„Odmowa jedzenia jest w dużej mierze wyrazem niezgody na otaczającą rzeczywistość. Nie jedząc czułam, że coś uśmiercam. Z jednej strony uciekam gdzieś w otchłań, z drugiej jest to wyraz mojej nienawiści, którą kieruje do świata, jaki mnie dziś otacza. Ponieważ nie mogę, nie umiem jawnie wyrazić złości, zabijam samą siebie” – tak o swojej chorobie mówi Karolina Otwinowska. Przez 13 lat zmagała się z anoreksją, później zachorowała na bulimię. Jest autorką dwóch książek, opisujących walkę z zaburzeniami jedzenia – „Dieta (nie)życia” oraz „Historia mojego (nie)ciała”. „Personifikowałam anoreksję. Często mówiłam, że ona jest moją jedyną towarzyszką, jedyną wierną przyjaciółką” – wspomina. „Nigdy nie można powiedzieć, że się cokolwiek w pełni wygrało. Dziś mogę powiedzieć, że w 99 proc. znam moje demony na tyle, że umiem się z nimi dogadać. To moje zwycięstwo” – podkreśla.
Mariusz Piekarski: Jakie są pierwsze objawy anoreksji i bulimii? Jak to rozpoznać?
Karolina Otwinowska: Przede wszystkim nadmierna koncentracja na jedzeniu. Anoreksja jest łatwa do zauważenia. Bulimię znacznie trudniej zaobserwować. To, co może zaniepokoić osobę z zewnątrz, zanim jeszcze osoba chora ma świadomość choroby i szuka wsparcia czy metod radzenia sobie ze swoim problemem, to na pewno nadmierna koncentracja i ucieczka w świat jedzenia. Jedzenie pełni formę azylu bezpieczeństwa dla osób, które zmagają się z zaburzeniami odżywiania. W bulimii można to symbolicznie przedstawić jako zamknięcie ciała w lodówce. Chora osoba wpada w atak żarłocznego obżarstwa. Bulimia dosłownie otacza osobę pokarmem. Anorektyk zamyka swoją głowę w klatce z jedzenia. Zatrzaskuje myśli za kratami nadmiernej koncentracji, liczeniu kalorii, mierzeniu, ważeniu, podporządkowaniu całego swojego świata, życia i dnia pod reżim jedzenia. Ta osoba nie robi tego, ponieważ ma taki kaprys. Objawy choroby to przede wszystkim tworzenie sobie ram bezpieczeństwa. Anorektycy najczęściej potrzebują poruszać się względem jakiś drogowskazów, które sobie same narzucają, ale które dla nich pełnią funkcję bezpieczeństwa. Czyli ja, cały mój świat jest chaotyczny. Jedzenie jest dla mnie, podobnie jak ciało, narzędziem, które mam, którym mogę w jakiś sposób dysponować i zarządzać i to daje poczucie kontroli. Każdy z nas potrzebuje kontroli, każdy z nas potrzebuje poczucia sprawstwa, poczucia skuteczności.
Ale to wtedy jedzenie staje się wrogiem numer jeden? Czy też to nasze ciało staje się wrogiem, a jedzenie jakby przy okazji, dlatego, że jedząc zmienia się nasze ciało i my się tego boimy?
Myślę, że to są dwa bardzo zbieżne mechanizmy, ale na każdy z nich można popatrzeć osobno. Jeżeli mówimy o takiej anoreksji, która stereotypowo jest kojarzona na przykład z modelkami, czy rozpatrywana dość powierzchownie - jako lęk przed przytyciem i zmianą swojego wizerunku. Tak jak zmiana wizerunku kobiet w ciąży też może wywołać lęk. Bardzo często kobiety w ciąży zapadają na anoreksję i bulimię. W przypadku lęku o swoje ciało "włącza się" mechanizm utraty kontroli nad rzeczywistością, nad tym co było moje. Moje ciało się zmienia. Jakie konsekwencje ta zmiana przyniesie? Co mogę robić? Mogę manipulować jedzeniem jako jedynym narzędziem, środkiem wyrazu odzyskiwania kontroli nad samą sobą. Jedzenie znów pełni obronną funkcję.
A na co zwracać uwagę, żeby rozpoznać początek tej choroby?
Moja mama zawsze mówiła, że to było po mnie widać. Trudno mi jest przypomnieć sobie, jak mogłam być odbierana na zewnątrz, kiedy zaczynałam chorować. Miałam wtedy około dziesięciu lat. Patrząc na to z perspektywy osoby, jaką jestem dzisiaj, na pewno sygnałem jest całkowite odizolowanie się od rzeczywistości. Często personifikowałam anoreksję. Często mówiłam, że ona jest moją jedyną towarzyszką, jedyną wierną przyjaciółką, iluzją. Miałam tego świadomość, że jest to moja wyobrażona przyjaciółka, ale z drugiej strony ona była dla mnie bardzo wartościowa, bo zawsze mi towarzyszyła, kiedy jej potrzebowałam i była też takim kimś, kto, paradoksalnie, dodawał mi mocy. Czułam, że z jednej strony ona mi towarzyszy, ale z drugiej strony też daje mi kopa do tego, żebym pokonywała coś, co jest w rzeczywistości dla mnie trudne. Śmieję się, że mam taką manierę - jeżeli się czegoś boję, to muszę iść i wyniuchać czego się boję. Bardzo się nie lubię bać i właśnie dzięki tej złej sile tak naprawdę, wtedy anorektycznej, miałam podwójną moc, żeby iść i wyniuchać, czego się boję. Dzięki temu pokonywałam realny lęk. Ale z drugiej strony stawałam w konflikcie, że jeżeli pokonuję realnego wroga w rzeczywistości, to tracę anoreksję, czyli moją jedyną towarzyszkę. Byłam w rozdarciu pomiędzy tym, czego pragnęłam, a tym co tracę.
Na pewno sygnałem jest całkowite odizolowanie się od rzeczywistości. Często personifikowałam anoreksję. Często mówiłam, że ona jest moją jedyną towarzyszką, jedyną wierną przyjaciółką, iluzją. Miałam tego świadomość, że jest to moja wyobrażona przyjaciółka, ale z drugiej strony ona była dla mnie bardzo wartościowa, bo zawsze mi towarzyszyła, kiedy jej potrzebowałam i była też takim kimś, kto, paradoksalnie, dodawał mi mocy. Czułam, że z jednej strony ona mi towarzyszy, ale z drugiej strony też daje mi kopa do tego, żebym pokonywała coś, co jest w rzeczywistości dla mnie trudne
Ale na pewno były jakieś namacalne, wymierne objawy anoreksji - obchodzenie lodówki, wymyślanie, dlaczego nie zejdę na śniadanie, dlaczego nie chcę zjeść obiadu z rodziną, dlaczego nie chcę kanapek do szkoły, dlaczego nie jestem głodna?
Anorektyczki są niezmiernie perfidne w swoim oszukiwaniu. Liczba metod i pomysłów na to, żeby oszukać, że się jadło bądź nie jadło, jest ogromna. Gdy chorowałam na anoreksję, byłam w szpitalu na oddziale młodzieżowym. To, co tam zobaczyłam, przerosło moją wyobraźnię. Dziewczyny były w stanie zakładać sobie odważniki we włosy, żeby potencjalnie ważyć więcej, co miało dla nich korzyści związane z hospitalizacją. Natomiast ja bym się nie koncentrowała na tym, jakie to są sztuczki, ale na tym, że osoby stają się bardzo samotne, bardzo zagubione, izolują się. Być może też wpadają w coraz większy perfekcjonizm. Na dziesięć czy dwadzieścia zadań jakie miałam zrobić na dany przedmiot w szkole, robiłam pięćdziesiąt. To był mój drugi wentyl bezpieczeństwa - jestem perfekcyjną uczennicą, zrobię coś idealnie dla nauczycieli i dostanę pochwałę. Ktoś mnie będzie bardziej lubił. Będzie mnie bardziej lubił nauczyciel.
Anorektyczki są niezmiernie perfidne w swoim oszukiwaniu
Pani też stosowała perfidne metody oszukiwania?
Czy miałam perfidne metody oszukiwania? Chyba nie aż tak bardzo. Robiłam jakieś banalne rzeczy, czyli po prostu wyrzucałam jedzenie, jeżeli nie chciałam go jeść. Pewnego razu wyrzuciłam ziemniaki przez okno i potem byłam sparaliżowana ze stresu, że w kogoś rzuciłam albo trafiły na ogródek w rabatki. Nie chciałam zjeść ziemniaków, a nie wiedziałam, gdzie je ukryć w czasie domowego obiadu. W szpitalu zaczęłam powielać niektóre rzeczy, które robiły dziewczyny, czyli przede wszystkim chowanie jedzenia do kieszeni. Myślę, że nie przekroczyłam jakiejś granicy perfidności w oszukiwaniu, bo też mi na tym nigdy nie zależało. Mimo wszystko zawsze chciałam się wyleczyć. Myślę, że jeżeli duch walki o życie w tym zaburzeniu - bo jest to choroba śmiertelna i warto o tym pamiętać - towarzyszy danej osobie i spotka się ze wsparciem z zewnątrz, to ma bardzo duże szanse na wygraną. Proces terapeutyczny skończy się z sukcesem. Wszystko jest związane z bardzo długą i zdeterminowaną walką osoby, procesem i otrzymaniem właściwego wsparcia.
Dziewczyny były w stanie zakładać sobie odważniki we włosy, żeby potencjalnie ważyć więcej, co miało dla nich korzyści związane z hospitalizacją
A jak się pani udało? Czy to jest zawsze tak, że ktoś musi zauważyć i pomóc? Czy taka osoba jest w stanie sama wygrać ze sobą?
Wydaje mi się, że nie. Samemu jest ciężko. Anoreksja pełni mechanizm złudzenia, które pozwala żyć. Jeżeli mamy złudzenie na swój temat czy na temat rzeczywistości, czy na temat chociażby jedzenia, to potrzebujemy pomocy z zewnątrz. Pojawiały się różne głosy - trenera, bliskiej mi osoby - nad którymi się zastanawiałam. Te osoby reprezentowały coś odmiennego niż reprezentowała anoreksja. Bardzo bałam się im zaufać, bo anoreksja towarzyszyła mi zawsze. Przeliczając to na jakieś procenty, z jakich można korzystać, to anoreksja dawała zero procent czegoś prawdziwego, a dana osoba dawała sto procent. Wiedziałam, że sto procent w danym momencie nie mogę przyjąć, w związku z czym przyjmowałam dziesięć procent. Potem przyjmowałam dwadzieścia, trzydzieści, przesuwałam granicę tego, na czym mi zależało naprawdę - kosztem anoreksji. W pewnym momencie dochodziło do takiego przełamywania granic, co pełniło wtedy funkcję terapeutyczną.
Co było tą granicą, która sprawiła, że pani się przełamała, że uznała pani, że trzeba się leczyć, że trzeba dać sobie pomóc?
Zdobywane zaufanie i marzenia. Zawsze to były dwie rzeczy. Zawsze to były marzenia, moje własne marzenia były tym, co podnosiło mnie, choćby się nie wiem co działo.
To trwało w pani przypadku długo?
Tak, moja choroba trwała ponad trzynaście lat, przeistaczając się z anoreksji w bulimię. To naprawdę było dla mnie jednym wielkim, trwającym lata koszmarem. Dzisiaj, chociaż wtedy nigdy nie sądziłam, że będzie to realne, żebym powiedziała "jestem wyleczona z anoreksji" - dzisiaj na pewno jestem.
Moja choroba trwała ponad trzynaście lat, przeistaczając się z anoreksji w bulimię. To naprawdę było dla mnie jednym wielkim, trwającym lata koszmarem. Dzisiaj, chociaż wtedy nigdy nie sądziłam, że będzie to realne, żebym powiedziała „jestem wyleczona z anoreksji” - dzisiaj na pewno jestem.
Gdzie jest granica między anoreksją a bulimią?
Anorektyk przede wszystkim nie je. Natomiast bulimik się obżera, ma takie obżarstwa z prowokowaniem wymiotów, bądź też innych metod pozbywania się tego jedzenia. Psychicznie to są dwa rozbieżne krańce funkcjonowania. Z jednej strony mówimy o perfekcyjnym liczeniu i takim życiu. Jestem perfekcyjna, kontroluje wszystko, jestem idealna. Wszystkie moje impulsy trzymam na wodzy. W bulimii puszczam całą kontrolę i mam wszystko gdzieś. Rzucam się na to jedzenie jako taki symbol wyzwolenia z wszystkiego, z wszelkich ograniczeń. W anoreksji jestem super trzeźwa, w bulimii "nawalona na maksa".
Czy poza rodziną są jakieś ośrodki, miejsca, gdzie można zwrócić się po pomoc? Czy jeżeli problemu nie zauważy ktoś bliski, nie wyciągnie ręki, to jesteśmy skazani na samotną walkę z tą chorobą?
Czasami jest niestety tak, że osoby bliskie są za bliskie, żeby coś dostrzec. Na pewno znacznie łatwiej jest sięgnąć i udostępnić tę pomoc osobie z zewnątrz, która ma w miarę obiektywne spojrzenie na daną sytuację. Patrzymy na chorobę jako na problem rodziny czy też środowiska, w jakim obraca się dana osoba. Każda z tych osób tworzy bowiem system problemu. Każdej z nich jest trudno jednocześnie zmienić reguły swojego własnego zachowania. Dlatego też - zwłaszcza w problemach rodzinnych czy też w przypadku nastoletnich osób chorych na zaburzenia odżywiania - kluczowym jest podejmowanie terapii rodzinnej dotyczącej całego systemu funkcjonowania jednostki. Nie można "zwalać" problemu na młodocianą osobę. Ona sama jest wtedy bez szans.
Czasami jest niestety tak, że osoby bliskie są za bliskie, żeby coś dostrzec. Na pewno znacznie łatwiej jest sięgnąć i udostępnić tę pomoc osobie z zewnątrz, która ma w miarę obiektywne spojrzenie na daną sytuację
To jest zawsze związane z pobytem w szpitalu, w ośrodku? Na oddziale leczenia anoreksji? Czy można to pokonać bez takich form?
Na pewno można pokonać chorobę bez hospitalizacji. Szpital jest koniecznością w przypadku wycieńczenia organizmu. Anoreksja jest chorobą śmiertelną. Zetknęłam się z trzema przypadkami osób będących w moim środowisku, które zmarły na zaburzenia odżywiania. Organizm to jest tylko organizm, to jest biologia. Nigdy tak naprawdę nie wiadomo, gdzie jest wytrzymałość ludzkiego organizmu, mimo że bardzo często osoby z zaburzeniami odżywiania mają takie poczucie panowania nad wszystkim. Tego potrzebują, tej iluzji. Natomiast trzeba sobie uświadomić, że tak nie jest. W związku z czym pójście do szpitala bardzo często jest pomocne zarówno dla psychiki, jaki i dla ciała.
Bo to jest powolna próba zabijania własnego organizmu, skoro nie dostarczamy mu niezbędnego paliwa do funkcjonowania?
Tak, na pewno anoreksja jest samobójstwem na raty. Natomiast też trzeba sobie zdać sprawę, dlaczego osoba to robi. Jak każdy samobójca, nie zabija samego siebie tylko dlatego, że postanawia, że "a to dzisiaj spełnię sobie taki kaprys i zabiję się". Podobnie anorektyk. Ta odmowa jedzenia jest wyrazem w dużej mierze niezgody na otaczającą rzeczywistość. Czułam, że uśmiercam coś, z jednej strony uciekam gdzieś w otchłań, z drugiej strony jest to jakiś mojej nienawiści, którą kieruje do świata, który mnie otacza, ale nie mogę, nie umiem, jawnie wyrazić złości. W związku z czym zabijam siebie. To jest mechanizm autoagresji.
Czy z tej choroby można całkowicie się wyleczyć? Czy pani może już o sobie powiedzieć: jestem osobą zupełnie wyleczoną, mam ten problem za sobą? Czy ciągle jest to ryzyko?
Wydaje mi się, że można. Ja się sama zastanawiam nad kwestią mojego stosunku do jedzenia jako takiego dzisiaj. Mnie jedzenie bardzo denerwuje. Denerwuje mnie, że robi się tak dużo szumu wokół jedzenia. Nie wiem w ogóle po co? Myślę natomiast, że zaburzenia odżywiania najmniej dotyczą samego jedzenia, a najwięcej problemów danej osoby na płaszczyźnie jej mechanizmów funkcjonowania. Z tym można sobie poradzić.
Chociażby kwestia autoagresji. Tak naprawdę, jeżeli złość zostanie skierowania w odpowiednie miejsca, przestaje niszczyć. Chodzi o to, żeby chora osoba miała wewnętrzną zgodę i umiejętności, by agresję wyrażać jawnie, na zewnątrz. Można ją wyładować w bezpieczny dla siebie sposób. Tego wszystkiego można się nauczyć w procesie terapeutycznym.
Odmowa jedzenia jest wyrazem w dużej mierze niezgody na otaczającą rzeczywistość. Czułam, że uśmiercam coś, z jednej strony uciekam gdzieś w otchłań, z drugiej strony jest to jakiś mojej nienawiści, którą kieruje do świata, który mnie otacza, ale nie mogę, nie umiem, jawnie wyrazić złości. W związku z czym zabijam siebie. To jest mechanizm autoagresji.
Co było najważniejsze w pani przypadku, żeby pokonać chorobę? Wiem, że swoista ucieczka w ćwiczenia, w sport. Fitness okazał się pomocny?
Przede wszystkim nie ucieczka. Żeby wyjść z jakiegokolwiek problemu, trzeba przestać uciekać. Trzeba się skonfrontować z problemem. Sport nauczył mnie przede wszystkim kochania własnego ciała. Sportowcy zaczęli przedstawiać ciało jako coś fajnego, coś nad czym mogę mieć pozytywną kontrolę. Tu ogromne znaczenie ma wydzielanie fenyloetyloaminy, czyli innymi słowy produkowania w naszym mózgu pozytywnej chemii. Ktoś może jeść czekoladę w nadmiarze, a ktoś może pójść i zrobić pompki, ktoś inny sobie pobiega i to też wyraz wolności. Anoreksja jest dużym krzykiem o wolność tego, co jest w środku, pod pancerzem ciała. Dla mnie wolność to na przykład spacery z psem albo jakiekolwiek formy aktywności fizycznej. To wszystko zaczęło do mnie przychodzić chyba właśnie wtedy, kiedy pomyślałam: Boże, dzisiaj już mogę być wolna, a nie muszę czekać na godzinę 15, o której muszę zjeść 15 kalorii tego, siamtego, owego, do tego 20 tego, siamtego, owego i staję się niewolnikiem własnego umysłu. Bo tak naprawdę z tego wszystkiego można się uwolnić już dzisiaj.
Czyli zaczęła pani traktować jedzenie jako niezbędne do tego, żeby uprawiać sport i być wolną i odnaleźć się w tym sporcie?
W tym momencie, gdybym na jednej szalce wagi miała położyć anoreksję, a na drugiej korzyści, jakie zaczęły do mnie płynąć z jedzenia plus sportu, to zdecydowanie szala sport plus jedzenie zaczęła wygrywać. Sport dostarcza mi właśnie "tej prawdziwej prawdy", czegoś, co potrzebuję - przede wszystkim wolności, radości, umiejętności lubienia swojego ciała. Jedzenie zaczęło wreszcie pełnić funkcję energetyczną. Popatrzyłam na jedzenie jako na paliwo. Tak, jak samochód nie pojedzie bez benzyny, tak ja nie mogłam się wspiąć gdzieś, gdzie się chciałam wspiąć, jeżeli nie miałam odpowiedniej dawki glukozy. Zaczęłam jeść taką ilość paliwa, żeby móc robić to, co chciałam, czyli realizować te małe, większe, największe marzenia.
Nie mogę i myślę, że nigdy nie można powiedzieć, że się w pełni coś wygrało Mogę powiedzieć, że w 99 proc. znam moje demony na tyle, że umiem się z nimi dogadać. Natomiast wydaje mi się, że powiedzenie, że jest się totalnym zwycięzcą, jest pewnego rodzaju iluzją, a ja wolę się konfrontować z iluzjami.
Ale to chyba nie jest aż tak proste, żeby wyjść z anoreksji - po prostu pójść na siłownię.
Oczywiście, że nie. Tu mówimy tylko o kwestii dotyczącej ciała. Natomiast mechanizmy psychicznego funkcjonowania dalej pozostają te same .W procesie terapii wszystko musi iść w parze. Musimy leczyć zarówno psyche, jak i somę. Faktycznie jest bardzo mało takich miejsc, wręcz, mam wrażenie, w ogóle nie ma, które spoglądałyby na problem anoreksji holistycznie. Od dłuższego czasu staram się wprowadzić na współczesny rynek coś, co mogłoby pomóc zarówno anorektyczkom, bulimiczkom i innym osobom zmagającym się z różnymi problemami ducha, w taki właśnie pozytywny sposób leczenia. Między innymi sportem, ale także odpowiednim oddziaływaniem na psychikę. Nauczanie odpowiednich metod radzenia sobie z problemami, które nas wszystkich spotykają - czy mam lat 10,50 czy 150 - jest krokiem do sukcesu.
Dziś z pełnym przekonaniem może pani już powiedzieć - wygrałam i z anoreksją, i z bulimią?
Nie mogę i myślę, że nigdy nie można powiedzieć, że się w pełni coś wygrało Mogę powiedzieć, że w 99 proc. znam moje demony na tyle, że umiem się z nimi dogadać. Natomiast wydaje mi się, że powiedzenie, że jest się totalnym zwycięzcą, jest pewnego rodzaju iluzją, a ja wolę się konfrontować z iluzjami.
Więcej o Karolinie Otwinowskiej przeczytacie na jej stronie internetowej oraz na jej profilu na Facebooku.