"Nie ma samotności w klasyfikacji chorób psychicznych, ale to jest podstępna i perfidna choroba" – uważa dr Wojciech Sołtys, kierownik Oddziału Psychiatrii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 4 w Bytomiu. Dlaczego samotność zagraża zdrowiu? Czy może skrócić życie? Kto jest na nią najbardziej narażony? Czy samotność można wyleczyć? - pytała reporterka RMF FM Anna Kropaczek.

REKLAMA
zdj. ilustracyjne

Anna Kropaczek, RMF FM: Czym jest samotność i jaki ma wpływ na zdrowie?

Dr Wojciech Sołtys, psychiatra: W rozumieniu klinicznym samotność to stan, który trzykrotnie zwiększa ryzyko chorób otępiennych, prawie dwukrotnie zwiększa ryzyko zawału serca, zwiększa śmiertelność i skraca nam życie bardziej niż cukrzyca czy miażdżyca. Mówimy o kryzysie zdrowotnym, o stanie, który jest bardziej poważny nawet od wielu chorób somatycznych.

Rozpoczynając tę rozmowę, myślałam o samotności w kontekście samopoczucia i zdrowia psychicznego, a okazuje się, że ma ona ogromny wpływ na zdrowie fizyczne

Musimy odróżnić samotność rozumianą neurobiologicznie od osamotnienia będącego chwilowym stanem, w którym się znaleźliśmy. Pandemia i odcięcie od wielu relacji społecznych oznaczało dla wielu z nas osamotnienie. Jeśli mówimy o samotności, to mamy na myśli chroniczny stan, w którym jednostka funkcjonuje daleko poniżej swoich potrzeb społecznych. To jest stan powiązany już ze zmianami w mózgu - aż tak głęboko nas dotyka.

Samotność to swoiste zamknięte koło - w jej jądrze leży lęk. Boimy się nawiązywania interakcji i nawet pozytywne interakcje traktujemy jako potencjalnie zagrażające, np. jeśli znajomi zapraszają nas na imprezę, to myślimy, że pewnie przypadkowo. Ten nasz lęk powoduje ograniczenie interakcji - a im tych interakcji mniej, tym lęk staje się silniejszy. Świat zewnętrzny działa tu jak lustro - im częściej odrzucamy zaproszenia, tym mniej ich będziemy dostawać, w postępowaniu innych skupiamy się na elementach, które utwierdzają nas w lęku i nasilają go.

Jakie jeszcze konsekwencje zdrowotne niesie za sobą samotność?

Wielokrotnie większe ryzyko depresji, pojawienie się myśli i tendencji samobójczych, bezsenność, zaniedbywanie swojego stanu zdrowia, bo nie mamy motywacji, żeby o nie dbać. Większe jest także ryzyko udaru mózgu, komplikacji neurologicznych. Pisze się także coraz więcej o osłabieniu funkcji układu odpornościowego - samotność jest przewlekłym stresem, który obciąża nasze zasoby, w związku z tym nasza odporność na wirusy, na choroby zakaźne bardzo spada. Istnieje tez ryzyko nadciśnienia - u osób samotnych podnosi się poziom kortyzolu, który wpływa na ciśnienie krwi.

Spotkałam się ze stwierdzeniem, że samotność jest tak niebezpieczna, jak palenie papierosów czy picie alkoholu

Często się z nimi wiąże i w kontekście konsekwencji zdrowotnych jest tak samo niebezpieczna.

Wiąże się... czyli kiedy jesteśmy samotni, częściej sięgamy np. po alkohol?

Co było pierwsze: jajko czy kura? Alkoholizm i uciekanie w nałogi potęgują samotność. Znajdując sobie obiekty zastępcze, jeszcze bardziej w tym kole zamkniętym, o którym mówiłem, się utwierdzamy.

Kogo najczęściej dotyka samotność? Zwykle myśli się np. o osobach starszych, seniorach

Osamotnienie, o którym mówiliśmy, dużo częściej dotyczy osób starszych, ale często też osoby starsze mają sposoby radzenia sobie z nim - są np. bardziej religijne, mają swoje utarte ścieżki, rytuały. Ich potrzeby społeczne zmieniają się i to, że z wiekiem zmniejsza się liczba interakcji, nie jest dla nich aż tak bardzo szkodliwe. Nie zmienia to faktu, że w ich przypadku samotność, jeżeli istotnie ma miejsce, jest dużo bardziej niebezpieczna, bo - jak zaznaczyliśmy na początku - bardzo zwiększa, ponad trzykrotnie, ryzyko chorób otępiennych. Samotność może dotyczyć także osób młodych, które w niewłaściwy sposób przeszły przez proces socjalizacji, które cechują mniejsze kompetencje społeczne. Co się wtedy dzieje? Nawiązywanie relacji społecznych związane jest ze stresem, więc jeżeli to mnie stresuje, to będę ich unikał. Jeżeli czegoś unikam, to te kompetencje społeczne się nie wykształcą, więc będzie to związane z jeszcze większym stresem i wykształcę wtedy kompensacyjne mechanizmy takie, jak np. nałogi czy uciekanie w świat fantazji. Cały czas dla organizmu samotność jest ciężkim stresorem. Oczywiście mamy różne potrzeby dotyczące interakcji społecznych, ale samotność kliniczna jest właściwie chorobą. Młodzi ludzie nie mając możliwości walczenia z nią, będą ponosić te wszystkie konsekwencje, o których mówiliśmy.

Szczególnie zagrożona samotnością jest także grupa chorych z zaburzeniami psychicznymi.

Kiedy możemy stwierdzić, że mamy problem? Samemu może być trudno, jeśli unikamy interakcji.

No i właśnie dlatego to jest tak podstępna i perfidna choroba.

Nikt nam nie powie, że mamy problem, bo odcinamy się od tych wszystkich, którzy mogliby udzielić nam feedbacku. Choroba jednak nie zaczyna się wtedy, kiedy jesteśmy całkowicie odcięci społecznie. Możemy zauważyć przewlekłe obniżenie nastroju, bezsenność, brak satysfakcji, poczucie, że jestem nie na miejscu, że czegokolwiek bym nie zrobił, to nie jest mi dobrze - poczucie wewnętrznego głodu, którego nie jestem w stanie niczym zaspokoić, a mogę tylko chwilowo wyciszyć. Oczywiście nie zawsze tylko samotność jest przyczyną, ale układ nerwowy ma takie światła drogowe - kiedy zapala nam się żółte światło, czyli dzieje się to, o czym mówiłem, to jest to sygnał, żeby udać się po poradę do specjalisty. Możemy też porozmawiać z kręgiem osób zaufanych, tyle że w kryzysie samotności ten krąg jest bardzo ograniczony. Żółte światło układu nerwowego to także zaburzenia apetytu, zaburzenia snu, nieusprawiedliwione wahania nastroju, poczucie, że żyję "w matrixie", jak mówią chorzy - to są sygnały, że coś dzieje się z naszym układem nerwowym.

Jaka jest skala problemu samotności?

Samotność dotyczy jednego na trzech z nas, a w stopniu ciężkim i klinicznym dotyczy jednego na dwunastu.

Aż jedna na trzy osoby jest samotna?

Tak. 30 procent z nas wykazuje objawy samotności.

Można powiedzieć o osobach aktywnych zawodowo i życiowo, że są samotne? Chodzi mi o osoby, które nie sprawiają takiego wrażenia

Tak, bo my często ubieramy maski. Często zastępujemy głębokie, ważne kontakty mnóstwem płytkich interakcji. Oszukujemy samych siebie, że jest dobrze i robimy dobrą minę do złej gry, utwierdzając się jeszcze w przekonaniu, że interakcje społeczne są zagrażające. Udając, jesteśmy w jeszcze głębszym stresie i czekamy tylko, żeby schować się w swoich czterech kątach, żeby puścić sobie tego Netflixa i to przy dobrych wiatrach, bo w ciężkiej samotności zostaje butelka czy leżenie, patrzenie w sufit i pustka.

Powiedział pan, że samotność jest konsekwencją zaburzenia w procesie socjalizacji, ale właściwie jaka jest przyczyna samotności?

Mamy kilka hipotez. Jedna z nich mówiła nam do tej pory, że osoba która sytuacyjnie zostaje pozbawiona interakcji społecznych, nie ma feedbacku ze strony społecznej. W związku z tym nie zachowuje higieny, nie chodzi do lekarza, nie rozwija swoich kompetencji społecznych wtórnie do sytuacji, w której się znalazła - czyli jakby samotność sytuacyjna powoduje samotność psychologiczną.

Duże badania prowadzone nad neurochemią zwierząt, które w warunkach eksperymentalnych są samotne, zwłaszcza zwierząt stadnych, wykazują jednak, że przyczyna samotności może być pierwotna. Być może w nas samych w procesie rozwoju układu nerwowego powstają zmiany biochemiczne, które później wywołują lęk społeczny, który prowadzi do rozwoju samotności. To jeszcze nie jest określone do końca, dalej szukamy - przyczyny genetyczne, wychowawcze, systemowe... Świat strasznie pędzi, także ewolucyjne - nasz układ nerwowy nie nadąża za zmianami społecznymi. Koncepcji jest mnóstwo. Być może polaryzacja grup społecznych, brak wspólnych tematów międzypokoleniowych i zanik autorytetów, zalewanie informacją, szum informacyjny, osaczanie nas przez grupy wpływu, wirtualne formy kontaktu, w których tego właściwego kontaktu bywa coraz mniej...

Właśnie miałam o to zapytać. Czy internet bardziej nas pogrąża w samotności czy przynosi jednak jakieś korzyści?

Internet to narzędzie. Może być zarówno remedium na samotność w tym pędzącym świecie, jak i też może samotność pogłębiać. To wszystko zależy od tego, jak bardzo świadomie z niego korzystamy. Jeżeli interakcje online całkowicie zastępują nam realne interakcje i - co ważne - są to interakcje płytkie, to na pewno będzie szkodził, ale nie demonizujmy. Pandemia pokazała, że za pomocą internetu możemy nawiązać i podtrzymywać także głębokie więzi. Płaszczyzna wirtual-real nie ma aż tak dużego znaczenia dla układu nerwowego, bo i w jednej i drugiej występuje lęk społeczny i jeśli mu się poddamy, może rozwinąć samotność. Pamiętajmy - ewolucyjnie, lęk ma nas bronić. Samotność jest konsekwencją długiej obrony przed zagrożeniem, którego nie ma... ale czy naprawdę nie ma? Czy my nie boimy się otwierać, zaufać? Czy nie boimy się pokazać takimi, jakimi naprawdę jesteśmy?

Im bardziej będziemy bronić nieprawdziwego obrazu siebie - stworzonego pierwotnie do obrony przed lękiem - tym kolejnego dnia będzie nam się łatwiej bronić, ale trudniej otworzyć. Obraz, który ma nas bronić przed samotnością, stanie się jej przyczyną - odzwierciedloną tak w fizjologii układu nerwowego, jak i sieci społecznej!

Jak leczyć samotność, jeśli - jak pan mówi - jest to choroba?

To jest choroba, kryzys psychiczny, a z każdego kryzysu psychicznego jest wyjście. Badania wskazują, że najbardziej skuteczna jest psychoterapia, zwłaszcza w nurcie poznawczo-behawioralnym. Ona nam pozwoli rozpoznać w sobie lęk, zobaczyć jego konsekwencje, a potem się go oduczyć, zmniejszyć lęk do takiego poziomu, który pozwoli nam wyjść do innych, otworzyć się. Skuteczne będą też grupy wsparcia organizowane dla osób samotnych, programy aktywizujące. Jeżeli znamy osoby samotne w bliskim nam otoczeniu i mamy trochę siły, żeby komuś pomóc, spróbujmy. Pamiętajmy, że jeżeli zapukamy i zaproponujemy chwilę rozmowy choćby o pogodzie, na początku pewnie zostaniemy odrzuceni, bo ta osoba się nas boi, ale jeżeli będziemy wytrwali i pomożemy, to ona zobaczy, że nie ma się czego bać. Oduczymy ją trochę tego lęku, który ją osacza.

Tabletki na samotność nie ma?

Osoba samotna w swojej własnej percepcji nie jest osobą chorą. Ona czuje się zagrożona i uważa samotność za lekarstwo na zły świat, więc nie ma tu tabletek. Możemy leczyć tabletkami objawy towarzyszące, jeśli rozpoznamy depresję, bezsenność, ale samotność jest kryzysem, z którego ta osoba musi się zdecydować wyjść. Musi złapać tego byka za rogi, nie może przed nim dalej uciekać.

Jeśli źródłem samotności jest lęk, to leki przeciwlękowe nie pomogą?

U podstawy lęku społecznego zwykle leży błędne przekonanie, ugruntowane w doświadczeniu. Tabletki nie zmieniają przekonań. Owszem, jeśli wezmę tabletki, bo wiem, że mam lęk społeczny, to super, bo one pomogą, zmniejszą odczuwanie lęku, ułatwią nawiązywanie interakcji przynajmniej krótkoterminowo, natomiast osoba samotna nie wie, że się boi. Jest przekonana, że świat jest zły, więc nie weźmie tabletek, bo na co? Przecież ma rację w swoim własnym świecie.