Bardzo zła sytuacja w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu. Władze placówki nie chcą przyjmować noworodków z wadami serca na oddział kardiologiczny, ponieważ brakuje lekarzy anestezjologów potrzebnych do operacji.

26 spośród 33 zatrudnionych anestezjologów w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu wypowiedziało klauzulę opt-out. Nie pracują więcej niż 48 godzin w tygodniu. Zagrożone jest życie i zdrowie wcześniaków - alarmują lekarze neonatolodzy.

Dyrekcja placówki nie może poradzić sobie z protestem anestezjologów. Nie ma zabezpieczenia dla operacji kardiologicznych i trzeba je odwoływać. To, co dzieje się w Prokocimiu, zagraża życiu małych dzieci - nieoficjalnie mówią lekarze.

Tylko wczoraj jeden ze szpitali położniczych w Krakowie alarmował, że są u niego cztery noworodki, u których stwierdzono wady serca i wymagają one pilnej interwencji kardiologicznej lub nawet kardiochirurgicznej. Neonatolodzy chcieli przewieźć dzieci do szpitala w Prokocimiu - jednak tam stwierdzono, że nie ma możliwości przyjęcia małych pacjentów. Dwójka niemowląt ostatecznie trafiła do szpitala na Śląsku. 

Eksperci uważają, że jest to kuriozalna sytuacja, by transportować chore dzieci kilkadziesiąt kilometrów, podczas gdy można je leczyć w jednym z najlepszych dziecięcych szpitali kardiochirurgicznych w Polsce - w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu.

Rzecznik szpitala Natalia Adamska-Golińska stwierdziła, że nie wie, o co chodzi i nie zna sprawy. Obiecała, że sprawdzi ten temat, jak dostanie maila z pytaniami. Oczywiście taka prośba do niej już została przesłana. 

"Staramy się bardzo"

W rozmowie z RMF FM, profesor Janusz Skalski, kardiochirurg ze szpitala w Krakowie-Prokocimiu zaznacza, że lekarze robią wszystko, żeby braki kadrowe nie miały wpływu na pacjentów. Staramy się bardzo, ale nie mając odpowiedniej liczby zatrudnionego personelu mamy naprawdę ogromne problemy. Można było uniknąć odsyłania dzieci i myślę, że w przyszłości tego nie będzie - mówi profesor Skalski. Robimy wszystko, żeby sobie poradzić, ale problem sprowadza się do pieniędzy. Niedofinansowanie ochrony zdrowia jest w tej chwili w Polsce dramatyczne - uważa prof. Skalski.

Kardiochirurg odniósł się też do odesłania dzieci do szpitala na Śląsku. My z tego powodu nie jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo jeżeli coś się już takiego stało, to wynika z kilku rzeczy. Między innymi z tego, że na oddziale położniczym lekarz zadziałał natychmiastowo. Tymczasem wiele z tych dzieci może poczekać kilka dni i tak postępują wszystkie kliniki kardiochirurgii i kardiologii dziecięcej - mówi prof. Skalski.

W wydanym oświadczeniu szpital zaznaczył, że dzieci, które zostały odesłane do innego szpitala nie wymagały nagłego leczenia i mogły poczekać w kolejce. 
(ag)