To, czy wygraliśmy wojnę z koronawirusem, okaże się zapewne po zaszczepieniu wystarczającej części naszego społeczeństwa. Wirus nie jest żywym organizmem, dlatego tak trudno z nim walczyć. Pomoc pacjentom sprowadza się de facto do zwalczania powikłań choroby. „W ekstremalnych warunkach bardzo trudno zrobić wszystko tak, jak należy” – przyznaje pulmonolog prof. Piotr Kuna. W rozmowie z Marcinem Czarnobilskim tłumaczy m.in. dlaczego błędem było wykorzystanie na tak masową skalę leczenia respiratorem.

REKLAMA
zdj. ilustracyjne

Marcin Czarnobilski, redakcja portalu "Twoje Zdrowie": Panie Profesorze, czy pandemia się kończy?

Prof. Piotr Kuna, pulmonolog: Pandemia w sensie liczby zakażeń zmierza ku samemu końcowi, natomiast nie łudźmy się, ten wirus pozostanie z nami i prawdopodobnie będziemy musieli uważać na niego prze kolejne lata, dopóki nie osiągniemy takiego statusu, jaki mamy w grypie.

A nie ma obawy, że wirus wróci do nas jeszcze w groźniejszej mutacji i nie nadążymy - kolokwialnie mówiąc - z aktualizacją nowych szczepionek?

Nie ma takiego ryzyka, dlatego, że technologia mRNA, jaka została użyta do produkcji obecnych szczepionek, umożliwia nam jej zmianę w ciągu zaledwie kilku tygodni. Co roku mamy nowe odmiany szczepionki przeciwko grypie, w zależności od tego, jaka mutacja w danym roku jest. Myślę, że tak samo będzie w przypadku tego wirusa, który nie przestanie mutować, ale będziemy mieli co roku albo nawet częściej - nowy rodzaj szczepionki.

Lekarze przyznają, że po ponad roku czasu pracy z zakażonymi pacjentami - wiedzą więcej o samym wirusie, o jego leczeniu. Ale to przecież wciąż jest głównie leczenie szpitalne. W warunkach domowych proponuje się pacjentom jedynie leki działające objawowo, np. obniżające gorączkę i tyle ...

Proszę zwrócić uwagę, że my poza może wirusami HCV czy HIV, nie dysponujemy skutecznymi lekami na choroby wirusowe. Możemy tylko zwalczać ich powikłania. Dlatego większość takich chorób musimy "leczyć" szczepionkami i na dzień dzisiejszy nic innego nie wymyślimy. Pamiętajmy, że wirus to nie jest coś żywego. Jest to martwa cząsteczka, w zasadzie informacja, która po dostaniu się do komórki człowieka, przestraja ją i powoduje, że zaczyna być produkowana kopia tej informacji - nic więcej.

Ale możemy ograniczyć replikację wirusa?

No tak, ale tę replikację wirusa ograniczamy w ten sposób, że blokujemy naturalne mechanizmy w naszych komórkach. Bo to nie wirus się replikuje. On wykorzystuje nasze DNA, RNA, nasze mechanizmy powielania cząsteczek i produkowania białek, więc my tak naprawdę dając leki, nie działamy na wirusa, lecz na nasze własne komórki, żeby one go nie powielały, a przy okazji również nie produkowały innych białek, dlatego te leki często mają liczne skutki uboczne.

Na oddziałach covidowych powszechnie stosuje się leczenie respiratorem. Pojawiają się jednak opinie, że używa się go zbyt często i są sytuacje, w których może przynieść więcej szkody niż pożytku ...

90 procent pacjentów, którzy są intubowani i idą pod respirator - umiera. A więc widać, że to leczenie jest bardzo nieefektywne. Uważam, że to jest ostateczność. I należy bardzo długo czekać i mocno się zastanawiać, czy rzeczywiście należy włączać respirator. Tymczasem często brakuje nam cierpliwości, nie chcemy czekać, bo nie mamy możliwości pilnowania, monitorowania tego pacjenta, więc oddajemy go na respirator i pozbywamy się problemu, myślimy, że on za nas coś robi. To jest błąd. Człowiek musi stać nad tym pacjentem i walczyć o jego życie. Gdybyśmy tak postępowali to myślę, że zmniejszylibyśmy śmiertelność z powodu Covid-19 dwukrotnie.

Czy jest lepsza alternatywa do respiratora?

Są tzw. metody nieinwazyjnej wentylacji i te metody zdecydowanie powinny być szerzej stosowane. (nieinwazyjna wentylacja polega na dostarczaniu powietrza do płuc przez maskę - bez potrzeby intubacji - przyp. red.)

Ale przecież tyle zainwestowaliśmy w te urządzenia ...

Bo ludzie wierzą w maszyny! A one nie załatwią leczenia. Jest potrzebny człowiek, który będzie pilnował pacjenta, zadba o niego i "przeciągnie" go przez krytyczne kilka godzin. Jednocześnie nie można zapominać, że my pracujemy w ogromnym stresie, napięciu. Mamy niedobór kadr medycznych - lekarzy, pielęgniarek. W takich ekstremalnych warunkach bardzo trudno zrobić wszystko tak, jak należy.