Dealerzy dopalaczy zaczęli testy z nowymi substancjami - alarmuje Monar. To efekt zaostrzenia kilka dni temu prawa. Według noweli ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, dopalacze są teraz traktowane na równi z narkotykami, a substancje zakazane określa odtąd minister zdrowia, a nie jak do tej pory Sejm. "Potrzeba technologii, markerów i laboratoriów, a nie tylko zmiany prawa" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM Grzegorz Wadowski z krakowskiego Monaru. I dodaje, że obawia się, iż na celowniku prawa będą teraz konsumenci, a nie osoby odpowiedzialne za produkcję i handel dopalaczami. "Dziś, by zaopatrzyć się w dopalacze, wystarczy mieć dostęp do internetu i wiedzieć, czego szukać. To jest przerażające" - twierdzi Wadowski. Ostrzega, że szczególnie niebezpieczne są dopalacze, które naśladują działanie marihuany. A to właśnie takich dopalaczy sprzedaje się najwięcej.

Według specjalistów Monaru producenci dopalaczy zaczęli testy nowych substancji, które nie są jeszcze zakazane. Chcą sprawdzić, które z nich najlepiej odpowiadają oczekiwaniom ich klientów.

Przed zaostrzeniem prawa miała miejsca tak zwana pierwsza fala  zatruć dopalaczami. Producenci po prostu wiedzieli, które z nich staną się nielegalne, dlatego je mieszali lub wyprzedawali.

Teraz zaczęła się druga fala - mówi Bartosz Michalewski z Monaru. Dystrybutorzy wrzucają na rynek szereg nowych substancji psychoaktywnych. Sami nie znają ich składu. Tych substancji jest tak dużo, że nie wiedzą, jak mogą one zadziałać. Klienci, którzy je zażywają, stają się nieświadomie królikami doświadczalnymi - ostrzega specjalista Monaru.

"Za intencjami muszą stać narzędzia"

Ponad połowa osób zgłaszających się do krakowskiego Monaru jest uzależnionych od dopalaczy. Są to osoby coraz młodsze.

Od kilku dni działa nowe prawo, które traktuje dopalacze tak samo jak narkotyki. Nowela o przeciwdziałaniu narkomanii przewiduje 3 lata więzienia za posiadanie znacznej ilości dopalaczy i nawet 12 lat za handel tymi środkami. To krok w dobrym kierunku, ale może niewiele zmienić - mówi Grzegorz Wadowski z krakowskiego Monaru.

Ustawa zmienia procedury wpisywania środków na listę substancji zakazanych. Do tej pory zajmował się tym Sejm: posłowie musieli głosować, które substancje można zakazać, a które nie. Teraz będzie zajmował się tym minister zdrowia, ma to być więc o wiele szybsza ścieżka.

Tak naprawdę do tego wszystkiego potrzeba technologii, markerów i laboratoriów a nie tylko zmiany prawa. Policjanci muszą wiedzieć, co wykrywać i czego szukać. Mam mieszane uczucia, co to tych zmian. Do tej pory prawo niewiele pod tym względem zmieniło, to pokazuje historia walki z narkotykami. Nie wiem, czy hurtowe wrzucanie środków na listę substancji zakazanych spowoduje to, co chcielibyśmy osiągnąć, czyli efekt ograniczenia używania substancji psychoaktywnych. Za intencjami muszą stać narzędzia - mówi Wadowski.

Tak zwane dopalacze to często różne, wymieszane psychoaktywne substancje produkowane dzięki syntezie chemicznej w laboratoriach. Produkowane są po to, by ominąć regulacje prawne i politykę antynarkotykową, dlatego bardzo często ich skład chemiczny się zmienia i ewoluuje. Tradycyjne narkotyki jak na przykład amfetaminę czy heroinę łatwiej było śledzić, ponieważ była to jedna substancja znana służbom. Dopalacze zaś co chwilę zmieniają swój skład, a część z nich ma w składzie substancje zupełnie legalne. Samych substancji psychoaktywnych, które można użyć do produkcji dopalaczy, jest ponad 12 tysięcy. Prawo nie nadąża za narkotycznymi laborantami, kiedy politycy zmierzają do zakazania jakieś substancji, na rynku pojawia się inna o nieznanym składzie. Dopalacze występują w różnych formach, jako tabletki, jako proszek czy susz. Sprzedawane są często w foliowych małych opakowaniach jako amulety czy środki kolekcjonerskie. Bardzo często jest na nich napis, że nie nadają się do spożycia.

Obawiam się, że na celowniku prawa będą konsumenci dopalaczy, a przecież chcemy wyeliminować ich handel i produkcję. Konsumenci to ludzi, którzy często mają opłakaną sytuację życiową. Im trzeba pomóc, a nie karać - powiedział Grzegorz Wadowski w rozmowie z reporterem RMF FM.

W Polsce dopalacze bardzo szybko zastępują tradycyjne narkotyki

Jeszcze 10 lat temu mieliśmy osoby uzależnione od heroiny, amfetaminy, dziś to drastycznie się to zmieniło. Większość z nich zaczęła brać dopalacze i tak naprawdę nie wiedzą, co biorą, bo posługują się tylko nazwami handlowymi - wyjaśnia przedstawiciel krakowskiego Monaru.

Większość uzależnionych zaczęła kupować dopalacze, ponieważ są one o wiele łatwiej dostępne, a przede wszystkim tańsze.

Kiedyś, żeby kupić narkotyki tradycyjne, trzeba było znać kogoś, kto znał kogoś, kto miał dostęp i kontaktu. Dziś by zaopatrzyć się w dopalacze, wystarczy mieć dostęp do internetu i wiedzieć, czego szukać. To jest przerażające - twierdzi Wadowski.

Przed skutkami zażywania dopalaczy ostrzega jeden z uzależnionych.

Przestałem brać kilka miesięcy temu, a nadal mam skutki uboczne. Czasami zawieszam się na czymś, nie mogę zebrać myśli i nadal mam omamy słuchowe i wzrokowe. Ja przestałem brać, bo zacząłem się robić agresywny. Część moich znajomych po dopalaczach jest w szpitalach, niektórzy już nie żyją - mówił nam podopieczny krakowskiego Monaru, który prosił o anonimowość.

Szczególnie niebezpiecznymi substancjami działającymi na psychikę są te substancje i dopalacze, które naśladują działanie marihuany. To właśnie takich dopalaczy sprzedaje się najwięcej.

Na rynku jest kilkaset substancji naśladujących działanie marihuany, o wiele bardziej niebezpiecznych, ale za to bardziej dostępnych i tańszych. Ludzie zagrożeni karą więzienia za posiadanie marihuany na własny użytek, wolą teraz kupić jakieś nowe dopalacze - mówią wprost krakowski specjaliści Monaru.

(j.)