Dzięki badaniu USG lekarz zorientował się, że dzieje się coś niedobrego. Dalej poszła szybka diagnostyka, rak piersi. Był to szok, nikt w mojej rodzinie nie chorował. W momencie diagnozy miałam 32 lata. Szybko otrząsnęłam się, bo miałam w domu półtoraroczną córkę i wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, żeby dla niej wyzdrowieć – mówi w rozmowie z RMF FM Aleksandra Anna Dryzner, jedna z bohaterek książki "Niezwykłe dziewczyny. Rak nie odebrał im marzeń".
Na Wasze pytania podczas dyżuru telefonicznego odpowie dr Agnieszka Gruszfeld z Warszawskiego Centrum Onkologii.
Na pytania czeka w środę od 13:00 do 15:00 pod numerem telefonu 12 2 000 010.
Moja historia zaczęła się dwa lata temu od przypadkowego USG po urlopie macierzyńskim. Miałam wracać do pracy i chciałam "odbębnić" wszystkie badania. Ginekolog zapytała mnie, kiedy ostatnio miała badane piersi. Musiałam przyznać, że od ostatniego badania minęło sporo czasu. Dzięki badaniu USG lekarz zorientował się, że dzieje się coś niedobrego. Dalej poszła szybka diagnostyka, rak piersi. Był to szok, nikt w mojej rodzinie nie chorował. W momencie diagnozy miałam 32 lata. Szybko otrząsnęłam się, bo miałam w domu półtoraroczną córkę i wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, żeby dla niej wyzdrowieć - podkreśla Aleksandra Anna Dryzner, jedna z bohaterek książki "Niezwykłe dziewczyny. Rak nie odebrał im marzeń" Agnieszki Witkowicz-Matolicz. Chciałam przejść to na swoich warunkach. Nie być smutną pacjentką oddziału onkologii, tylko z żartem przemycić swoją osobowość, był moment, gdy chodziłam w różowej peruce na chemię. Chciałam pokazać, że da się chorować tez w taki sposób, z uśmiechem, żeby wpływać też na innych - dodaje.
Aleksandra Anna Dryzner stworzyła listę dziesięciu pozytywnych rzeczy (10 "plusów" choroby nowotworowej"). Wśród nich są punkty takie jak "jestem w domu z małą córeczką i nie muszę chodzić do pracy", "przekonałam się, jak bardzo kochają mnie mąż i najbliższe osoby" czy "doceniam każdy dzień, w którym mam siłę i energię".
Gdy człowiek zaczyna się zastanawiać, okazuje się, że choroba też coś daje. Nie tylko zabiera pierś czy włosy. Daje piękne przyjaźnie, nawet między kobietami, często na całe życie. Nie doświadczyłam czegoś takiego wcześniej. Przed chorobą miałam wrażenie, że między kobietami często dochodzi do zawiści, nieporozumień. Tymczasem kobiety, które poznałam, gdy zachorowałam wiedzą, o co chodzi w życiu. Nie zwracają uwagi na drobiazgi. Z uśmiechem i optymizmem podchodzą do życia. Oczywiście, zdarzają się gorsze sytuacje, ale wtedy potrafimy się wspierać. Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna, dobra rzecz: w czasie choroby byłam w domu z dzieckiem. Nie wszystkie młode mamy mają taką okazję - opowiada Aleksandra Anna Dryzner. Dzięki chorobie nabrałam dystansu do życia. Dawniej byłam mocno znerwicowana: uciekł mi autobus i stresowałam się. Teraz powtarzam sobie: przecież spóźniony autobus nie jest najważniejszy w życiu. Dla siebie i innych jestem bardziej wyrozumiała, tak łatwiej się żyje - dodaje.
Michał Dobrołowicz, RMF FM: Skąd pomysł na napisanie tej książki?
Agnieszka Witkowicz-Matolicz, autorka książki "Niezwykłe dziewczyny": Zależy mi na tym, by zmienić postrzeganie raka piersi w Polsce. Niestety ciągle diagnoza kojarzy się z wyrokiem. Też kiedyś tak myślałam. Teraz sama jestem pacjentką i uważam, że takie przekonanie nie tylko jest krzywdzące, ale też odbiera nadzieję. Gdy dowiedziałam się o chorobie, byłam w szoku, nie widziałam perspektyw na przyszłość, bałam się, że nie będę mogła wychować swojego dziecka. Dopiero w trakcie leczenia przekonałam się, że są spore szanse na to, by po chorobie wrócić do normalnego życia i realizować swoje marzenia. Pomogły mi w tym inne młode pacjentki - Ola, która na chemię wkładała intensywnie różową perukę, czy Hania, która rok po leczeniu ustanowiła rekord świata opływając Antarktydę.
Ich historie są tak niezwykłe i jednocześnie napawające optymizmem, że postanowiłam je opisać. Jako dziennikarka i reporterka po prostu musiałam je opowiedzieć.
Która z historii, które opisujesz, zrobiła na tobie największe wrażenie?
Każda z dziesięciu opisanych przeze mnie historii jest inna. Nie chcę wartościować, która robi większe wrażenie, bo każda jest wyjątkowa i niezwykła na swój własny sposób. Beata w ciąży podjęła bardzo trudne leczenie - miała chemioterapię. Ewie uśmiech nie schodził z twarzy nawet tuż po mastektomii, optymizm i wiara, że będzie dobrze - to były jej sposoby na oswojenie raka. Kasia po leczeniu została mamą, niedługo urodzi drugie dziecko. Justyna w trakcie choroby rozwiodła się z mężem tyranem i zdecydowała się z dwójką małych dzieci rozpocząć życie od nowa. Hania wyruszyła w arcytrudny rejs, by zrealizować marzenia. Wszystkie bohaterki mojej książki to kobiety z pasją, które nie pozwoliły, by rak odebrał im marzenia. Oczywiście w trakcie leczenia musiały zmienić i przewartościować swoje życia, ale to nie znaczy, że się poddały. Wręcz odwrotnie, trudne doświadczenie jakim jest choroba nowotworowa - tylko je umocniło, pomogło spojrzeć na świat z innej perspektywy.
Co mówią bohaterki książki po tym, gdy zobaczyły swoje historie w druku, zredagowane? Z jaką reakcją spotkałaś się?
Bohaterki obdarzyły mnie ogromnym zaufaniem. Powierzyły mi nie tylko swoje historie, ale też podzieliły się najbardziej skrywanymi emocjami. Mam od nich sygnały, że nie zawiodłam tego zaufania. Dziewczyny są szczęśliwe, że widzą swoje historie, zdjęcia już wydrukowane, w formie książki, że będą mogły w ten sposób dodać komuś otuchy. Mamy bardzo optymistyczną okładkę, to też dodaje energii. Bohaterki czytając swoje własne historie czasami śmieją się w głos, czasami płaczą. Od jednej z nich usłyszałam, że nie mogła się oderwać od lektury niczym od kryminału Joanny Chmielewskiej. Jest też duma - z tego, że dały radę, przeszły przez ten trudny czas, nie poddały się i ta ich postawa, siła - zostały docenione i opisane w formie książki. Jedna z bohaterek ma dwie córki w wieku szkolnym, w domu już była kłótnia, która pierwsza weźmie książkę do szkoły, żeby się pochwalić, jaką ma wyjątkową mamę.
(ag, rs)