Dyrekcja szpitala w angielskim mieście Ipswich wszczęła dochodzenie w sprawie wypadku piosenkarza Eda Sheerana. Chodzi o sposób w jaki potraktowano artystę na oddziale urazowym placówki.

Ed Sheeran trafił do szpitala w październiku ubiegłego roku ze złamaną ręką. Przewrócił się na rowerze jadąc do pubu. Po przyjęciu na oddział został otoczony troskliwą opieką. Rękę włożono do gipsu, podano mu środki przeciwbólowe  i byłoby po kłopocie, gdyby nie fakt, że lekarze i pielęgniarki poprosili piosenkarza o autograf i wspólne zdjęcia. Ponieważ Ed Sheeran jest sympatycznym młodym człowiekiem, chętnie spełnił ich życzenie.

Jednak dyrekcja szpitala doszła do wniosku, że pracownicy placówki nie zachowali się właściwie.

Dlatego zmienić się mają wewnętrzne przepisy placówki, w przypadku, gdyby w szpitalu znowu pojawił się ktoś sławny. Zmieniony ma zostać m.in. regulamin dotyczący ochrony prywatności pacjentów. Zarówno tych znanych, jak i tych nierozpoznawalnych.

Nikogo nie powinno się prosić o "słitfocie"

Chodzi o to, że bez znaczenia ma być, czy po pomoc przychodzi Ed Sheeran, czy nie Ed Sheeran. Nikogo nie powinno się prosić o "słitfocie". A dodatkowo: ktoś, kto ma prawą rękę  w gipsie, a lewą na temblaku może mieć kłopoty z rozdawaniem autografów. To już z czysto praktycznego punktu widzenia.

Brytyjskie szpitale  obowiązują personel do ścisłego przestrzegania regulaminu. Przede wszystkim ma profesjonalnie nieść pomoc.  Osobiste fascynacje  - jak w przypadku Eda Sheerana - powinny zostać poza murami placówki.

Chodzi także o innych pacjentów, którzy mogą  być świadkami "nadmiernego" zainteresowania lekarzy i pielęgniarek, tylko dlatego, że dana osoba jest sławna. Jak się podkreśla: w szpitalach bezpłatnej służby zdrowia wszyscy pacjenci powinni być traktowani tak samo.

ug