"Leczenie tej choroby to generalnie nauczenie się sztuki radzenia sobie z emocjami. Ja je przeżywam bardziej niż przecięty człowiek" - mówi Krystian w rozmowie z dziennikarką RMF FM Magdaleną Wojtoń. Naprawdę nazywa się inaczej, ale prosił nas o zmianę imienia i głosu, bo to choroba, której ktoś może się obawiać. Ma pracę, ma rodzinę, chce funkcjonować normalnie.

REKLAMA
zdj. ilustracyjne

Magdalena Wojtoń: Choroba dwubiegunowa zwana była kiedyś psychozą maniakalno-depresyjną. Jak u Ciebie przebiega ta druga faza?

Krystian: U mnie stan depresyjny charakteryzował się tym, że przez cztery miesiące nie wychodziłem z domu, leżałem w łóżku, piłem alkohol i jadłem pizzę. Nie chciało mi się nawet wychodzić z łóżka, myć, ubierać, czesać, pracować...

A stan maniakalny?

Różnie. Najczęściej są to "pozytywne" objawy. Lepiej myślę, lepiej pracuję, potrzebuję 2-3 godzin snu, by budzić się wyspanym i świetnie funkcjonować. Niestety skutek tego jest taki: im większa górka, tym większy potem dół. Po pewnym czasie organizm odmawia posłuszeństwa. Głowa by mogła, ale ciało nie daje rady. Po kilku tygodniach maniakalnego nakręcenia ląduje się w szpitalu.

Jak często fazy zmieniają się jedna w drugą?

Nie ma reguły. U mnie nie jest to związane z porami roku czy pogodą. Największego i najdłuższego doła miałem latem, w okresie wakacyjnym. Trudno więc dokładnie to określić, bo na zmianę faz ma wpływ bardzo wiele czynników zewnętrznych: stres, otoczenie, tryb życia. Teraz, podczas psychoterapii, nauczyłem się już kontrolować pewne moje zachowania i wiem, kiedy mój nastrój pikuje lub idzie za bardzo w górę. Wiem też już jak się zachować w takiej sytuacji i jak to zatrzymać, aby wszystko wróciło na dawne tory.

Ile masz lat?

31.

Od jak dawna się leczysz?

Od roku, natomiast pierwsze symptomy było u mnie widać jakieś 10-12 lat temu.

Jak się zorientowałeś, że to choroba dwubiegunowa?

Zaczęło mnie denerwować, że nie mogę spać, że śpię 2-3 godziny. Poszedłem do lekarza, zrobiłem wszystkie badania. Z moim ciałem, sercem było wszystko dobrze. Szukałem dalej, sprawdzałem w internecie. W końcu porozmawiałem z moim kolegą, który jest psychiatrą. Problem ze snem pojawiał się w głowie. On zasugerował mi, że to może być ta choroba, ale jak zaznaczył: nie chce fantazjować. Dzięki tej rozmowie trafiłem do innego lekarza, też psychiatry, on potwierdził wstępną diagnozę i zacząłem leczenie.

Jak przebiega leczenie tej choroby?

Z jednej strony to farmakologia, lekarstwa. Z drugiej, i to jest znacznie trudniejsze, psychoterapia. Psychoterapia wygląda tak jak nauka języka angielskiego. Chodząc raz w tygodniu na godzinę, niczego się z tego nie ma, trzeba bardzo mocno i bardzo długo pracować w domu, odrabiać zadania.

Jak pracuje się nad tym w domu?

To jest próba zauważania pewnych zachowań i myśli, które się pojawiają. Potem analiza z czego one wynikają. Na przykład: Jeśli się kłócimy z żoną, kochanką albo partnerem, to często nie zwracamy uwagi na to, co sobie wtedy myślimy. Wiemy, jakie mamy emocje, jesteśmy źli, wkurzeni. Ale moja psychoterapeutka zadaje mi pytanie: co pan wtedy myślał? I tak jest przy różnych sytuacjach. Ja na początku nie byłem jej w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziałem tylko, jak się czułem, wiedziałem, że byłem zdenerwowany. Po jakimś czasie zacząłem zwracać na to uwagę, na różne sytuacje w życiu - i pozytywne i negatywne. Jak już umiem racjonalnie ustalić, co myślę, mogę zrozumieć, co spowodowało taki stan.

Chory na "dwubiegunówkę" musi nauczyć radzić sobie z dwiema silnymi emocjami, ekstremalną euforią i dramatycznym dołem.

Leczenie tej choroby to generalnie nauczenie się sztuki radzenia sobie z emocjami. Ja je przeżywam bardziej niż przecięty człowiek. Mam to zdiagnozowane.

Do furii jest cię w stanie doprowadzić korek na drodze?

Korek nie, ale nawet jeśli by mnie zdenerwował, to ja nie pokażę tych emocji. Coś się natomiast dzieje w mojej głowie, czego ja na tym etapie psychoterapii nie jestem w stanie jeszcze nazwać. Powstaje jakieś napięcie emocjonalne. Z tym napięciem można sobie radzić na różne sposoby. Niektórzy to zajadają, niektórzy uprawiają sport, a inni seks. Wszystko jest okej do momentu, kiedy to się nie staje kompulsywne. Jeżeli uprawiamy seks dwa razy dziennie to dobrze, ale jeśli sześć razy i traktujemy to jak załatwienie potrzeby fizjologicznej, to to przeszkadza w codziennych obowiązkach, w codziennej pracy. Przedkładamy to, żeby rozładować emocje i się uspokoić nad codzienne życie.

Co byś poradził bliskim osoby chorej na chorobę dwubiegunową? Jak jej pomóc, a jej nie zrazić?

To trudne. Jak o tym myślę, mam wrażenie, że sam ze sobą bym nie wytrzymał. Nie mówię, że sam się czuję źle w swoim towarzystwie. Gdybym jednak miał przebywać z taką osobą jak ja, byłoby mi bardzo trudno. Nie wiem, co poradzić, wiem natomiast, czego bliskie osoby nie powinny robić. Nie powinny każdego zachowania osoby z dwubiegunówką odbierać jako objawu choroby. Na przykład: jeśli żona nie włożyła naczyń do zmywarki i ja się zdenerwuję, bo tak się umawialiśmy, to nie dlatego jestem zły, bo nie potrafię poradzić sobie ze swoimi emocjami, tylko dlatego, że nie włożyła naczyń do zmywarki. Jeśli przychodzę zły z pracy, to nie dlatego, że nie radzę sobie z emocjami, ale dlatego, że coś nie wyszło w robocie. Chorzy z dwubiegunówką mają czasem takie same reakcje, jak ludzie, którzy nie mają tej choroby. Wiele osób moje zachowania w różnych sytuacjach wyjaśniało chorobą, a nie jest to prawda. Dawniej reagowałem dokładnie tak samo.

Receptą może być wspólne pójście na psychoterapię z najbliższą osobą?

Ja bym nie poszedł, ale wiem, że reakcje najbliższych są bardzo ważne i moja psychoterapeutka bardzo często o to pyta: co na temat tego twojego konkretnego zachowania powiedziała na przykład mama albo przyjaciółka, czyli najbliższa ci osoba. Część działań może wynikać z charakteru, a część to mogą być anomalie, zachowania nietypowe, które może wychwycić bliska osoba patrząca z boku. Łatwiej się leczy chorego podczas epizodu depresyjnego. Jeśli ja mam doła, chętniej pójdę na psychoterapię wypłakać się terapeutce. Natomiast jeśli mam te drugą fazę, kiedy wydaje mi się, że jestem bogiem, mogę wszystko i świat stoi przede mną otworem, muszę się zmusić, by iść na spotkanie. Najchętniej bym wtedy powiedział, żebyśmy z tym nic nie robili. Ja wiem, że jest dobrze, natomiast ona wie, że jeśli jestem w takiej fazie to za miesiąc, dwa albo sześć będzie bardzo, bardzo źle.

Ci, którzy nie znają tej choroby, a słyszą diagnozę " choroba dwubiegunowa", " psychoza maniakalno-depresyjna", mogą się jej bać. Ty masz rodzinę, masz przyjaciół. Jesteś dowodem na to, że można z nią normalnie funkcjonować.

Odpowiem pół żartem pół serio. Z jednej strony można się jej bać, z drugiej czytałem badania, z których wynika, że zdecydowana większość osób z tą chorobą jest ponadprzeciętnie inteligentna. Tu można się uśmiechnąć i podnieść swoją samoocenę. Ja w ogóle nie miałem myśli " no to co teraz będzie?". Jak mi to zdiagnozowali, pomyślałem okej, przyjąłem na klatę i tyle. Nie jest to choroba, która prowadzi do nieuchronnej śmierci, zazwyczaj. To choroba, z którą można sobie poradzić. Ja ją porównuje do innej przewlekłej choroby, na przykład zapalenia zatok. Jedni nie mogą swobodnie oddychać, inni mają coś z głową. W przypadku dwubiegunówki środki farmakologiczne są na takim etapie, że potrafią łagodzić prawie wszystkie objawy.

(ł)