Zima, ferie i narty. Aktywność na świeżym powietrzu to dla wielu osób cudowny czas, ale czasem niestety kończy się problemami. Z jakimi urazami narciarskimi najczęściej trafiają ludzie do ortopedy w okresie zimowym? Przeczytacie, co mówi o tym ekspert.

REKLAMA
Zaraz po grach kontaktowych to właśnie narciarstwo jest sportem, który stwarza ogromne ryzyko skręcenia kolana. Zdj. ilustracyjne

Zdecydowanie najczęstszy problem to skręcenie kolana i uszkodzenie więzadła krzyżowego przedniego. Według statystyk 14% profesjonalnych piłkarzy (aż jeden na siedmiu) jest operowanych z powodu uszkodzenia więzadła i tylko ⅔ z nich wraca do wcześniejszego poziomu uprawianego sportu. Takie uszkodzenie to nie tylko problem wyczynowych sportowców. Na przykład w USA wykonuje się ok. 200 000 rekonstrukcji tego więzadła każdego roku. Zaraz po grach kontaktowych to właśnie narciarstwo jest sportem, który stwarza ogromne ryzyko tego konkretnie urazu. U dzieci, zwłaszcza nastoletnich, to również bardzo częsty problem, co wiąże się bezpośrednio z charakterem i intensywnością uprawianych sportów - tłumaczy dr med. Jarosław Feluś, ortopeda z wieloletnim doświadczeniem z kliniki Orthicus w Krakowie.

Więzadło to pełni dwie funkcje - po pierwsze mechanicznie odpowiada za stabilność kolana (zapobiega przesuwaniu się piszczeli do przodu). Po drugie zaś - zawiera dużą liczbę receptorów informujących mózg, w jakim położeniu kolano się znajduje. Jest pewnego rodzaju efektywnym czujnikiem. Podczas ostrego urazu z uszkodzeniem więzadła w ponad połowie przypadków dochodzi także do uszkodzenia innych struktur w stawie tj. łąkotek, chrząstki na powierzchniach stawowych, co powoduje ból, a w perspektywie rozwój zmian zwyrodnieniowych. Po zerwaniu więzadła, z powodu braku mechanicznej stabilności, ale także nie spełniania funkcji "czujnika" dużo łatwiej dochodzi do kolejnych urazów np. skręceń i uszkodzenia wewnątrzstawowe narastają.

Czy operacja jest zawsze konieczna? Czasem tak, czasem nie...

Leczenie operacyjne zawsze niesie za sobą ryzyko powikłań. Z drugiej strony w niestabilnym kolanie mamy ryzyko nawarstwiania się z czasem kolejnych uszkodzeń. Oba te ryzyka trzeba położyć na szali i zastanowić się, jaki rodzaj postępowania będzie najlepszy dla danego pacjenta. Całkiem często przy odpowiednim programie rehabilitacyjnym oraz modyfikacji rodzaju aktywności fizycznej udaje się ustabilizować kolano niejako “zastępując" więzadło innymi, odpowiednio wytrenowanymi strukturami. Kolano jest stabilne i do kolejnych urazów nie dochodzi. Natomiast co do zasady nie stosuje się tego typu leczenia u pacjentów, u których doszło także do innych uszkodzeń w kolanie (łąkotki, chrząstka stawowa), a także u młodych, aktywnych sportowców (istnieje ryzyko kolejnych uszkodzeń), u pacjentów z dużą niestabilnością (pojawiającym się w badaniu ortopedycznym, czy w subiektywnym odczuciu pacjenta), czy też u pacjentów, którzy chcą wrócić nawet do rekreacyjnego uprawiania dyscyplin, stwarzających duże ryzyko ponownego urazu kolana (tj. gry zespołowe, narciarstwo, czy sporty walki). U nich leczenie operacyjne jest zdecydowanie lepszym wyborem - wyjaśnia ekspert.

Jak wygląda "naprawa" więzadeł?

Szycie więzadła nie jest aktualnie pierwszym wyborem w leczeniu jego uszkodzenia. Historycznie szyto uszkodzone więzadło, ale wyniki okazały się niesatysfakcjonujące. Obecnie uznaje się, iż aby próbować skutecznie zszyć więzadło, spełnione muszą być specyficzne warunki: świeże uszkodzenie (do 2-4 tygodni), najlepiej blisko przyczepu do kości, i końce uszkodzonego więzadła blisko siebie (nieobkurczone). W dobie nowoczesnych technologii miejsce naprawy możemy dodatkowo stymulować do gojenia ostrzykując je czynnikami wzrostu, co według licznych doniesień poprawia znacząco gojenie.

Historia i sposoby leczenia tego typu urazów

Głównym nurtem w leczeniu operacyjnym uszkodzeń ACL pozostaje jego rekonstrukcja, czyli niejako wytworzenie nowego więzadła. Albo z własnych tkanek pacjenta, albo z przeszczepów tkankowych pozyskanych od dawców, albo przy użyciu materiałów syntetycznych. Koncepcje jego rekonstrukcji rozwinęły się, nawet dalej się rozwijają i to dynamicznie na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. To obszerna wiedza, ciągle ewoluująca dla osiągania u naszych pacjentów coraz lepszych wyników. Odsetek pacjentów zadowolonych z leczenia, powracających do aktywności sportowej na poziomie sprzed urazu i nie mających nawrotu - nie zrywających przeszczepu. To jest ważne dla pacjentów w krótkiej perspektywie. W dłuższej zaś - chodzi o prewencję przedwczesnych zmian zwyrodnieniowych związanych z zerwaniem ACL - mówi ekspert.

W drugiej połowie XX wieku podejmowane były próby szycia uszkodzeń ACL, jednak niestety z marnymi efektami, ale także różnego rodzaju rekonstrukcje tzw. pozastawowe - próbujące zapobiegać objawom niestabilności kolana. Wyniki ich też dalekie były od ideału. Kolejnym kamieniem milowym stało się opracowanie najpierw półotwartej, a potem artroskopowej rekonstrukcji tzw. anatomicznej ACL. Wierciło się kanał w kości piszczelowej, potem przez ten kanał kolejny, w kości udowej, przeciągało przez te kanały przygotowany przeszczep więzadła i mocowało się go do obu kości odtwarzając naturalne więzadło. W ciągu ostatnich kilkunastu lat obserwujemy płynną i dynamiczną ewolucję naszych działań. Zmieniła się technika operacyjna, kanały w kościach nawierca się w zupełnie innych, bardziej anatomicznych miejscach, pozostawia się w kolanie uszkodzone więzadło przeciągając przeszczep przez niego celem pobudzenia gojenia oraz zachowania choćby części receptorów obecnych w naturalnym ACL.

Zmieniają się preferencje odnośnie rodzajów przeszczepów (można wykorzystać jeden z kilku rodzajów tkanek własnych pacjenta, przeszczep z banku tkanek czy materiał syntetyczny). Mamy lepsze metody mocowania przeszczepu w kolanie. Wzmacniamy własne więzadło pacjenta lub robimy przeszczep specjalnymi taśmami (tzw. internal bracing). Możemy chronić zrekonstruowane więzadło odtwarzając jednoczasowo dodatkowe uszkodzone więzadła (jak choćby kompleks przednio-boczny kolana, kompleks tylno-boczny czy więzadło poboczne przyśrodkowe). Wreszcie, wiedza na temat uszkodzeń towarzyszących oraz nowsze i lepsze możliwości ich naprawy pozwalają nam mieć nadzieję, że wyniki pacjentów operowanych dziś będą za 10 czy 20 lat lepsze niż te, które widzimy obecnie u pacjentów operowanych w przeszłości. Można dodać optymistycznie, że te ostatnie są całkiem dobre.

Skuteczna operacja, kilka tygodni rehabilitacji - czy to wystarczy?

Tak, choć niezupełnie - mówi wprost dr Feluś. Podstawowa informacja, którą powinien otrzymać pacjent jest taka, że rekonstrukcja uszkodzeń w stawie to dopiero początek dość długiego procesu leczenia. Celem chirurga jest naprawienie uszkodzeń po to, aby organizm te uszkodzenia mógł zagoić. To niestety długotrwały, najczęściej kilkumiesięczny proces, tzw. okres leczenia pooperacyjnego. To praca zespołowa, a zespół składa się z 3 członków. Po pierwsze - lekarz, którego rola, o ile wszystko idzie dobrze, stopniowo staje się relatywnie mniej ważna. Po drugie kompetentny fizjoterapeuta, który jak najszybciej musi przywrócić funkcję stawu, ale ze zrozumieniem jego biomechaniki tak, aby chronić przed uszkodzeniem gojące się tkanki. Wreszcie po trzecie - świadomy i współpracujący pacjent. Pacjent zmotywowany do powrotu do zdrowia, ale też rozumiejący sens ograniczeń w danym momencie chroniących gojące się struktury. Tylko taki "team" ma szansę na sukces - puentuje dr Feluś.