Rankiem 9 maja siły ukraińskie pobiły osobliwy rekord. Dron kamikadze przeleciał 1500 km, by uderzyć w rosyjską rafinerię Gazpromu w Baszkortostanie. Taktyka atakowania rosyjskich rafinerii jest słuszna - nie mają wątpliwości specjaliści magazynu "Foreign Affairs", uzasadniając, że amerykańska krytyka działań Ukraińców oparta jest na mylnych przesłankach.

Władze regionu Baszkirii (autonomiczna republika FR położona na granicy Europy i Azji na wschód od Wyżyny Nadwołżańskiej - przyp. red.) poinformowały w czwartek rano o ataku drona. Bezzałogowiec uderzył w budynki należące do kompleksu Gazpromu na południu republiki w mieście Saławat.

Dron uderzył w instalację do krakingu katalitycznego (proces przeróbki ropy naftowej - przyp. red.). Rosyjskie media doniosły o huku i dymie unoszącym się nad kompleksem przemysłowym. Pożar był niewielki, a lokalna administracja poinformowała, że w ataku nikt nie ucierpiał.

Gazprom Neftekhim Saławat to dziesiąta co do wielkości rafineria w Rosji, posiadająca zdolność produkcyjną 10 milionów ton ropy rocznie. "Pomimo ataku pracuje normalnie" - poinformowano.

Nie byłoby w tej informacji nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Saławat znajduje się 1500 km od granicy ukraińskiej, a to oznacza, że Ukraińcy - jak przyznają źródła Ukraińskiej Prawdy w SBU - pobili dzisiaj rekord. Czwartkowy atak dronów był pierwszym w historii wymierzonym w Republikę Baszkortostanu.

Wcześniej obowiązywał inny efektowny rezultat, gdy ukraińskie drony trafiły w trzecią co do wielkości rafinerię w Rosji położoną w sąsiedniej republice Tatarstanu. 1300 km od ukraińskiej granicy.

Ukraińcy mają rację. Administracja Bidena - nie

Od października Ukraina przeprowadziła co najmniej 21 udokumentowanych ataków dronów na sektor naftowy w Rosji. Urzędnicy w Kijowie tłumaczą rzecz wydawałoby się oczywistą. Ataki bezzałogowców na rafinerie przeprowadza się po to, by odciąć dostawy paliwa dla rosyjskiej armii i zmniejszyć dochody z eksportu, z których Władimir Putin finansuje swoją zbrodniczą wojnę.

Do końca marca Ukraina zniszczyła około 14 procent rosyjskich mocy produkcyjnych w zakresie rafinacji ropy naftowej, zmuszając Moskwę do wprowadzenia sześciomiesięcznego zakazu eksportu benzyny. Kreml zwrócił się także do Kazachstanu o zabezpieczenie rezerwy 100 tys. ton benzyny na wypadek niedoborów w Rosji. Jeden z trzech największych eksporterów ropy naftowej świata (obok USA i Arabii Saudyjskiej) został w ciągu kilku miesięcy i relatywnie bardzo niskim nakładem środków zmuszony do przygotowań do importu surowca.

I kiedy Ukraińcy poważnie skrzywdzili rosyjską gospodarkę, krytyka niespodziewanie nadeszła z Waszyngtonu. Administracja Joe Bidena krzywo patrzy na ataki dronów na rafinerie. Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamala Harris wprost zaapelowała do Wołodymyra Zełenskiego o powstrzymanie się od takich uderzeń. Biden obawiał się, że naruszenie rosyjskiej stabilności przemysłu naftowego spowoduje wzrost cen surowca na rynkach światowych. To byłaby oczywiście fatalna informacja dla urzędującego prezydenta USA, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów.

Analitycy "Foreign Affiairs" dochodzą do wniosku, że kalkulacje Białego Domu są po prostu błędne. Przy mniejszych zdolnościach rafineryjnych, Rosja zmuszona będzie eksportować więcej - tłumaczą - a to spowoduje raczej obniżenie cen paliwa. Jak informuje "FA", rosyjskie firmy faktycznie zaczęły sprzedawać za granicę więcej ropy nierafinowanej.

To dlatego, że Ukraińcy obrali za cel nie pola naftowe, czy system eksportu ropy, ale właśnie rosyjskie rafinerie. To istotne rozróżnienie - wyjaśnia "FA". Gdy rafineria zostaje zniszczona lub uszkodzona, magazynowanie tam ropy staje się niemożliwe. To zmusza Rosjan do podjęcia jednej z dwóch decyzji - albo zwiększyć eksport, albo zmniejszyć wydobycie.

Eksperci zwracają uwagę na fakt, że Ukraińcy próbują zrobić to samo, co Europa przy pomocy sankcji. Kijów wybrał po prostu inną metodę - bardziej inwazyjną i przez to bardziej skuteczną.