W miniony weekend w Tatrach zginęły trzy osoby. Wszystkie padły ofiarami lawin, mimo że śniegu nie było dużo i obowiązywał drugi stopień w pięciostopniowej skali zagrożenia lawinowego. Tylko w sobotę ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego udzielali pomocy pięciu osobom porwanym przez lawiny. Żadna z nich nie posiadała odpowiedniego sprzętu, a wszystko wskazuje na to, że także wiedzy i umiejętności niezbędnych do uprawiania turystyki górskiej w warunkach zimowych. Dlatego w naszym cyklu „Twoje Zdrowie w Faktach RMF FM” zajmujemy się zimową turystyką górską.
Czym różni się zimowa turystyka górska od tej letniej? Wszystkim - odpowiada krótko jeden z najbardziej doświadczonych przewodników wysokogórskich Piotr Konopka. Przede wszystkim śniegiem, lodem, tym, że możliwość upadku z wysokości jest większa, możliwość spowodowania lawiny lub dostania się w zasięg lawiny śnieżnej, którą znacznie łatwiej uruchomić, niż lawinę kamienną. Także tych różnic jest całe mnóstwo - chociażby tak prozaiczne, jak temperatura - dodaje.
W lecie prawie bezkarnie możemy wiele godzin czekać na przybycie pomocy, a jak zdarzy nam się to zimą, to to wielogodzinne oczekiwanie może spowodować, że takiej pomocy nie doczekamyPiotr Konopka, przewodnik górski
Zagrożenie lawinowe
Zimą zagrożenie lawinowe jest jednym z najbardziej oczywistych dla turystów, ale to nie oznacza, że turyści wiedzą jak je rozpoznawać i odczytywać. TOPR codziennie ogłasza stopień zagrożenia lawinowego w Tatrach. Czy jednak turyści wiedzą jak czytać ten komunikat? By skorzystać z tej informacji zawartej w komunikacie lawinowym, którego częścią jest stopień zagrożenia lawinowego, trzeba trochę więcej wiedzieć - mówi naczelnik TOPR Jan Krzysztof Samo stopniowanie: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć nic nam nie mówi. Za tymi stopniami idą definicje.
W skrócie można powiedzieć, że do każdego stopnia jest przypisana informacja o prawdopodobieństwie występowania lawin czy możliwości uruchomienia lawin swoją obecnością, swoim dodatkowym obciążeniem. Jakiej wielkości lawin możemy się spodziewać, na jakich wystawach względem kierunków świata, na jakiej wysokości nad poziomem morza w szczególności.Jan Krzysztof, naczelnik TOPR
Jeżeli nie wiemy co oznacza stopień, czy te informacje zawarte w komunikacie lawinowym, to znaczy, że nie jesteśmy przygotowani do samodzielnych wyjść w teren wysokogórski - dodaje.
Przy pierwszym i drugim stopniu zagrożenia lawinowego większość dojść do schronisk (poza dojściem do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i nad Morskim Okiem) i wiele dolin jest dostępnych i stosunkowo bezpiecznych. Tam można spacerować, ale jeśli ktoś chce wybrać się wyżej - (za taką ostatnią granicę można uznać górną granicę lasu) - musi już posiadać odpowiednią wiedzę, umiejętności oceniania zagrożenia, posiadać właściwy sprzęt lawinowy i umieć się nim posługiwać. Lub skorzystać z fachowej opieki przewodników wysokogórskich.
Niestety często turystom wydaje się, że wiedzą już wystarczająco dużo i na przykład wyruszają w teren wysokogórski przy drugim stopniu zagrożenia lawinowego, uważając że ten drugi stopień oznacza niewielkie zagrożenie, bo to dopiero początek pięciostopniowej skali. To jednak jest duży błąd, który może kosztować nawet życie.
Ten problem jest zauważalny nie tylko u nas, ale wszędzie - przyznaje naczelnik TOPR - tak naprawdę do aktywności zimowej - narciarskiej, turystycznej, poruszamy się tylko w tych pierwszych trzech stopniach. Trzeci stopień to jest kres jakiejkolwiek działalności wysokogórskiej, czwarty i piąty stopień to są informacje związane z sytuacją katastrofalną, kryzysową, gdzie na przykład w Alpach, ale i u nas czasem, są zamykane całe obszary dla ruchu turystycznego, a w Alpach to będą drogi, ośrodki narciarskie. Więc drugi stopień to jest środek zagrożenia, robi się już groźnie i ryzyko uruchomienia lawiny i śmierci w lawinie jest naprawdę realne - zaznacza Jan Krzysztof. Turyści tak naprawdę powinni więc brać pod uwagę tylko trzy stopnie zagrożenia lawinowego i najprościej wytłumaczyć je sobie tak: pierwszy - groźnie, drugi - bardzo groźnie, trzeci - ekstremalnie groźnie, bo czwarty i piąty to już katastrofa, podczas której nie wolno wybierać się nigdzie wyżej i od gór trzeba trzymać się z daleka.
Sprzęt
Dużo mówi się o sprzęcie do turystyki zimowej, ale jaki to właściwie jest sprzęt i czy trzeba go od razu kupować? Damian Wilczyński, który prowadzi jedną z najstarszych wypożyczalni sprzętu turystycznego w Zakopanem mówi, że przy takich warunkach, jakie panują w tej chwili w Tatrach, trzeba zabrać przynajmniej raczki, a wyżej raki, kijki, czekan i ABC lawinowe. Ale przy takich warunkach zastanowiłbym się przede wszystkim czy wychodzić w Tatry, bo sprzęt to nie wszystko. Na pewno trzeba mieć przynajmniej raczki lub raki, a do tego wskazane są kijki albo czekan. Raczki można założyć właściwie na każde buty, ale to jest sprzęt, który nam pomoże, uratuje przed poślizgnięciem się w dolinkach lub na niewielkim nastromieniu. Natomiast w stromszych terenach, gdzie musimy iść na palcach, musimy mieć raki. Raki trzeba zakładać na buty wysokiej jakości, przystosowane do turystyki górskiej i to tej zimowej, bo muszą mieć sztywną podeszwę. Jeśli ta podeszwa jest za miękka, to raki spadną. I do tego niezbędny jest czekan, bo przewrócenie się w rakach to jest rzecz normalna, a czekan pomoże wyhamować impet upadku. Jeśli jest ogłoszony stopień zagrożenia lawinowego, bierzemy co najmniej lawinowe ABC, a najlepiej plecak lawinowy. ABC lawinowe to jest tak zwana święta trójca - czyli sonda, łopata i detektor lawinowy. Detektor służy do zlokalizowania osoby zasypanej, sonda do precyzyjnego namierzenia tej osoby pod śniegiem, a łopata do wykopania.
Jak podkreśla jednak Wilczyński najważniejsze jest, by nie dać się zasypać przez lawinę, a do tego potrzebna jest odpowiednia wiedza, a sprzęt nie działa sam, więc trzeba posiąść też umiejętności sprawnego i właściwego posługiwania się nim. Często słyszy się od turystów, że to drogi sprzęt i jak ktoś sporadycznie wędruje po górach zimą, to nie będzie w niego inwestował. Wypożyczenie całego kompletu sprzętu na jeden dzień kosztuje jednak ok. 100 złotych, a to chyba niezbyt wygórowana cena za coś, co może dać nam szansę na ocalenie życia.
Przygotowanie
Turyści wychodzący zimą w góry często wydają się nieco zagubieni. Tyle trzeba wiedzieć, o tylu rzeczach pamiętać... Wyruszają na wycieczki ubrani jak na spacer po mieście mówiąc, że idą tylko na taki spacer do doliny. Potem jednak okazuje się, że nic takiego strasznego się nie dzieje, więc idą wyżej i jeszcze trochę wyżej, aż w pewnym momencie okazuje się, że nie ma odwrotu i jeśli chcą bezpiecznie zejść, to trzeba wzywać ratowników górskich. A żelazna zasada mówi, że każdą wycieczkę górską trzeba dobrze zaplanować. Wiedzieć gdzie się idzie, ile czasu zajmie ta wycieczka, jakie możemy napotkać po drodze zagrożenia lub trudności, jaka będzie pogoda i jakie warunki panują aktualnie w górach. To podstawa. Im śmielsze plany, tym więcej trzeba wiedzieć i umieć.
Odzież jest bardzo ważna zimą - mówi turysta wyruszający na wycieczkę z zakopiańskich Kuźnic - trzeba mieć warstwę grzewczą, odporną na deszcz i wiatr, dobre buty, porządną odzież mówiąc z grubsza. Na pewno czekan, raki, lawinowe ABC, jak jest zagrożenie, no i umiejętność poruszania się zima wyżej. Każdy powinien pójść przynajmniej na taki podstawowy kurs lawinowy albo turystyki wysokogórskiej. Ja na przykład byłem i bardzo polecam - otwiera oczy na wiele spraw - dodaje.
Hipotermia
Hipotermia, czyli wychłodzenie jest kolejnym zagrożeniem związanym z turystyką zimową. Na szczęście mamy w kraju system leczenia hipotermii głębokiej, za stworzenie którego Światowa Organizacja Zdrowia wiosną nagrodziła dwóch lekarzy - dr. Tomasza Darochę i dr. Sylweriusza Kosińskiego. Ten drugi jest też naczelnym lekarzem TOPR. Zespół Ratownictwa Medycznego, który podejrzewa lub stwierdza hipotermię - tutaj muszę zrobić małą dygresję - bo bardzo mało ZRM posiada aparaturę, która nadaje się do pewnego stwierdzenia hipotermii - mówi dr. Kosiński. Ale wystarczy samo podejrzenie. Taka informacja powinna być natychmiast przekazana przez Centrum Dyspozytorskie do najbliższego oddziału ratunkowego. Względnie, jeśli ZRM stwierdza zatrzymanie krążenia, to taki pacjent może od razu trafić do profesjonalnego i świetnie wyposażonego ośrodka, którym zazwyczaj są lokalne, działające w każdym województwie ośrodki kardiochirurgiczne. Tam pacjent z hipotermią może być podpięty do rządzenia o nazwie ECMO, które zapewnia krążenie pozaustrojowe i pozwala na skuteczne ogrzewanie krwi. Nie wszyscy pacjenci, niestety, nadają się do ogrzewania pozaustrojowego, ale jest taka grupa, która może szczególnie z takiego sposobu ogrzewania odnieść korzyść i jeżeli w tę grupę wcelujemy, to rokowania są bardzo dobre - dodaje dr. Kosiński.
W Polsce już mamy tego wiele przykładów - choćby spektakularny małego Adasia spod Krakowa, którego uratowano przy temperaturze ciała, która spadła do zaledwie 12 stopni Celsjusza. Tam złożyło się wiele sprzyjających okoliczności, a jedną z nich była bliskość szpitala z odpowiednią aparaturą. Te szanse na uratowanie głęboko wychłodzonych osób w różnych miejscach w kraju mają się jeszcze zwiększyć. W tej chwili w całej Polsce rusza program, który nie tylko w hipotermii, ale również z innych wskazań przywozi aparaturę do pacjenta - nie kryje radości Sylweriusz Kosiński - co jest kapitalnym rozwiązaniem i powinniśmy do tego dążyć ze wszystkich sił. W Małopolsce jest taka możliwość, co prawda jak często to bywa, na przeszkodzie stoją czynniki natury organizacyjnej, ale myślę że wszystko to uda się pokonać. Takie rozwiązanie pozwoli bardzo skrócić drogę pacjenta do miejsca, gdzie będzie mógł być podłączony do odpowiedniej aparatury. W przypadku zasypania przez lawinę w górach - już w trakcie transportu pacjenta z miejsca wypadku przez ratowników górskich, z Krakowa może wyjechać karetka z ECMO i wtedy osoba w hipotermii niemal natychmiast po zwiezieniu z gór może być poddana specjalistycznej terapii.