam. I z tyłu głowy mam tę myśl, że w każdym momencie będzie trzeba jechać do przyszłej mamy. Wtedy biorę torbę, w której mam różne rzeczy, jakie mogą pomóc w porodzie i jadę. W przypadku Mileny jechałam do niej do domu, w przypadku Pauliny spotkałyśmy się już na miejscu, w szpitalu.

Bliskość, przyjaźń, chemia

Padło już podczas rozmowy, że między doulą a rodzącą tworzy się taka wyjątkowa więź, relacja. Nie będziemy ukrywały, że Paulina i Ela znały się wcześniej, więc doula była jednocześnie koleżanką. Powiedzcie na ile, w przypadku takiej bardzo intymnej współpracy ważna jest chemia?

Paulina: To chyba jest kluczowa sprawa. Zastawiam się jak to jest, gdy trzeba podjąć decyzję o wyborze douli, nie znając tej osoby, dopiero co dowiadując się, że jest taka instytucja. Ja tę decyzję podjęłam przede wszystkim dlatego, że znałam wcześniej Elę. Wiedziałam, co robi, czym się zajmuje jeszcze zanim zaszłam w ciążę. Poza tym, nie chodziłam do szkoły rodzenia, bo nie lubię tego typu instytucji. Tym bardziej zdecydowałam się na Elę jako doulę, która tę funkcję przejęła. Chemia odgrywa tu najważniejszą rolę, bo ciężko byłoby nie lubić się z kimś, kto ma pomóc w tak ważnym momencie życia.

Wydaje mi się, że podczas porodu jesteś nieco inną wersją siebie niż na co dzień, więc nie wiesz, jak to będzie...

Paulina: Ale to chyba właśnie doula wie. Na tym polega też jej praca. To nie kobieta rodząca ma być przygotowana, ale doula. Zresztą Ela sama mi mówiła, że są różne kobiety, więc ona się spodziewa i jest przygotowana na wszystko.

Milena: Rzeczywiście Ela była doulą zastępczynią, więc spotkałyśmy się na kawie. Nie znałyśmy się wcześniej, ale ja miałam jakieś takie przeczucie, że ten poród będzie właśnie z nią. Ale z pierwszym porodem i Zuzią było tak, że też się nie znałyśmy. Ja po prostu szukałam douli w Olsztynie i chyba wtedy ona była w naszym mieście jedyną, więc nie było wyboru. Umówiłam się z nią na kawę i od razu poczułam, że to jest to. Później spotykałyśmy się kilka razy na rozmowach, przygotowaniach do porodu, trochę z moim mężem, trochę same. I w ten sposób się poznawałyśmy. A ten poród, oprócz tego, że był ważnym doświadczeniem, momentem dla nas obu, to był też początkiem przyjaźni. Dlatego bardzo przeżywała to, że nie udało jej się dotrzeć na mój drugi poród.

Doula musi pamiętać, że to nie jest jej osobisty poród, więc nie ma prawa go reżyserować. Może jedynie pytać, sugerować. I bardzo ważna jest też umiejętność komunikowania się zarówno z mamą i jej partnerem, ale pamiętajmy, że doula obcuje, komunikuje się z personelem medycznym. Chodzi więc o właściwy o poziom komunikacji i dyplomacji, dzięki któremu wszystkie te strony czują się bezpiecznie.

Jakie cechy, twoim zdaniem, powinna mieć doula? Kto w ogóle może wykonywać ten, podkreślmy to, zawód.

Ela: Tak, zaznaczam, to jest zawód. Doulą może być osoba, która ma już swoje doświadczenie, chociaż nie jest to konieczność, bo wiem, że są kobiety, które doulowały, nie mając własnych dzieci i świetnie dawały sobie radę. Natomiast właśnie doświadczenie z macierzyństwie na pewno wzbogaca. O doulowaniu pomyślałam po pierwszym swoim porodzie, ale powiedziałam sobie, że podejmę próbę, jak będę miała drugie dziecko. Stwierdziłam, że jedna ciąża, jeden poród to za mało i mimo że nie planowałem wtedy kolejnej ciąży to wiedziałam, że nie zrobię, tego kroku dopóki tego drugiego dziecka mieć nie będę. Jaka osoba może być doula? Na pewno empatyczna, cierpliwa, która nie będzie oceniała, będzie potrafiła wysłuchać, doradzić, ale nie mam na myśli złotych rad pod tytułem "moje rady są najlepsze na świecie i korzystaj tylko z nich", to o czym Paulina wcześniej mówiła. Ale taka, która pokaże właśnie różne opcje, różne rozwiązania, różne drogi. I doula nie może oceniać tych wyborów. Powinna też mieć pokorę, bo ten zawód wymaga naprawdę dużo pokory. Musimy pamiętać, że to nie jest nasz osobisty poród, więc nie mamy prawa go reżyserować, mówić, że tak ci będzie lepiej. Możemy jedynie pytać, sugerować. Nasza ocena porodu może się bardzo różnić od oceny mamy. Możemy powiedzieć, że dla mnie to było takie średnie doświadczenie, a mama może powiedzieć, że było rewelacyjnie. I odwrotnie. Mama może powiedzieć, że czegoś jej zabrakło. I bardzo ważna jest też umiejętność komunikowania się zarówno i z mamą i z partnerem. Ale cały czas pamiętajmy, że my obcujemy, komunikujemy się z personelem medycznym. Czyli chodzi o poziom komunikacji i dyplomacji, żeby wszystkie te strony czuły się bezpiecznie.

Właśnie o to chciałam zapytać, bo ty wchodzisz na salę porodową. Jak traktuje cie personel, jak ty się zachowujesz i czy zdarzyło się, że zabroniono ci wejścia na porodówkę?

Ela: Obowiązujące standardy opieki okołoporodowej pozwalają kobiecie na poród z jakąkolwiek osobą. Czyli może to być partner, sąsiadka, z kimkolwiek kobieta przyjedzie do porodu, ma prawo z tą osobą rodzić. To jest jedna osoba. Ale zdarzają się wypadki, kiedy kobieta ma potrzebę, żeby na sali porodowej była i doula i partner. I to już zależy od miejsca, gdzie się rodzi, od osoby, która jest na dyżurze. Bo jedni nie mają z tym problemu, ale innym nie bardzo z tym jest po drodze, więc wolą, żeby na sali towarzyszyła jedna osoba. A jeśli chodzi o reakcje personelu - tyle ile jest osób, tyle reakcji. Więc jeśli personel widzi, że doula nie wchodzi w ich kompetencje, to taka współpraca ma szansę na powodzenie. Dlatego mówiłam wcześniej o tej pokorze. Bo my jako doule nie mamy wykształcenia medycznego, nie mamy prawa wchodzić w kompetencje położnej, więc nawet jeśli miałybyśmy ochotę coś zrobić po swojemu, to nie możemy. My też musimy znać swoje miejsce na sali porodowej. Poza tym są różne porody i nie zawsze kończą się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Więc tutaj czujność, umiejętność obserwowania tego, co dzieje się w danym momencie i szybka decyzja, jakie rozwiązanie będzie najlepsze, pamiętać czasami trzeba się odsunąć, żeby dać jak najwięcej miejsca personelowi.

Jak funkcjonuje "przestrzeń doulowa"? Bo wiem, że są stowarzyszenia i organizacje międzynarodowe..

Ela: U nas jest stowarzyszenie Doula w Polsce, które organizuje szkolenia, dla osób chcących zostać doulami. Później jest szansa zdobycia certyfikatu, czyli to kolejny krok, tutaj trzeba udokumentować porody, w których się wspierało. I taka certyfikowana doula jest pod okiem drugiej, bardziej doświadczonej. Nie ma wymogów prawnych, nigdzie nie jest zapisane, że doulą może być tylko osoba, która skończyła szkolenie w stowarzyszeniu. Znam osoby, które doulowały zanim skończyły takie szkolenie, bo mieszkały w miejscu, gdzie ta wieść o osobie, która wspiera rozniosła się błyskawicznie i nie było potrzeby kończenia kursów. Ale jestem przekonana, że w Polsce jest o wiele więcej doul niż tylko te, co ukończyły kursy akurat w stowarzyszeniu.

Często słyszę, że kobiety mają naturalną tendencję do wspierania się, gromadzeni, pomagania sobie nawzajem, Czy myślicie, że doula wypływa właśnie z kobiecej wrażliwości, podejścia do życia?

Paulina: Wydaje mi się, że kobieta tak została przez naturę stworzona. Często mówi się o nas, że jesteśmy nadwrażliwe, empatyczne. I właśnie to nam pozwala być opiekunkami, matkami, być wrażliwymi wobec innych ludzi w ogóle, wobec własnych mężczyzn. To jest chyba rola kobiety, ale nie rola społeczna, bo nie o tym mówię, rola która wypływa z naszej natury. Że jesteśmy delikatniejsze, nie pod kątem fizycznym, ale emocjonalnym, że jesteśmy bardziej wrażliwe, a tę empatię rzeczywiście mamy głębiej wbudowaną, co pozwala nam się opiekować sobą nawzajem. I chyba tak to kiedyś było. Przecież dawniej funkcjonowały wielopokoleniowe rodziny, kobiety funkcjonowały w jednym środowisku, nie były rozrzucone po całym świecie, więc mogły sobie naturalnie to wparcie okazywać. Dziś to jest bardzo utrudnione ze względu na to, że jeździmy po świecie, mieszkamy daleko. Fajnie więc znaleźć kobiety bliskie, które będą z nami w tym okresie okołoporodowym. Natomiast myślę, że dzisiaj świat oferuje nam tyle różnych rzeczy, tyle różnych wyzwań, które przed nami stoją, że rzeczywiście chyba zapominamy o tym, żeby być obok siebie i się wspierać nawzajem. Kobiety robią karierę, poświęcają się pracy, zajmują się wieloma innymi sprawami. A nie skupiają się na tym, kogo mają dookoła, czy są koleżanki, przyjaciółki siostry, które tego wsparcia teraz od nas potrzebują. Po prostu mniej się na to zwraca uwagę, więc fajnie, że takie jednostki jak doule mówią o tym i promują to. I zwracają uwagę, że kobieta w okresie około-porodowym nie musi być sama. A jeśli jest to zawsze może zwrócić się do tej douli.

Poród to ważny moment w życiu. Bardzo przydaje się ktoś, kto jest do matki nastawiony czule, po prostu.

Milena: Chciałbym wrócić jeszcze do tematu personelu medycznego, o który pytałaś Elę. Bo tak jest, że to wsparcie wśród kobiet nie obowiązuje na poziomie rodząca, czy też świeżo upieczona mama a położne. Tak wynika z moich doświadczeń. To jest raczej styl bardzo oschłego traktowani pacjentek, z góry, czasami wyśmiewania. Ja oczywiście mówię o swoich doświadczeniach, ale też i części swoich koleżanek, z którymi dużo rozmawiamy, bo to ważny moment w życiu. I w tej sytuacji, kiedy właśnie tego wsparcia nie ma, kiedy ten styl rozmowy z rodzącą, lub młodą mamą jest trudny i oschły, bardzo przydaje się ktoś, kto jest do tej matki nastawiony czule, po prostu.

Budujmy własne wioski

Ela: Mówi się, że rodzicielstwo to jest taki etap w życiu, kiedy potrzeba jest cała wioska. Czyli potrzebny jest wysiłek, żeby stworzyć wioskę, która kiedyś była naturalna, ten motyw domu wielopokoleniowego wielokrotnie przewijał się w trakcie naszej rozmowy. Natomiast to jest początek i koniec rozmów o relacjach międzyludzkich, o relacjach między kobietami, że tak naprawdę nasze problemy wynikają z tego, że niestety w większości wywodzimy się z domów, w których nie było możliwości przebywania ze starszymi, nie było możliwości doświadczenia wielu aspektów życiowych. I żeby nam to rodzicielstwo, macierzyństwo, ojcostwo jakoś w miarę układało, potrzebny jest kontakt z innymi ludźmi, którzy mają podobne doświadczenia od naszych. W momencie kiedy matka, która ma kilkutygodniowe dziecko może porozmawiać z inną matką, która też ma trochę starsze dziecko, ale przechodziła przez to samo i jej powie, że właśnie coś jest naturalne i minie, ale inna kwestia naturalna nie jest i warto zwrócić na to uwagę i szukać wsparcia, to daje poczucie bezpieczeństwa. Czuję, że nie jestem sama, że jest ktoś za ścianą albo ścianą wirtualną, bo i tak często to się odbywa, ale to osoba, która mi pomoże. Dlatego ja zawsze zachęcam i namawiam do tego, żeby sobie te wioski budować. Zupełnie inaczej wygląda macierzyństwo, rodzicielstwo w pojedynkę, kiedy nie mamy wokół siebie osób z podobnym bagażem doświadczeń. A zupełnie inaczej to wygląda w momencie, gdy te osoby, nawet jeżeli są gdzieś dalej, to one od nas odbiorą telefon i będą w stanie nas wesprzeć. Dlatego jeszcze raz zachęcam - budujmy własne wioski, w których będziemy mieli poczucie bezpieczeństwa.

Dziennikarka RMF FM i jej rozmówczynie