W sierpniu z powodu zatruć dopalaczami zmarło 36 osób. W lipcu było 61 ofiar, których śmierć mogła mieć związek z nowymi substancjami psychoaktywnymi – wynika z informacji Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Śmierć tych ludzi to dla mnie dowód, że ustawa antydopalaczowa była bardzo potrzebna. Mam nadzieję, że ofiar będzie coraz mniej - mówi rzecznik GIS Jan Bondar. Nowe przepisy weszły w życie 21 sierpnia. Traktują one posiadanie i handel dopalaczami tak samo jak posiadanie i handel narkotykami.
Do Głównego Inspektoratu Sanitarnego zgłoszono w sierpniu 490 przypadków zatruć nowymi substancjami psychoaktywnymi. W lipcu GIS zanotował 491 takich przypadków. W czerwcu - 494.
Bondar przyznał, że dane o zatruciach dopalaczami w sierpniu nie pozwalają na obiektywną ocenę działania ustawy. Dopiero pod koniec roku będziemy mogli ocenić jej efekty - powiedział Bondar. Zwrócił uwagę, że ustawa nałożyła na każdy podmiot leczniczy obowiązek zgłaszania do GIS przypadków zatruć nowymi substancjami psychoaktywnymi.
Do tej pory przekazywanie takich danych nie było obowiązkowe. Mogło się zdarzyć, że jakiś mały szpital ich nie zgłaszał - wyjaśnił rzecznik Inspektoratu. Dlatego - podkreślił - we wrześniu i w październiku dane statystyczne mogą być wyższe niż w poprzednich miesiącach.
W ocenie Bondara wysoka liczba zatruć oraz zgonów mogących mieć związek z użyciem nowych środków psychoaktywnych mogła wynikać m.in. z tego, że handlarze dopalaczami pozbywali się towaru przed wejściem w życie nowych przepisów.
W wyniku zatrucia dopalaczami umierają głównie ludzie młodzi. W sierpniu w Biskupcach Lubelskich zmarła 17-letnia dziewczyna. Klientami dilerów są przeważnie osoby w wieku od kilkunastu do trzydziestu kilku lat.
Dopalacze nie kosztują dużo i częściej biorą je chłopcy, niż dziewczyny. Potwierdza to statystyka zgonów. Wśród prawie 100 osób, które w lipcu i sierpniu zmarły po dopalaczach, były tylko trzy kobiety.
Ludzie po dopalaczach to trudne przypadki. Bardzo często są agresywni, zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, co robią - mówił jeden ze stołecznych ratowników. Wspominał przypadek dziewczyny, która zamierzała rzucić się do Wisły, żeby przepłynąć rzekę. Inny opowiadał o Ukraińcu, który stwierdził, że przejdzie na drugi brzeg po wodzie i wskoczył do rzeki.
Ratownicy i lekarze są w trudnej sytuacji, bo nie wiedzą, co wziął pacjent, do którego przyjechali. Oni sami nie wiedzą, co biorą. Znają jedynie nazwy dopalaczy, pod jakimi są sprzedawane - podkreślał ratownik. W jego ocenie najczęściej przyjmowaną substancją jest metadon, środek o podobnym działaniu jak heroina czy morfina.
(ag)