31-letnia Heather Lindsay bała się, że nigdy nie będzie jej dane być panną młodą. Dzięki przyjaciołom i rodzinie mogła poślubić ukochanego Davida. Jak się okazało, słowa przysięgi małżeńskiej były ostatnimi, jakie wypowiedziała. Na drugi dzień zmarła.

Heather Lindsay i David Mosher poznali się w 2015 roku na kursie tańca w Connecticut w Stanach Zjednoczonych. To była miłość od pierwszego spojrzenia. 

Rok później Heather dowiedziała się, że ma raka piersi. Wtedy David jej się oświadczył. Chciałem, żeby wiedziała, że nie jest sama w walce z rakiem - powiedział Davic telewizji NBC. Para wybrała nawet datę ślubu - 30 grudnia 2017 roku.

Niestety, kilka dni później lekarze poinformowali narzeczonych, że Heather cierpi na bardzo agresywną odmianę nowotworu. Stwierdzili, że kobieta ma przed sobą najwyżej rok życia. Byliśmy załamani. Całe nasze życie koncentrowało się wokół walki z rakiem. Kilka miesięcy później nowotwór zaatakował całe ciało. Nie mogła już nawet samodzielnie oddychać - wspomina David.

Stan Heather zaczął się gwałtownie pogarszać. Wtedy zwierzyła się przyjaciółce ze swoich obaw, że nie dożyje dnia ślubu. David, bez chwili namysłu, przyspieszył ślub. Wyznaczył nową datę na dzień przed wigilią Bożego Narodzenia. 

Przyjaciele, rodzina, a nawet lekarze zareagowali wspaniale. Dwa dni przed Bożym Narodzeniem przewieźli Heather na łóżku do przyszpitalnej kaplicy, by mogła poślubić mężczyznę swojego życia. I tak słowa przysięgi małżeńskiej były ostatnimi, jakie wypowiedziała. 18 godzin później Heather odeszła.

Christina, która była świadkiem, zrobiła parze młodej zdjęcia, które obiegły cały świat. Te zdjęcia będą mi do końca życia przypominać, o tym co zawsze wszystko przezwycięża - o miłości - powiedział David.

   (j.)