Ratowanie twarzy polskiej medycyny

Środa, 22 maja 2013 (16:56)

Polska medycyna, polska służba zdrowia nie ma dobrej prasy. Na co dzień mamy tysiące powodów, by na nią narzekać. Ale w takim dniu, jak dziś, ręce same składają się do oklasków. Zabieg transplantacji twarzy, wykonany w Gliwicach to takie światełko w tunelu, pokazujące, że lekarze w Polsce potrafią dokonać rzeczy niezwykłych, jeśli stworzy im się do tego odpowiednie warunki.

Informacja o tym zabiegu zbiegła się z doniesieniami o planach rządu wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń medycznych, informacją o lekarce, która uznała, że żyjąca kobieta zmarła, z "poradnikiem" opublikowanym przez pacjentów, by pomóc innym pacjentom przeżyć spotkanie ze służbą zdrowia, czy wreszcie procesem lekarzy oskarżonych o zaniedbania wobec chłopca, który w 2008 roku zmarł na sepsę. Chciałbym jednak wierzyć, że to właśnie takie wydarzenie jak sukces transplantologów, może okazać się na swój sposób punktem zwrotnym w naszym podejściu do służby zdrowia. Mamy prawo do wysokich wymagań wobec lekarzy. Mamy prawo oczekiwać od nich wiedzy, staranności i empatii. Równocześnie mamy obowiązek domagać się od państwa, by im w pracy nie przeszkadzało.

Stworzenie grupy lekarzy zdolnych do przeprowadzenia tak trudnego zabiegu, odpowiednie ich wyszkolenie, wdrożenie procedur, które pomogły we właściwy sposób pobrać tkanki od dawcy, wymagało wyobraźni i zapału. By tę grupę utrzymać i wprowadzić takie zabiegi do stałej praktyki potrzeba też jednak pieniędzy.

Pieniądze to oczywiście najsłabszy element całej układanki. Ile by ich w systemie nie było, zostaną wydane i na koniec jeszcze ich braknie. Dotychczasowe próby reformy systemu albo się nie udały, albo zostały zablokowane, albo wreszcie (jak w przypadku obecnego rządu) polegają w gruncie rzeczy na przerzuceniu na pacjentów części kosztów leków i ograniczeniu, formalne lub praktycznie (w związku z rosnącymi kolejkami), dostępu do darmowych procedur medycznych. To droga donikąd. 

W krajach rozwiniętych, już od dawna medycyna potrafi więcej, niż obywatele są w stanie jej zapłacić. Równocześnie krajów biednych nie stać nawet na tanie procedury, które mogłyby ratować zdrowie i życie milionów. Postęp medycyny paradoksalnie czasem wręcz utrudnia... leczenie. Z czasem te problemy będą jednak tylko większe, nie ma więc czasu na to, by czekać, choćby na zmianę rządu. Tym bardziej, że rzeczywiste zmiany wymagają ponadpartyjnego porozumienia.

W służbie zdrowia potrzeba wizji, dotyczącej profilaktyki, diagnostyki i samego leczenia. Bez niej niektórym z nas już teraz brakuje "ciepłej wody w kranie". I w miarę starzenia się społeczeństwa tej wody do podziału będzie tylko mniej. Tak popularne tworzenie fundacji zbierających pieniądze na pomoc pacjentom, którym służba zdrowia nie pomaga, to tylko półśrodek, który zwłaszcza w przypadku mediów nie może zastąpić stałego wnikliwego monitorowania systemu służby zdrowia. Jeśli nie tropi się na co dzień przypadków korupcji, czy "kręcenia lodów", jeśli nie piętnuje się zmian, które utrudniają działanie ratownictwa medycznego, czy lekarzy rodzinnych, to apele o 1% czy SMS-y na jedną czy drugą fundacje, mogą co najwyżej uspokajać sumienie i poprawiać wizerunek. Pacjentom, czyli w praktyce nam wszystkim, nie pomogą.

Informowanie o sukcesach polskiej medycyny to dla mediów przyjemność. Mówienie o kłopotach służby zdrowia, nie ukrywanie przede wszystkim, kto za te kłopoty odpowiada i nacisk na rząd, by podejmował skuteczne działania dla ich usunięcia - to obowiązek. Tu naprawdę potrzebna jest wizja i - żeby było jasne - nie o wizję pewnej skorumpowanej choć niewinnej posłanki mi chodzi.

Artykuł pochodzi z kategorii: Głowa

Grzegorz Jasiński