Nowe leki na raka nerki okazały się pod każdym względem skuteczniejsze od poprzednio stosowanych - ogłosili eksperci medyczni na międzynarodowej konferencji onkologicznej ESMO w Madrycie.

Zdjęcie ilustracyjne /Jacek Turczyk /PAP

Podczas kongresu ogłoszono wyniki badań dotyczących kabozantynibu - nowego doustnego inhibitora kinazy tyrozynowej, który blokuje powstawanie nowych naczyń krwionośnych, działając jednocześnie na dwa szlaki, tzw. met i axl.

W jednym z badań (CABOSUN) 157 pacjentów z przeciętnym lub niepomyślnym rokowaniem leczono kabozantynibem lub sunitynibem. Leczeni kabozantynibem częściej reagowali na leczenie i żyli dłużej bez postępu choroby.

Natomiast badania fazy III (METEOR) dotyczyły 638 pacjentów z zaawansowanym rakiem nerki, u których nie powiodła się co najmniej jedna próba leczenia lekiem hamującym powstawanie nowych naczyń. W porównaniu z uważanym za skuteczny everolimusem, udało się osiągnąć aż trzy cele jednocześnie. Ryzyko śmierci lub postępu choroby spadło o 42 proc., ryzyko zgonu - o 34 proc., a jednocześnie wzrósł odsetek osób, u których zmniejszyła się średnica guza.

Na konferencji w Madrycie zaprezentowano także wyniki badań porównujących nivolumab i ipilimumab (działających na układ odpornościowy) - z uważanym za standard sunitynibem. Po raz pierwszy sunitynib okazał się dawać gorsze wyniki w leczeniu osób z poważnym rokowaniem. Odsetek przypadków, w których guz się skurczył przynajmniej o 30 proc., sięgał 40-50 proc. Czegoś takiego jeszcze w raku nerki nie było - mówi dr n. med. Jakub Żołnierek z Centrum Onkologii - Instytutu Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Dodaje, że najbardziej skuteczne dotychczas leki uzyskiwały współczynnik remisji rzędu 30 proc.

Ponadto czas przeżycia jest dzięki połączeniu tych leków dużo dłuższy, niż dla samego sunitynibu. Także jakość życia jest akceptowalna. Niestety żaden lek nie jest skuteczny przeciwko wszystkim komórkom tworzącym guz. Potomstwo komórek nowotworowych różni się od komórek, z których powstały, pod wieloma względami. Dlatego łączy się dwa - a nawet trzy leki, np. zapobiegający powstawaniu nowych naczyń - z przeciwdziałającym zahamowaniu działania układu odpornościowego - opowiadał ekspert.

Jednak i taka terapia nie każdemu pomoże. Dlatego tak ważna jest możliwość wyboru spośród tak wielu leków. Jeśli zawiedzie jedna linia leczenia (a niektórzy pacjenci dr Żołnierka stosują leki pierwszej linii nawet po 7 lat) - to sięga się po drugą, trzecią czy nawet czwartą. Niestety polscy pacjenci nie mają dostępu do wszystkich zarejestrowanych leków, a refundacja leczenia dotyczy tylko dwóch pierwszych linii. Później pacjent musi płacić za leki sam, jeżeli to możliwe - przypomniał specjalista.

(ag)