Dwa lata temu w trójmiejskiej restauracji rozegrała się scena, która swój finał znajduje dziś w bezprecedensowym procesie sądowym. Młoda matka pozwała do sądu właścicieli restauracji, w której kelner nie pozwolił jej nakarmić piersią dziecka przy stoliku.

Dwa lata temu w trójmiejskiej restauracji rozegrała się scena, która swój finał znajduje dziś w bezprecedensowym procesie sądowym. Młoda matka pozwała do sądu właścicieli restauracji, w której kelner nie pozwolił jej nakarmić piersią dziecka przy stoliku.
Zdj. ilustracyjne /Anthony Devlin /PAP/EPA

W ciągu minionych wieków wypracowaliśmy pewne wzorce bycia i obycia, kultury osobistej, zasad współżycia z ludźmi. Jeden z nich dotyczy nagości, którą akceptujemy w jednych miejscach, a w innych nie. Widok tego samego mężczyzny z nagim torsem na plaży jest czymś naturalnym, ale w miejskim autobusie w sierpniowe południe - już nie. Widok kobiety w małej czarnej z nieco większym dekoltem nie zdziwi nikogo w klubie lub dyskotece, ale oburzy współpracowników i szefa, szczególnie w konserwatywnych pod względem dress code’u branżach.

Miejsca publiczne - parki, muzea, restauracje, dworce, galerie handlowe, kościoły itd. wymagają od nas pewnej powściągliwości w odsłanianiu naszego ciała. Nie jest wcale tak, że dziś te zasady odchodzą do lamusa. Odkryłem niedawno, że w ofertach wczasów biur podróży w zakładkach "bary i restauracje" pojawia się informacja o wymaganym stroju (długie spodnie, koszula z długim rękawem). Jak to?! Płacę i wymagam, a to ode mnie wymagają?! Na całe szczęście: tak. To samo dotyczy matek karmiących. 

Piersi to część intymna kobiecego ciała. Z jakiegoś powodu kobiety na co dzień noszą biustonosz, zasłaniają biust, a facetom, którzy zbyt śmiało spoglądają im w dekolt wymierzają policzek. Trudno mi zrozumieć z jakiego powodu kobiety, które piersi zasłaniały przed urodzeniem dziecka, po jego urodzeniu nie mają kłopotu z tym, by w obecności obcych osób je odsłaniać. Konieczność? Poświęcenie? 

Karmienie piersią w miejscu publicznym lub w towarzystwie może być dla jego świadków krępujące. Nie oburzające, tylko krępujące, również dla samej matki. Może dlatego I. Mendizabal i C. Berthelot, autorki książki "Dobre maniery" radzą: Kiedy nadejdzie pora karmienia, należy taktownie wyjść z pokoju, zanim poprosi o to młoda mama.

Rozwiązanie jest proste. Jeśli mama nie może uniknąć karmienia piersią w miejscu publicznym lub w towarzystwie, powinna użyć specjalnej chusty. Jest wykonana z przewiewnego materiału, pod którym dziecko na pewno się nie udusi, a młoda mam ani się nie zagrzeje, ani nie spoci. Osłonka zapewni przy tym dyskrecję mamie, a świadkom potrzebny komfort. 

Każda tego typu medialna afera z karmieniem piersią w tle powinna być dla nas pytaniem nie o dyskryminację młodych mam (to jest udziałem chyba tylko szaleńców), lecz o naszą wolność i swobodę zachowania. To dla mnie dość oczywiste, że spod jednej rynny wpadliśmy pod drugą. Z Polski, w której wszystko uzależnialiśmy od tego, co powiedzą inni, weszliśmy w Polskę, w której zdanie innych w ogóle nas nie obchodzi. Cóż, to naturalna wada młodych społeczeństw, którym - jak młodym ludziom w wieku dojrzewania - wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy.

Gdyby pani Liwia, która wytoczyła trójmiejskiej restauracji proces, nie założyła z góry, że może nakarmić dziecko piersią w sali restauracyjnej, gdyby wpierw zapytała o taką możliwość kelnera, nie doszłoby do tego, co dziś stało się przedmiotem procesu sądowego. Dodajmy też, że kelner nie wyprosił młodej matki z restauracji, tylko poprosił o zmianę pomieszczenia (nieszczęśliwie do dyspozycji była jedynie toaleta). W ten sposób zresztą wywiązywał się ze swoich obowiązków. Decyzję o zakazie karmienia piersią w restauracji podjęli wcześniej jej właściciele w trosce o komfort pozostałych gości. W tej mierze popieram ich politykę.

Jeśli będziemy tak bezmyślnie unieważniać obowiązujące do tej pory normy życia towarzyskiego, kultury osobistej, savoir-vivre’u, to co przekażemy naszym dzieciom? Co będzie dla nich punktem wyjścia? Co im pomoże żyć ze sobą i się nie pozabijać?

Piszę ten tekst w ogródku mojej ulubionej kawiarni w Krakowie. Przede mną siedzi młoda mama z trzyletnim synkiem, który parę chwil temu dumnie ściągnął spodnie i wysikał się wzorem dorosłych facetów pod donicą z kwiatami na oczach wszystkich gości. Mama, która przyglądała się temu ze spokojem, po wszystkim przytuliła go i pogratulowała mu samodzielności. Mnie się wydaje, że należało zabrać syna do toalety w momencie, gdy zaczął ściągać spodnie. Tam też można by mu pogratulować. Ciekawe, czy gdy w przyszłości będzie siedzieć z dziewczyną na ławce w parku w razie potrzeby odejdzie metr i też załatwi potrzebę... W końcu będzie samodzielny i zaradny.

Właśnie dlatego popularyzuję zasady savoir-vivre’u: żeby nie wylać dziecka z kąpielą w tych gówniarskich czasach. Mam nadzieję, że mam wśród czytelników tego bloga silne zaplecze osób, którym zależy na tych samych wartościach.