Biurokracja zrzucona na barki lekarzy to największy problem pakietu onkologicznego - tak uważa prof. Sergiusz Nawrocki, onkolog z Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach. Przyznaje, że już samo wypełnienie karty onkologicznej jest bardzo trudne. "Ja osobiście nie znam osoby, która potrafi ją w prawidłowy sposób wypełnić i co do tego są ciągłe dyskusje, jak to zrobić" - mówi prof. Nawrocki.

REKLAMA
Zdjęcie ilustracyjne. /PoJ /RMF FM

Anna Kropaczek: Spróbujmy podsumować pierwsze tygodnie działania szybkiej terapii onkologicznej. Niektórzy mówią, że jeszcze za wcześnie by mówić, czy to dobry program.

Prof. Sergiusz Nawrocki: Z pewnością jest jeszcze za wcześnie, by ocenić to w kompleksowy sposób, ale do tej pory pakiet przysporzył wiele problemów - przede wszystkim personelowi medycznemu.

A pacjentom?

Spotykam się z pacjentami, którzy mówią, że ta słynna zielona karta stanowi często przeszkodę. Gdzieś jest wypełniana, zakładana, potem pacjent idzie z nią dalej, a potem wraca do miejsca, gdzie karta była założona, bo np. zostało to nieprawidłowo zrobione.

Są problemy z prawidłowym wypełnieniem karty?

Ja osobiście nie znam osoby, która potrafi ją w prawidłowy sposób wypełnić i co do tego są ciągłe dyskusje, jak to zrobić. Różne są interpretacje.

Może to są trudne początki i z czasem będzie łatwiej.

Być może to są tzw. choroby wieku dziecięcego, które ulegną wyleczeniu, natomiast to nam stwarza na co dzień ogromne kłopoty. Z tego powodu większość lekarzy negatywnie ocenia pakiet właśnie przez pryzmat tej zielonej karty i problemów związanych z biurokracją. Rozmawiałem ostatnio z kolegą onkologiem, który pracował przez kilka lat w Anglii. Ten pomysł zielonej karty jest w dużej mierze ściągnięty z Wielkiej Brytanii. Podstawowa różnica jest taka, że tam o zielonej karcie jako dokumencie lekarz słyszał, ale on jej nie wypełniał. A u nas w dużej mierze to lekarze właśnie wypełniają ją, muszą się logować, system się zawiesza… to powoduje zupełnie niepotrzebne obciążenia personelu, który powinien rozpoznawać nowotwory, leczyć i rozmawiać z pacjentem.

Jakie jeszcze problemy stwarza pakiet onkologiczny?

Drugim problemem jest zmiana wyceny badań diagnostycznych. One są w tej chwili w pakietach: diagnostyka wstępna, diagnostyka pogłębiona. Kiedy obserwuję zakres tej diagnostyki, to w wielu wypadkach pacjenci mają ją ograniczaną. Teraz nie rozlicza się poszczególnych badań. Wygląda to tak: np. diagnostyka raka płuc - „róbta, co chceta” , a my zapłacimy tyle. Jeden pacjent będzie miał trzy badania, inny będzie miał pięć. Jeden będzie miał te wysokokosztowe, inny nie. Odruch ekonomiczny jest taki, żeby zrobić jak najmniej, jeśli dostaje się za to stałą wartość. Bo się nie opłaca. Bo te badania poskładane kosztują więcej niż suma, którą z NFZ otrzymuje jednostka, która badania wykonuje.

Jakie są dobre strony pakietu?

Na pewno dobrą stroną są konsylia lekarskie. One zaczynają działać w wielu miejscach, w których ich nie było. Lekarze zaczynają się spotykać, zaczynają dyskutować z pewnością z dobrym skutkiem dla pacjenta, bo jest większa szansa na to najlepsze dla niego postępowanie. Jest i minus. Są bowiem ośrodki, w których tych konsyliów nie ma i nie będzie. Trudno oczekiwać, że do małego szpitala oddalonego od skupiska, w którym są onkolodzy, będą ci onkolodzy dojeżdżać, bo to nikomu się nie będzie opłacać. Nie mamy w Polsce wystarczającej liczby specjalistów, żeby te konsylia zapewnić wszędzie tam, gdzie leczy się pacjentów onkologicznych.