Młodzi lekarze w trakcie specjalizacji twierdzą, że Ministerstwo Zdrowia nie wywiązuje się porozumienia zawartego w lutym. Chodzi o wypłatę podwyżek w zamian za pracę w Polsce po zakończeniu specjalizacji. "Czas na rozmowy się skończył, a przepisy ministerstwa stworzyły tylko chaos" - mówi Jakub Kosikowski, przewodniczący Porozumienia Rezydentów.
Zdaniem Jakuba Kosikowskiego porozumienie podwyżkowe nie jest realizowane, dlatego że - po pierwsze - Ministerstwo Zdrowia ciągle nie wydało rozporządzenia do ustawy podwyżkowej. Nie określiło listy specjalizacji deficytowych, od czego zależy wysokość podwyżki.
Nie wiadomo więc, komu i jak naliczać podwyżki. Tym bardziej, że podwyżki miały być naliczane wstecz - od 1 lipca.
To skrajnie nieodpowiedzialne i niepoważne, bo my do porozumienia się zastosowaliśmy. Już nie wiemy, jak mamy z ministerstwem na tym polu rozmawiać, jeśli nie w jakieś formie protestu - dodał przewodniczący Porozumienia Rezydentów.
Przez niespójne przepisy ustawy rezydenci dostają w szpitalach do podpisu lojalki, że będą pracować po zakończeniu specjalizacji w tym konkretnym szpitalu - w ustawie nie ma o tym mowy.
Szpitalne deklaracje zawierają zapis, że mają to być dwa lata, choć odpracowanie bonu miało być proporcjonalne do odbytego już stażu.
Czas apeli się skończył - przygotowujemy się znowu do protestu - przyznaje Kosikowski. To może być powrót do wypowiadania umów opt-out, czyli powrót do pracy jedynie 48 godzin tygodniowo.
Drugi tylko nieco łagodniejszy plan to rezygnacja z dyżurów poza placówkami, w których robią specjalizację. To też będzie oznaczać, że w wielu miejscach zabraknie lekarzy. Nagle się okaże, że system się wali. Tych pomysłów jest wiele - powiedział Jakub Kosikowski.
Przewodniczący porozumienia rezydentów pytany o to, kiedy zapadnie decyzja o proteście, odpowiada "mam nadzieje, że to kwestia dni". Przygotowujemy się - dodał.
(j.)