"Przebierała się za mężczyznę i w ten sposób odwiedzała pacjentki. Dopiero na miejscu informowała je i przekonywała, że jest kobietą, więc mogą z nią porozmawiać szczerze" – opowiada w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Adam Węgłowski, autor książki „Wieki Bezwstydu”, o Agnodike, pierwszej lekarce w starożytnej Grecji. Wykształcona w Aleksandrii kobieta musiała pokonać wiele przeciwności, by nieść pomoc innym kobietom. Za swoje czyny stanęła przed sądem. A na ulice Aten w marszach poparcia wyszły dla niej Greczynki.
Michał Dobrołowicz RMF FM: Zacznijmy od tej pierwszej lekarki, jak miała na imię, kiedy działała, gdzie dokładnie, jak to z nią było?
Adam Węgłowski, autor książki "Wieki bezwstydu": Wedle starożytnych opowieści, pierwszą lekarką w Grecji była niejaka Agnodike, która działała na terenie Aten, ale jako że czasy nie sprzyjały temu, żeby kobiety zajmowały się czymkolwiek poważnym - a przecież zawód lekarza jest czymś bardzo istotnym - znalazła wytrych. Mianowicie przebierała się za mężczyznę i w ten sposób odwiedzała pacjentki. Dopiero na miejscu informowała je i przekonywała, że jest kobietą, więc mogą z nią porozmawiać szczerze.
I jak one reagowały?
Reagowały entuzjastycznie, jak się okazało. Z tym że mniej entuzjastycznie reagowali mężowie i ojcowie tych Greczynek, ponieważ zaczęli podejrzewać, że Agnodika to jest jakiś młody, urodziwy chłopak, uwodziciel, który romansuje z ich żonami czy latoroślami. No i mogło się to skończyć bardzo źle, bo w tamtych czasach uwodzicieli karano bardzo surowo. Wedle legendy doszło do konfrontacji i przed sądem Agnodike, w sposób jak najbardziej oczywisty udowodniła, że jest kobietą, po prostu pokazując to i owo. Towarzyszyły temu protesty Greczynek, które domagały się, żeby nic jej nie robić i żeby kobiety miały prawo zajmować się kobietami. Efekt był ponoć optymistyczny, mianowicie, raz że Agnodike nic nie zrobiono, dwa że dopuszczono kobiety do tego, żeby zajmowały się zdrowiem kobiet. Problem był taki, żeby to zrobić, najpierw kobiety musiały się wykształcić, a z tym nie było tak łatwo. Agnodike podobno miała o tyle łatwiej, że pochodziła z Aleksandrii, z Egiptu, gdzie obyczaje były trochę mniej surowe, niż w Grecji. Ona tam się wykształciła, wróciła na Peloponez i zaczęła pracować.
Kiedy zaczęło być więcej kobiet lekarek? Agnodike, przełom IV/III w p.n.e., a kiedy to stało się popularniejsze? I nie trzeba było tak kombinować, żeby kobieta mogła uprawiać ten zawód?
Myślę, że cała starożytność to jest epoka, kiedy kobiety nie miały łatwo z tym zawodem. Po pierwsze dlatego że aby zostać lekarką, trzeba było uzyskać wykształcenie. Żeby uzyskać wykształcenie, trzeba było mieć pieniądze, jakiś status, jakieś zabezpieczenie finansowe, prawda? A kobiety były przez wieki, wręcz przez tysiąclecia pod tym względem zaniedbywane. Przypomnijmy, że Maria Skłodowska-Curie, wielki naukowiec, miała kłopot z dostaniem się na studia, więc ja bym powiedział, że kobiety miały ciężko aż do XX wieku.
Agnodike miała specjalne przygotowanie? Formalne wykształcenie jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, czy była samoukiem?
Agnodike, wedle legendy, wykształciła się w Aleksandrii, czyli w Egipcie. Tam stało to na bardzo wysokim poziomie, nauka w tamtym czasie, czyli w IV, na przełomie III/IV w p.n.e. Odebrała, można powiedzieć, najlepsze możliwe wykształcenie. I kiedy przyjechała do Grecji, była gruntownie przygotowana i jedyny szkopuł polegał na tym, że kobiety nie dopuszczano wówczas do leczenia, no i ot i cały problem.
Czy gdy obserwuje pan te opiekę medyczną w starożytności, czy coś zostało do dzisiaj, co się nie zmieniło? Czy zmieniło się wszystko?
Wydaje mi się, że zmieniło się wszystko. Nawet jeśli dzisiaj narzekamy na służbę zdrowia, to zestawienie tego z horrorem jaki był w starożytności, jest to po prostu niestosowne. Historycy mówią, że tak jak mężczyźni wtedy ginęli na polu bitwy, tak kobiety ginęły podczas porodów. To było duże zagrożenie dla życia kobiety: poród i komplikacje poporodowe.
Starożytni mężczyźni nie lubili kobiet, które gdzieś tam upiększały się?
No właśnie to bardzo dziwne, ale z zachowanych źródeł historycznych, z niektórych takich prac filozoficznych, można wywnioskować, że nie lubili. Że kobieta, która się stroi, była jak taki ptak, który się pyszni. I gdyby pozbawić go pięknych piórek, to zostałaby niezbyt atrakcyjna kobieta. Dla starożytnego Greka ważniejsze od tego, że kobieta będzie się malowała czy będzie używała pudru, było to, żeby była gospodarna. Ma chodzić w domu, koło gospodarstwa, żeby wszystko było w porządku, żeby wspólnie im się dobrze żyło, żeby zarabiali, żeby żyło im się dostatnie, żeby dzieci były zdrowe itd.
I panie nie robiły makijażu w ogóle?
No oczywiście, że robiły.
Dla siebie?
Tak. Faktycznie dbano o urodę, starano się jakoś likwidować mankamenty. Poza tym starożytni Grecy bardzo lubili białą, bardzo jasną skórę, która mogła świadczyć o tym, że kobieta nie pracuje w słońcu. Czyli stać ją na niewolników w domyśle, czyli jest panią domu, która ma dużą służbę. Tak więc, żeby się trochę wybielić używano bieli ołowiowej, która po latach się okazało, była substancja rakotwórczą. Tak było też z kilkoma innymi preparatami, które raczej nie pomagały zdrowiu. Taka była wówczas cena piękności. Z drugiej strony, mężczyźni narzekali na to, że kobiety się stroją, ale inni, na przykład rzymski pisarz Owidiusz, dawał rady kobietom, żeby nie stroiły się i nie używały kosmetyków przy mężczyznach, tylko żeby to robiły w tajemnicy, ponieważ jak mężczyźni zobaczą, jak na prawdę wyglądają przed zrobieniem sobie makijażu, to mogą stracić zainteresowanie kochanką.